Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Blog :

Przygody nieustraszonego Karczmarza cz2

Był piękny wrześniowy poranek, kropił deszcz a szare chmurki leniwie płynęły po niezbyt błękitnym niebie.
Fudżensjo - karczmarz co się zowie, spał jeszcze w swoim słomianym wyrku, które stało na zapleczu karczmy "U Fudżensja".
Otworzył leniwie lewe oko, podrapał się krótką łapką po plecach, następnie po prawym uchu, po nosie, dwa centymetry powyżej lewej stopy, po pępku, po czym przeciągnął się, malsnął, prychnął, gwizdnął, świsnął i sturlał się na słomiany dywanik, leżący obok wyrka.
- Szas do prasy szas - zaświstał niezbyt ochoczo, gdy nagle usłyszał łomot otwieranych drzwi a do karczmy wpadła jak wicher postać w kapturze, podbiegła do baru i ledwo trzymając się dębowego blatu wyszeptała: "Pomocyyyyy..."
'....dopadł mnie kac gigant morderca, Shadow się obraziła, nici z kawy - pić gryzoniu pić!!!" - wymamrotała postać w kapturze i zsunęła się po blacie.

Więcej Komentarz
Opowiadania :

Zulassic park

Był długi, deszczowy, jesienny wieczór. Czyli krótka historia żula...

Był długi, deszczowy, jesienny wieczór. Między posępnymi, skarłowaciałymi drzewami w szaleńczym tańcu wirowały liście rzucane wiatrem niczym tajemną, niewidoczną, demoniczną siłą. I właśnie w środku tej zawieruchy, a dokładnie na samym środeczku miejskiego parku leżał sobie pan Mietek. Z zawodu był on... żulem, specjalność - żul parkowy (no i, zapewne, gwiazdy sobie oglądał). Kiedy to nagle oczom pana Mietka ukazała się...ciemność. Gdy tylko się ockną spostrzegł, że znalazł się w jakimś lesie - tylko strasznie ogromnym, gdzie drzewa miały po 150 metrów wysokości.
- Cholera, gdzie oni mnie wywieźli, ci miejscy? Nie mogli tak jak ostatnio, za miasto, i by wystarczyło? - zadał pytanie w myślach.
Więcej Komentarz