Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Sepultura - Alibi, Wrocław (17.08.2010)

W dzieciństwie symbolami - bo nie znałem chyba jeszcze w pełni znaczenia słowa "ikona" - hałaśliwego grania, których nazwy poznałem wcześniej niż muzykę, były dla mnie Nirvana, Metallica, Sepultura i Depeche Mode. Zanim dałem tym zespołom szansę wzbogacić mój świat, większość z nich przeszła poważne zmiany ujmujące im dawnego blasku. Od tamtej pory minęło kilkanaście lat, jednak co mi się wryło w mózg, już tam zostało. Sepultura we Wrocławiu? Po co pisać zachęcający wstęp, gdy sama nazwa jest wystarczająco głośna?
Na dzień dobry przyszło mi cierpliwie znieść prawie godzinną obsuwę z wpuszczaniem do klubu. Nie była ona jednak zbyt szkodliwa. Tłum zbierał się powoli, być może z powodu niezgodności serwisów internetowych w kwestii godziny rozpoczęcia koncertu. W tym czasie niejeden niespokojny metal przychodził pod drzwi, by dowiedzieć się, czy są jeszcze bilety. Liczba wciąż dostępnych wejściówek, którą w odpowiedzi podała chyba kompetentna osoba z obsługi, była tak duża, że wolę jej nie powtarzać. Po prostu było ich mnóstwo. Mały punkt dla kolegi z innego serwisu, który obstawiał niższą frekwencję niż ja. Dodatkowo zaciekawił mnie ubiór niektórych z czekających. Inny kolega znalazł kiedyś w pewnym znanym tygodniku artykuł, według którego obecni fani Metalliki to panowie, którzy przed koncertem "marynarkę od garnituru zostawią w samochodzie". Nie wiem, jak to ostatecznie było w przypadku Wielkiej Czwórki w Warszawie, ale na Sepulturze we Wrocławiu osobników takich owszem, widziałem.

Supportowi jako intro posłużył temat z "Drużyny A". Zespół, który zobaczyliśmy na scenie, nie był jednak "kadrą A", bowiem Huge CCM musiało sięgnąć po rezerwowych, a konkretnie - konieczne okazało się zastępstwo z powodu choroby basisty. Nie widziałem nigdy tej grupy w oryginalnym składzie, ale zamiana nie wpłynęła chyba na występ negatywnie. Wnioskuję tak głównie z odbioru przez publiczność, wśród której znalazło się kilku takich, którzy znali zespół wcześniej. Dla mnie było to granie owszem, solidne, chociaż podejrzewam, że bardziej przypadłoby do gustu fanom Soulfly niż Sepultury. Przez trochę ponad pół godziny zespół wykonał m.in. jakiś cover Tenzing oraz "Nothing More, Nothing Less" i "Insect" z wydanego pół roku temu albumu "Inner Violence". Wokalista w czapce z daszkiem rozdał nawet kilka płyt bawiącym się przy barierce. Jako rozgrzewacza oceniam Huge CCM dobrze, nawet nie za pokorny gest na zakończenie, kiedy to frontman zachęcił nas do wywoływania Sepultury. Większych sukcesów jednak zespołowi nie wróżę - tylko utrzymania posiadanej już grupy wiernych fanów.

Sepultura miała grać w Polsce - choć akurat nie we Wrocławiu - w kwietniu. Niestety tamte koncerty z nie do końca zrozumiałych przez wielu fanów przyczyn zostały przeniesione. Rozczarowanie ową decyzją poszło jednak już chyba całkowicie w zapomnienie. Przecież sztuki nie zostały definitywnie odwołane, a w międzyczasie z wizytą wpadło do nas Soulfly. Niemniej gitarzysta Andreas Kisser przeprosił ze sceny za nieobecność w pierwotnie obranym terminie. Był to jedyny moment podczas koncertu, kiedy konferansjerką zajął się ktoś inny niż wokalista Derrick Green. Wydaje mi się, że wcześniej zdarzało mu się występować z gitarą, jednak podczas wrocławskiego koncertu miał ten luksus, że mógł swobodnie, z mikrofonem w dłoni przemieszczać się po scenie i zabawiać publiczność. Trzeba to przyznać - od odejścia Maxa Cavalery minęło już tyle lat, że nikt za nim nie tęskni. Przynajmniej żaden ze zgromadzonych na widowni osobników nie dał tego do odczucia. Zespół natomiast nawet w pewien sposób odciął się od czasów, kiedy występował ze swoim pierwszym wokalistą. Tak odebrałem odegranie fragmentu "Antichrist" - utworu, który swego czasu nawrócony Max Cavalera wolał wykonywać w wersji zatytułowanej "Anticop". Urywek ten - zwrotka i refren - znalazł się na początku bloku starych kawałków Sepy (przy czym ten, jak stwierdził Derrick, był chyba dla nas nawet zbyt stary) zwieńczonym "Escape To The Void". Takiego luźnego grania było podczas koncertu więcej. Usłyszeliśmy chociażby intro z "Cornucopia" Black Sabbath oraz kilka "ludowych" motywów na bis, w tym "Ratamahatta". Ojczyzną Sepultury "zapachniało" jeszcze podczas "Policia" - coveru Titas - oraz dzięki publiczności, która nie zapomniała zaprezentować się zespołowi z brazylijską flagą. Na setliście znalazły się ponadto "A-Lex I", "Moloko Mesto", "Arise", "Refuse/Resist", "Dead Embryonic Cells", "Filthy Rot", "What I Do!", "Convicted In Life", "Attitude", "We've Lost You", "Corrupted", "Spit", "The Treatment", "Troops Of Doom", "Septic Schizo", "Sepulnation", "Slave New World", "Territory", "Inner Self" oraz - na bis - "Conform" i "Roots Bloody Roots". Dużo materiału o dość przekrojowym charakterze - chociaż z większym naciskiem na ostatni album z Derrickiem i najsłynniejsze z Maxem - ale w końcu zespół ten świętuje już ćwierćwiecze, co podkreślały napisy na bębnach. Jak na ironię za zestawem perkusyjnym siedział muzyk, który w Sepie udziela się dopiero od kilku lat. Niektórzy nie zapamiętali jeszcze, jak się nazywa. Jeśli któryś z członków zespołu mógłby po koncercie wyjść do publiczności bez obawy o natręctwo fanów, to tylko właśnie Jean Dolabella. Nie sugeruję jednak, nie stwierdzam ani nie wyrażam jakiegokolwiek braku sympatii względem obecnego perkusisty Sepultury. Z drugiej strony spodziewałem się pojedynczych głosów wyrażających tęsknotę za Igorem Cavalerą - po którego odejściu Paulo Jr. pozostał w zespole jedynym członkiem oryginalnego składu - tych jednak nie było. Może po prostu ci, którzy nie chcieli przyjść na koncert, nie przyszli, uważam jednak, że w znacznym stopniu Dolabellę ratują umiejętności. Jest dobrym muzykiem, a nie tylko uzupełnieniem ubytku. Sepultura to przecież wciąż żywa kapela, która chce coś dokonać i potrafi rozruszać publiczność. Zapewniam, że tłum - choć wielkiego ścisku nie było - który zebrał się w klubie, przez te półtorej godziny bawił się świetnie.

Zespół, którego nazwa po polsku oznacza "grobowiec", pokazał, że do cmentarza wciąż mu daleko. Nie wolno go skreślać. Ta ikona może zmalować jeszcze niejedno.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły