Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Postumiejscowienie

"Pod ciężkimi podeszwami chrzęściła podłoga, tam, gdzie nie zapadała się w przestrzeń innych pięter. Elektryczny żółcień wędrował po skrawkach szyb."

I inne aspekty spontanicznego urban exploringu, długi czas wstecz.

Mniej więcej wtedy przypomniałem sobie,jak, znalazłszy się z jego pomocą na szczycie parkanu, zaasekurowałem go. Rok wcześniej, poznając w pełnym słońcu to miejsce, zapamiętałem je jako najodpowiedniejszą, niezauważalną furtkę. Był to spontaniczny zryw z ciekawości, momentalny entuzjazm, a teraz trzeba było skoczyć. Mimo dość solidnej nietrzeźwości trzymetrowa droga w dół obyła się bez złamanych kończyn. Noc pachniała ciepłą słodyczą spalin, gdy z przejęciem zaczęliśmy rozglądać się po terenie otwartym przed nami na oścież. Wyostrzyliśmy zmysły, przyspieszając kroku. Chłonęliśmy rozdroże.

Po co pytać, skoro wystarczy drugie ramię i kryjąca intencje pora? Nie myślałem o znajomych ani plecaku pozostawionym gdzieś w rogu rozpadającej się skórzanej kanapy. Może nawet świadomie uciekłem. Swąd, skrywany dotąd przez dym papierosowy, zdawał się rychły.

"GROZI ZAWALENIEM" był nam dobrze znany, witaliśmy go z uśmiechem odpowiadającym na prewencyjną troskę. Dziś nie bardzo nas zajmowała. "WSTĘP WZBRONIONY" również cierpiał na brak autorytetu, cechującego "PALENIE WZBRONIONE". Dopiero "PRZEBIEG PROCESU TECHNOLOGICZNEGO OCZYSZCZANIA SPIRYTUSU SUROWEGO" pozyskał naszą uwagę, dzięki spotkaniu się z oczekiwaniami wobec umiejscowienia. Myślę, że człowiek lubi być zaspokojony w tej gestii. Pod ciężkimi podeszwami chrzęściła podłoga, tam, gdzie nie zapadała się w przestrzeń innych pięter. Elektryczny żółcień wędrował po skrawkach szyb.
   
Nie przebierając w gestach, zerwaliśmy się do biegu, gdy fotokomórka reflektorami oznajmiła naszą obecność. Zachłannie gromadziłem głuche dudnienie, zrywy do skoków i raptownych zmian trasy. Rozradowani odpowiadaliśmy adrenaliną na szczekanie psów, a złapawszy spojrzeniem łunę ulicy, pokraczną akrobacją znaleźliśmy się za bramą koloru rdzawej czerwieni. Po krótkiej wymianie wrażeń, rozbawień i projektów, zatknęliśmy naszą uwagę w błyszczących wytarciem przyciskach domofonu. Nie, nie byłoby to problemem - mamrotał po krótkim oczekiwaniu, nieco zdezorientowany, zapytany o możliwość wykonania zdjęć na terenie jego pracy. Dodał jeszcze coś o wcześniejszej godzinie i obowiązkach.

Dobiegało nas szemranie wyłożonej ceratą miniatury wodospadu i dość monotonnej muzyki elektronicznej. Usiadłem na krawężniku przyglądając się znalezionej tam literatce, grubo odlane denko nadawało jej stabilną masę i tworzyło wąskie, koliste nici światła. Kilka bardziej pijanych od nas, skąpo ubranych kobiet zmierzało do pobliskiego klubu, komentując naszą obecność. W grymasie roześmiania napinały opaleniznę.

Wracając z powrotem, nie przewidywałem następującego podziału; zmiany wieczoru, dnia jutrzejszego i całego kolejnego tygodnia. Szczerzyliśmy się w noc, widząc cel marszu o przecznicę dalej, w punkcie wyjścia. Dopiero kilka miesięcy później, stamtąd, przez podwórkową, kilkumetrową siatkę przyglądałem się znów stacji przeładunkowej, oświetlonej późnym popołudniem i minionymi wydarzeniami. Przypomniałem sobie jeszcze jedną tabliczkę - "STRZEŻ SIĘ POCIĄGU". Grunt pod nadinterpretacje był wówczas niezwykle żyzny.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły