Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

Żenada z Karaibów

Ostatnio znajomy namawiał mnie na wycieczkę do kina na IV część hitu. Musiałam jednak odrobić zaległą pracę domową i obejrzeć część III Piratów z Karaibów. Dla przypomnienia, bo wiadomo, pamięć już nie ta, machnęłam też I i II. Obejrzałam i do kina się nie wybieram. UWAGA, SPOILERY, KTO NIE OGLĄDAŁ III CZĘŚCI FILMU, CZYTA NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Wobec pierwszej części uczucia miałam mieszane - świetne zdjęcia i efekty, ciekawa przygoda, świetny Jack Sparrow, taki sobie Will Turner, koszmarna i drewniana Elisabeth Swann. Postanowiłam jednak podejść z dystansem i stwierdziłam, że chociaż film nie powala, jednak jest świetną przygodówką, jeśli się tylko na to widz nastawia. No i w końcu do Disney, więc trochę familijnie.

Część drugą przetrawiłam, chociaż ewidentnie mina mi zrzedła. Już nie pomagało mi tłumaczenie sobie, że to w końcu tylko disneyowska przygodówka, załapać dystans było mi dużo trudniej. Doszłam do wniosku, że kontynuacja była naprawdę niepotrzebna, można było sobie skończyć historię na części I-szej. Trudno, machnęłam ręką ipotanowilam szczęśliwie żyć dalej, część III jakoś mnie nie pociągała.

W końcu obejrzałam część III i ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć: zmarnowałam 3 godziny życia. Nie przypominam sobie, kiedy widziałam większą CHAŁĘ.

Jedyną zaletą filmu jest kilka ładnie i z rozmachem zrobionych zdjęć "krajobrazowych". I chyba tylko pod te kilka minut filmu został napisany scenariusz, bo w całej reszcie nie znalazłam nic, NIC, co by przemawiało w obronie filmu.

Po pierwsze: kim, do cholery ciężkiej, jest clown o imieniu Jack Sparrow?? Brzmi znajomo, kiedyś słyszałam chyba o legendarnym piracie o tym imieniu, jednak kiepskiego komedianta w obejrzanym właśnie filmidle nie rozpoznaję. Wstyd mi za Johna Deppa, który grywa raczej w niezłych filmach, ale może miał jakieś konkretne powody ku temu.

Po drugie: pannę Knightley proponuję przywiązać do armaty i spuścić na dno otchłani niepamięci. Abstrahując już od drewnianej gry aktorskiej i samej aktorki, w której wyrazie dzioba jest coś działającego mi na nerwy i wciąż nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że patrzę na Alicję Curuś-Bachledę pożądloną w usta przez rój os, jej postać jest... lunarnego pochodzenia, że pozwolę sobie zapożyczyć ten prześliczny zwrot od jednego z użytkowników. Czyli wyjeb... z księżyca. No tak, wiem, poprawność polityczna, film nie może być wyłącznie po świńsku męski, musi być jakaś dzielna i nietuzinkowa babeczka. Tylko jak słyszałam wrzaskj "FIRE!" tej niedorobionej Lary Croft, to miałam ochotę ją samą wystrzelić z armaty.

Po trzecie: nie wiem, o co w tym filmie chodzi. Postaci miotają się z miejsca na miejsce, z frontu na front, tylko ja nie wiem, po co. Zapewne miały to być niespodziewane zwroty akcji, ale ja doszłam do wniosku, że scenarzyści rozpaczliwie nie wiedzieli, co zrobić z plączącymi się im bez sensu pod nogami postaciami.

Po czwarte: oto postrach mórz, postać, na dźwięk imienia której drżą serca nawet najdzielniejszych wilków morskich: DAVY JONES! Oto w trzeciej części staje się popychadłem wszystkich i ma szczęście, że nie przyrządzili z niego kalmarowego dania głównego. Ewidentnie też nie wiadomo, o co mu właściwie chodzi i scenarzyści litościwie pozbywają się upierdliwego głowonoga.

Po piąte, skoro o głowonogu mowa: niech mi ktoś wytłumaczy, po kiego ciężkiego grzyba scenarzyści wkleili do filmu boginię?? Uf, jak już zaczynałam zwąchiwać, co się święci, to się zaczęłam obawiać, że uwięzioną boginią z amnezją uczynią Elisabeth, ale na szczęście jednak nie.

Po szóste: przepraszam.... Pirate Lords??? To już teraz mamy Pirate Lords?? I co to, do licha, było za jakieś Konklawe Piratów??? Przepraszam, Lordów Pirackich. Słów mi zabrakło.

Po siódme, nie powinnam zapominać o tym, że teraz piraci są dzielnymi bojownikami o wolność (piratów/ludzkości/wolnego żeglarstwa - niepotrzebne skreślić). I walczą, a jakże, ze Złą Korporacją, pragnącą przejąć władzę nad światem.

Po ósme: rany boskie, ten ślub w trakcie bitwy... Już nie mam sił komentować.

Po dziewiąte - czemu małpa pozostała małpim trupkiem?

A tak na zakończenie z ciekawości - to piękne i melodramatyczne, że Will i Elisabeth mogą się widzieć tylko raz na 10 lat, bo on nie może stanąć na lądzie. Ale czy ona nie może pływać na statku? Wiem, czepiam się niemiłosiernie, psuję wszystkim romantykom radość ze smarkania w chusteczki nad tą poruszającą miłością. Ale przyszedł mi jeszcze jeden koncept do głowy: przecież Will zawsze może stanąć na lądzie w ceberku z morską wodą, jak mięczak Davy Jones w którymś momencie filmu. Przecież to by było takie romantyczne...

Ja wiem, w czwartej części piratów nie ma już prześlicznej, pożądlonej przez osy Keiry i w ogóle jest o czym innym niby. Tylko już nie mam siły oglądać komika Jacka Sparrowa i jego coraz bardziej żałosnych podrygów.
Komentarze
Alpha-Sco : Mi się postać Jacka Sparrowa nawet podobała, ale reszta to taka opera...
Mandraghora : Jak najbardziej na takie właśnie kino umiem się nastawić i lubię, dlat...
Alpha-Sco : Ależ - ja nie dyskutuję o gustach. Nie napisałam, że ludzie, którym si...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły