Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Morbid Angel - Blessed Are The Sick

Morbid Angel, death metal, Blessed Are The Sick, Jean Delville, Les Trésors de Sathan, Hexenhaus, A Tribute To Insanity, Trey Azagthoth, David Vincent, Richard Brunelle, Pete Sandoval

Morbid Angel było objawieniem od samego początku i wielkim zespołem już po pierwszej płycie. Druga tylko potwierdza ich death metalową supremację. Jest dużo wspaniałych zespołów, które zabłysnęły w tamtym czasie, ale to właśnie Morbid Angel ma w sobie to coś, co każe wyznaczyć im szczególne miejsce w tym panteonie. Coś co powoduje, że ta muzyka ma w sobie jakąś straszną, nadprzyrodzoną siłę. Tej siły z pewnością nie brakuje na "Blessed Are The Sick".

Okładka przedstawia dziewiętnastowieczny obraz belgijskiego malarza Jeana Delville, zatytułowany: "Les Trésors de Sathan", co oznacza skarby Szatana. Co ciekawe, to malowidło umieścił już wcześniej szwedzki zespół Hexenhaus na okładce swojej debiutanckiej płyty "A Tribute To Insanity". Nawiasem mówiąc uważam, że ta praca wydrukowana w tak małym formacie jest niewyraźna i zamazana i moim zdaniem, nie jest to zbyt udana okładka. Jest to jednak mało istotny szczegół, który ginie w blasku muzycznej apokalipsy.

Płyta zaczyna się intrem w postaci burzliwego, gitarowego chaosu. Ponieważ takich przerywników jest więcej, jest to cecha charakterystyczna tej płyty i początek pewnej tradycji w twórczości Morbid Angel. Mamy więc ponure, ale podniosłe i patetyczne, klawiszowe "Doomsday Celebration" i na zakończenie "In Rememrance" Azagthotha i akustyczny "Desolate Ways" Brunellea. "Doomsday Celebration" fajnie komponuje się z wchodzącym zaraz po nim "Blessed Are The Sick/Leading The Rats". Jest to utwór odmienny od pozostałych, bo choć jest niezwykle ciężki to wolny. Wokal i gitary są miażdżące. Vincent brzmi tu jak jakiś imperator, ale dotyczy to całego albumu. Jego głos jest głęboki, silny i porażający, a do tego całkiem zrozumiały. Po prostu rządzi. Na koniec numeru tytułowego znowu znajduje się klawiszowe zakończenie, które odnosi się więc zapewne do drugiej części tytułu.

Pozostałych osiem utworów to jest szaleństwo. Jadowita, opętana, przepełniona nienawistną prędkością, muzyka, przewala się, kłębi, wiruje i pędzi do przodu w zwariowanych kombinacjach. Riffy są wściekłe i potężne, a do tego nasycone niesamowitymi solówkami. To co gitary tu wyczyniają to jest masakra. Zresztą czasem aż nie wiadomo czy to jest solówka czy takie wykręcone melodie. Tu po prostu nie ma czasu na przetrawienie jednej akcji, a już wjeżdża następna. Zdarzają się i solówki podczas tekstu. A po co się rozdrabniać? Jest jazda na całego, totalna moc i piekielna dzicz.

To jeszcze nie wszystkie zalety "Blessed Are The Sick", bo ta płyta wyróżnia się jeszcze mistrzowską perkusją. Szaleńcze tempa i przejścia jakie wygrywa Sandoval mogą przyprawić o zawrót głowy. Zwróćcie uwagę na "Brainstorm" i na szokująco szybkie przejście w pierwszej sekundzie utworu. Zresztą jakiego utworu. Uwielbiam go: "I am the seer, I know the text divine..."

No ale tutaj ciężko by było znaleźć jakiś słabszy kawałek "Fall From Grace" to jest klasyk, a dalej po prostu wszystko jest najlepsze. Same hymny, sama kwintesencja tego co zachwyca w death metalu. A kiedy wydaje się, że to już jest sam szczyt, że już lepiej być nie może, to na koniec, nie licząc intr, zostają dwa najlepsze dania.

"Abominations" zaczyna się fantastyczną solówką i zaraz wprowadza w bardzo żywiołowy i energiczny stan, aż wyłania się świetny przewodni riff i wreszcie: "Bow down before the master and prey the defeat of God Dog". Dalsze solówki również są rozbrajające, a w drugim refrenie słowo "Dog" zastąpione jest przez dzikie, diabelskie ryknięcie. Zajebiste to jest na maksa, zawsze to sobie zgłaśniałem na fula, albo cofałem po kilka razy. Niby mała rzecz, a jakże cieszy.

Podobnie jest z "The Ancient Ones". Absolutne szaleństwo. Na początek przejście na perkusji i przeplatanka wspaniałych solówek. To jest porażające. No i zaraz ten wściekły wokal: "Come forth ancient ones, Tiamat Kutulu. Rise, greet the cursed with your wrath. My enemies are yours." Totalny hicior.

To jest boskie. Jakby nie z tej ziemi, tylko coś nieludzkiego z jej najgłębszych czeluści. Dla mnie to jest nadmuzyka i najlepszy Morbid.

Tracklista:

01. Intro
02. Fall From Grace
03. Brainstorm
04. Rebel Lands
05. Doomsday Celebration
06. Day Of Suffering
07. Blessed Are The Sick/Leading The Rats
08. Thy Kingdom Come
09. Unholy Blasphemies
10. Abominations
11. Desolate Ways
12. The Ancient Ones
13. In Remembrance

Wydawca: Earache Records (1991)

Ocena szkolna: 6

Komentarze
DEMONEMOON : Bylem tu jakis czas temu w "objezdzie" ze Swinskim Ryjem(HAILS!). Obecnie wa...
zsamot : Co tu będę ściemniać, płyta monument. Nic jej czas nie wyszczerbił...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły