Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

W głowie

Cichy szmer rozmawiających z niebem liści rozpędzał ciszę. Otaczał ją idealnie jak dym. Miękka niczym woda trawa kusiła, wciągała i pochłaniała. Wiatr delikatnie pieścił jej ciało, drzewa oraz buntującą się przeciw niszczeniu ich spokojnej egzystencji trawę! Słuchała tego pozwalając aby dźwięki wlewały się w jej ciało. Wśród łagodnych melodii nagle zadźwięczała fałszywa nuta, ładna ale inna od pozostałych.
Otworzyła niechętnie oczy, patrząc w mętne szare niebo szukając ponadprogramowego dźwięku ciągle wtapiającego się w pozostałe. Uniosła się na łokciach a wredny wiatr bawił się jej włosami rzucając je na twarz, odgarnęła niedbałym ruchem niesforne kosmyki. Nie chciało jej się wstawać tym bardziej że dźwięk stawał się coraz piękniejszy i dominujący. Opadła na trawę patrząc na radośnie bawiące się w koronie drzewa liście. Zamknęła oczy ponownie wsłuchując się w pieśń. Kiedy z niewyraźnego jak gdyby zamazanego nieba zaczęło uciekać słońce i ustępować miejsca czerwonemu jak krew księżycowi o upiornych ostrych rysach kamiennego boga, wstała. Trawa zafalowała jak morze podczas sztormu mimo iż nie było wiatru. Czuła skupiony na sobie wzrok tysiąca zielonych ździebeł, listków, konarów, chmur i gwiazd na srebrnym firmamencie mieniącym się niczym tęcza. Idąc po stromym zboczu w stronę domu czuła jak jeszcze ciepła ziemia pieści jej stopy.
Nagle kotara ciszy ponownie opadła a z niej niczym nóż wyłoniła się melodia. Tym razem pełna tęsknoty, samotna niczym księżyc nawet niebo wirowało w jej rytm! Melodia była skoczna mimo, że smutna, głęboka wdzierała się nawet w najciemniejsze zakamarki i głęboko zostawiła swoje piętno niedosytu oraz zauroczenia. Wbrew sobie... Nie, nie wbrew sobie! Po prostu z przyjemnością oddała kontrolę nad sobą i zaczęła iść. Nie w stronę muzyki bo ona nie miała strony dochodziła zewsząd, daleka i bliska... Wyruszyła na poszukiwanie tej rozdzierającej duszę pieśni, która wywoływała ciarki i chęć utonięcia w niej. Szła i szła, nie zwracając uwagi, że miękka i delikatna trawa ustąpiła miejsca ostrym kamieniom i gałęziom. Rozkoszne otępienie ogarnęło jej ciało i umysł, mijała rzeczy nie będące upragnionym źródłem, którego pochodnymi karmiła wszystkie swoje zmysły. Muzyka wcale nie stawała się głośniejsza ani cichsza wraz z przebytą odległością. Ta melodia była wszędzie mimo to ona szła konsekwentnie w jednym kierunku, zostawiając na białych spalonych słońcem skałach krwawe ślady. 
Nie czuła pragnienia ani głodu, obce jej było zmęczenie i znudzenie melodią, która się nie powtarzała każda nuta była inna od poprzedniej lecz równie piękna i hipnotyzująca, grana na instrumencie w sposób którego nie znała. I nagle stanęła oczarowana patrząc na radośnie czerwone słońce rodzące się ponad ponętnymi błękitami szalenie radosnych fal. „To jest niczym nie wypaczone piękno!” stwierdziła nim zdała sobie sprawę że stoi , nie jest sama na plaży a muzyka umilkła. Na białym jak kości piasku siedziała najpiękniejsza a jednocześnie najdziwniejsza istota jaką widziała. Z budowy przypominała mężczyznę, nogi miał pokryte czarną łuską mieniącą się wszystkimi jej odcieniami, nie zdawała sobie sprawy, że ich jest aż tyle! Od pasa w górę zdobiły go różnobarwne pióra utrzymane jednak w ciemnych tonach. Ręce przypominały skrzydła o białych piórach ale zakończone były dłońmi o długich palcach. Piękna anielska twarz otoczona aureolą fioletowych włosów, zwieńczona pięknymi oczami z iście diabelskimi iskierkami kryjącymi się pod gęstych rzęsami. U jego stóp leżało coś co przypominało harfę, skrzypce pomieszane z fletem nie wiedziała jak to inaczej określić. Patrzył na nią z rozbawieniem i ciekawością lecz po chwili wrócił do obserwowania wstającego słońca. Usiadła koło niego równie urzeczona widokiem.  

-O czym była? -spytała nieśmiało.

-Pieść? -miał spokojny, głęboki, melodyjny głos. Po prostu piękny …

-Co czułaś jak ją słyszałaś?

-Co miałam czuć?

-To już od Ciebie zależy, to co czułaś?

-Smutek, samotność i umiłowanie wolności?

-Nawet trafiłaś.- powiedział uśmiechając się i odsłonił niebieskie zęby.

Zapadło znowu milczenie ale przyjemne, obserwowała nas wielka czerwona kula leniwie wznosząca się ponad nasze głowy.

-Co zrobiłaś jak ją usłyszałaś? - spytał po chwili

-Zaczęłam jej szukać.

-Uciekłaś? -spytał już na nią nie patrząc.

-Nie, od czego?

-Nie wiem...

-A Ty, czemu ją grałeś ?

-Bo lubię i umiem.

-Tęsknisz? - teraz ona zamieniła się z nim miejscami i zadawała pytania.

-Każdy tęskni

-Ale w takim razie czy tęsknota nie jest wolnością?

-Dlaczego?

-Bo wolność to brak ograniczeń, w takim razie kiedy pozbywamy się ścian takich jak inni bądź uczucia stajemy się wolni. Dlatego też w Twojej pieśni była samotność?

-Zdecydowanie za dużo myślisz ale masz rację. Ty za to zawsze uciekasz, jeśli jest szansa, że będzie dobrze, że coś się uda wynajdujesz jakiś sztuczny problem i uciekasz.

-Wcale nie, po prostu nie czuje się jeszcze gotowa na niektóre rzeczy.

-Jeśli tak twierdzisz. Czym dla Ciebie jest wolność, możliwością wyjścia z domu i pójścia nie wiadomo gdzie ?

-Nie dlaczego tak sądzisz? Wolność jest dla mnie zawsze wewnątrz. Nawet będąc zamknięci a pozostając sobą będziemy wolni.

-A nie uważasz, że wraz z następowaniem kolejnych wieków ludzie coraz bardziej zapominają kim są i co to wolność? Kiedyś gdybyś powiedziała wędrowcowi, że będzie wolny w domu jeśli tylko pozostanie sobą to by Cię prawdopodobnie wyśmiał.

-Możliwe ale powiedz mi jak mamy znać wolność kiedy starsze pokolenia pakują nas w coraz to mniejsze klatki?

-Trzeba się jakoś usprawiedliwiać.-Powiedział patrząc na nią przenikliwie oczami, w których tańczyły radosne iskierki.

-A no trzeba. - Przyznała niechętnie zapatrzona w horyzont.- zagrasz ostatni raz ? - Spytała z dziecinną nadzieją w głosie.

-Jeśli tego chcesz...

I przystąpił do opowiadania swojej historii za pomocą dźwięków a ona słuchała zaczarowana, zahipnotyzowana. Na całym ciele miała ciarki, które potęgowały się z każdym akordem i uderzeniem serca. Nie wiedziała ile tak siedziała zatopiona w jego muzyce. Przestał kiedy słońce było wysoko ale nie wiedziała czy tego samego dnia czy też następnego lub później... W pewnym momencie wstał i wzbił się w powietrze trzymając swój dziwny instrument. Z pięknych rozłożonych skrzydeł wypadło mu pióro, które bez zastanowienia podniosła, chcąc się podnieść niestety straciła równowagę. Ułamek sekundy i poczuła tępy ból gdzieś w okolicach głowy a potem nie było już nic.

Obudziła się ze strasznym bólem głowy w jakimś jasnym pomieszczeniu, którego ściany kiedyś z pewnością były białe i dziwne miękkie teraz żółte i spryskane krwią. Dookoła nie widziała drzwi kiedy chciała wstać okazało się, że jest przywiązana do łóżka grubymi skórzanymi pasami. Miała zacząć krzyczeć kiedy do pokoju przez chyba ukryte drzwi wszedł podstarzały doktor w białym fartuchu. „Znowu ten koszmar” pomyślała z rezygnacją.

-Chcesz o tym porozmawiać? - spytał spokojnie rutynowym głosem.

-O czym? - Spytała kompletnie nie wiedząc o co chodzi.

-Dlaczego się okaleczasz?- wskazał ruchem głowy na krwawe smugi widniejące smętnie na ścianach .

-Ja... To nie ja …

-Zacznijmy rozmowę jeszcze raz. - powiedział z westchnieniem wyciągając z kieszeni strzykawkę i igłę. Kiedy wkłuwał się w jej rękę, ona patrzyła na samotne kurczowo ściskane w dłoni pióro mieniące się odcieniami granatu . A potem był tylko spokój i tańczące niebo o rozmazanych chmurach.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły