Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Paradise Lost, Lucifer Wrocław Alibi - 21.10.2015

Paradise Lost, Lucifer, Alibi, Knock Out Productions

Już po raz kolejny, w ramach trasy promującej swój najnowszy album, do Polski zawitał angielski Paradise Lost, który to od wielu, wielu lat jest niekwestionowaną gwiazdą sceny. Jednakże tym razem wybór był inny, aniżeli w przypadku touru związanego z wydaniem ich poprzedniego krążka „Tragic Idol” z 2012 roku. Wtedy to fani zespołu aby móc posłuchać swoich ulubieńców na żywo musieli udać się odpowiednio do katowickiego Mega Clubu lub ewentualnie do warszawskiej Proximy.

Tym razem to Wrocław (Alibi) i Gdańsk (B90) miały gościć ten zasłużony dla gatunku band. Nie będę ukrywał, że poczułem się dość zadowolony z faktu, że nie będę zmuszony do jeżdżenia po kraju aby móc usłyszeć na żywo najnowsze wydawnictwo pt. „The Plague Within”. Niech najlepszym świadectwem bardzo dobrej formy zespołu będzie fakt, iż wszystkie bilety na wrocławski koncert (bo o ten w szczególności chodzi) zostały wyprzedane, tym bardziej że do tanich nie należały. Jako support towarzyszący zaproszony został niemiecko/angielski Lucifer, który to korzystając z nie lada okazji zaprezentował zgromadzonym we wrocławskim klubie Alibi utwory ze swojego pierwszego pełnego krążka „Lucifer I”. Mimo, iż jako Lucifer był to ich debiut płytowy pod tym szyldem, to o debiucie muzyczno/scenicznym mowy być nie może. Jest tak, albowiem w skład zespołu wchodzą byli członkowie dość ciekawych i znanych zarazem formacji, takich jak Cathedral czy Angel Witch. Oprócz tego, niemalże każdy członek Lucifera udzielał się w innych zespołach, bardziej czy mniej znanych. Taka mieszanka teoretycznie powinna dać coś dobrego, nowego, fajnego. Niestety z doświadczenia wiem, że to nie zawsze się sprawdza, a wręcz efekt finalny daleki jest od zamierzonego. Niestety innego zdania byli i zapewne są muzycy wspomnianego Lucifer, gdyż zarówna płyta a tym bardziej koncert były po prostu słabe. Przerost formy nad treścią, czy przerost treści nad formą, naprawdę trudno powiedzieć czym to było do końca. Występ Lucifer wyglądał tak, jakby każdy z muzyków grał co innego. Brak w tym wszystkim było jakiejkolwiek spójności, a o wokalu nie wspomnę. Z tego co się orientuję to support ma niejako zagrzać publiczność przed występem gwiazdy wieczoru – tutaj tego nie było kompletnie. Już od samego początku trwało odliczanie i oczekiwanie zarazem na rychły koniec koncertu Lucifer. Gdy owy koniec nastąpił odetchnąłem z ulgą. Ostatni koncert Paradise Lost na jakim miałem okazję być, był udany, jednakże miałem wątpliwości co do formy wokalnej Nicka Holmesa. Niby było ok, ale dla wprawionego ucha wydawało się, że częściowo nie wyrabiał z niektórymi partiami. Może numery z ich poprzedniej płyty „Tragic Idol” były na tamten czas zbyt trudne do wykonania na żywo albo i Nick był za bardzo zmęczony. Tym razem forma Nicka jak i całego zespołu w porównaniu z ich występem z katowickiego Mega Clubu bardzo widocznie wzrosła. Nie chodzi tu bynajmniej o jakość muzyczną wydawanych albumów, bo ta jest od jakiegoś czasu na poziomie światowym, a o same koncerty. Czytając fora internetowe, takich to właśnie opinii można się było sporo doszukać. Właśnie taki, czyli bardzo dobry, był opisywany koncert. Paradise Lost zabrał nas w małą podróż w przeszłość, a co za tym idzie, nie skupił się aż tak wyraźnie na promowanym krążku „Plague Within”. Zabrzmiały „Widow”, „The Painless”, „Erased”, „Enchantment” czy też jeden z największych, jeśli nie największy przebój Anglików - „As I Die”. Jak już pisałem forma zespołu była bardzo dobra, a co za tym poszło Knock Out Productions zacierał rączki, gdyż jak się okazało wszystkie bilety na wrocławski koncert zostały wyprzedane. To bardzo dobrze, gdyż jest to namacalny dowód jak bardzo Paradise Lost jest w naszym kraju popularny. Tak licznie zgromadzona publiczność bawiła się nader doskonale. Sam koncert był wszakże znakomity, jednakże było kilka „ale”. Pierwsze to jakieś „buczenia”, które dało się gdzieniegdzie słyszeć, Dało się zauważyć, że przeszkadza to muzykom i wydaje mi się, że robili trochę dobrą minę do złej gry (nagłośnienia). Drugie, co mogło być i prawdopodobnie było związane z pierwszym, mianowicie skrócona setlista o jeden numer – „Terminal”. Toteż fani zgromadzeni w Alibi usłyszeli tylko 15 numerów zamiast 16. Nie wiem czy był to przypadek, ale moim skromnym zdaniem taka sytuacja jest po prostu niedopuszczalna. Jeśli coś jest nie tak należy to usunąć. Przerwać koncert na wymagającą naprawienia usterki chwilę i go oczywiście dokończyć, nie obcinając setlisty. Nieładnie, oj nieładnie. Mam cichą nadzieję, że podczas następnej wizyty we Wrocławiu Nick i spółka w/w sprawę naprawią, gdyż ludzie płacąc za bilety wymagają równego traktowania, tym bardziej, że dzień później w gdańskim B90 ów numer na setliście zagościł. Reasumując - pomijając nietrafiony support i problemy z „buczeniem” (akustyk do zwolnienia), było dobrze, a nawet bardzo dobrze jeśli chodzi o występ Paradisów. Cieszy jak najbardziej frekwencja, gdyż dawno nie widziałem sytuacji gdzie na stronach, przy pomocy których można zamawiać bilety napisane było – sold out. A co do klubu, już niedługo po koncercie PL okazało się, że można dobrze nagłośnić wrocławskie Alibi, ale o tym napiszę niebawem. Organizator: Knock Out Productions. Ocena szkolna: 4. Dziękuję za uwagę.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły