Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Metallica - Metallica

Metallica, Scorpions, Crazy World, AC?DC, The Razors Edge, Megadeth, Rust In Peace, Kreator, Coma Of Souls, thrash metal, Use Your Illusion, hard rock, Guns n' Roses, Arise, death metal, Sepultura, Death, Morbid Angel, Obituary, Cannibal Corpse, Covenant,

Nie jest łatwo napisać coś odkrywczego na temat płyty, którą każdy zna, o której wszystko już powiedziano i każdy ma o niej wyrobioną opinię. Mimo to postaram się przypomnieć emocje towarzyszące ukazaniu się jednego z najważniejszych albumów w historii muzyki metalowej i spojrzeć na niego chłodnym okiem z perspektywy czasu.

Koniec roku 1990 zaczął przynosić płyty przełomowe dla największych zespołów hardrockowych i metalowych. Scorpions wydali „Crazy World”, AC/DC „The Razors Edge”, Megadeth „Rust In Peace”, a Kreator „Coma Of Souls”. W 1991 roku ukazało się „Use Your Illusion” Guns n’ Roses, „Arise” Sepultury i „Human” Death. Rok później na swoje wyżyny wszedł death metal. Pojawił się „Legion” Deicide, „Tomb Of The Mutilated” Cannibal Corpse i „The End Complete” Obituary. Jeszcze rok dłużej musieliśmy poczekać na „Covenant” Morbid Angel. Tak więc w ciągu tych trzech lat pojawiły się szczytowe osiągnięcia zespołów starych i znanych oraz największe klasyki młodszego pokolenia. Metal przestał być łupaniną dla garstki wariatów, muzyką garażową. Wszedł na muzyczne salony.
   
W tym właśnie czasie, 13 sierpnia 1991 roku, ukazał się czarny album. Tą płytą Metallica zajęła niepodważalne miejsce metalowego przewodnika w świecie muzycznym. Stała się zespołem znanym na całym świecie, nie tylko wśród fanów gatunku. W telewizji leciały teledyski, były informacje w czasopismach młodzieżowych. 20 kwietnia 1992 roku zagrali na koncercie upamiętniającym Freddiego Mercury, który oglądało dwa miliardy ludzi na całym świecie. Lista największych gwiazd jakie na nim wystąpiły jest imponująca. Metallica stała się ogólnie znana, znane stały się jej  największe hity.
   
Oczywiście taka sytuacja przysporzyła zespołowi całą rzeszę nowych zwolenników, ale i liczną gromadę rozczarowanych. Wielu starych fanów pokochało ten album, ale wielu poczuło się zdradzonych i oszukanych. To nie był już ten szaleńczy thrash znany z pierwszych płyt. Pojawiły się słowa „komercja” i żale, że „Metallica się skończyła”. Kością niezgody były głównie dwie ballady, przy których wprawdzie się sympatycznie tańczyło na domówkach, ale do wizerunku metalowca, delikatnie mówiąc, nie pasowały. Mówiło się, że „ja lubię nową Metallicę ale bez ballad”. Człowiek był zły, że w radiu leciało ciągle „The Unforgiven”, a nie było „Enter Sandman”, nie mówiąc już o na przykład „Creeping Death”. Trzeba było tłumaczyć niezorientowanym, że „ja słucham Metallicy, ale odcinam się od tego co oni znają z radia”.
   
Dzisiaj, słuchając tej płyty, nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo jest doskonała. Jest to pierwsza płyta, którą kiedykolwiek sobie kupiłem. W kasetowej wersji pirackiej z łóżka polowego na bazarze. Od tego czasu minęło ponad dwadzieścia lat, słyszałem ją tysiące razy, a jednak dalej potrafi mnie fascynować. Wiadomo, że są na niej podstawowe hity, które weszły do kanonu i historii. Nie wiem czy w ogóle istnieją ludzie, którzy mogą nie znać „Enter Sandman” czy „Sad But True”, jednak to absolutnie nie wszystko co czarny album ma do zaoferowania.

To jest ponad godzina niesamowitej muzyki podzielonej na dwanaście utworów. Nie ma tu jakichś gorszych, niedopracowanych momentów. Zarzuty, że płyta jest słaba i niemetalowa to bzdura. Jest tu mnóstwo mocnych i energicznych kawałków z wspaniałymi riffami i solówkami. Gitary są fantastyczne, bardzo dobry jest też wokal. Hetfield bardzo się na tej płycie rozwinął. Porywa nie tylko w najbardziej znanych i chwytliwych refrenach, ale i śpiewając zwrotki w tych bardziej drugoplanowych utworach. Wszystko jest spójne, dopracowane i na najwyższym poziomie. Ta płyta to mistrzostwo świata, absolutny geniusz.

Jeżeli mam się do czegoś przyczepić to oczywiście muszę powrócić do wspomnianych ballad. O ile zawsze mogłem przeboleć jakoś „The Unforgiven”, to „Nothing Else Matters” było dla mnie tym kolcem cierniowym albo łyżką dziegciu. Dziś myślę sobie, że po prostu się do nich przyzwyczaiłem. Lubię nawet końcówki tych piosenek. Solówki są wyśmienite. Patrząc obiektywnie, jeżeli chodzi o rockowe ballady, to również jest absolutna wyżyna i ludzie wciąż lubią ich słuchać. Ja płytę kupuję w całości. Przesłucham ją jeszcze pewnie wiele, wiele razy i coś czuję, że zawsze będzie mi się tak samo podobać.

Tracklista:

01. Enter Sandman
02. Sad But True
03. Holier Than Thou
04. The Unforgiven
05. Wherever I May Roam
06. Don't Tread on Me
07. Through the Never
08. Nothing Else Matters
09. Of Wolf and Man
10. The God That Failed
11. My Friend of Misery
12. The Struggle Within

Wydawca: Elektra (1991)

Ocena szkolna: 6-

Komentarze
Sumo666 : Płyta genialna co by nie było jednakże wyżej cenie Mastera Od Tapet...
DEMONEMOON : Jak ten album był nowością nie było żadnych rockowych radiostac...
WUJAS : Jak ten album był nowością nie było żadnych rockowych radiostac...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły