Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Blog :

Jak nakarmić fasolkę?

Gdy się nieopatrznie macha łopatą, wiosennie przekopując kompostownik, można czasem zepsuć komuś dom...


Przyleciał na kliniki człowiek. To znaczy przytruchtał. Przestraszony człowiek z pudełkiem po pończochach Sigvaris w ręku. Pończochy Sigvaris medyczne, cielisto-opalizujące, jak głosił napis na pudełeczku, ale to bez znaczenia przecież.

W środku zamiast pończoch mieszkały Fasolki. Dokładnie pięć - jedna ruda i cztery brązowe. Pokryte już mięciutkim futerkiem, ale ślepe jeszcze.

Pięć myszek nie większych od dużego ziarna fasoli. Okruszki tak delikatne, że strach wziąć w rękę.

No i - co tu z tym bezdomnym mikronieszczęściem teraz zrobić?

Plan A nie wypalił. Plan B też nie został wykonany, bo przystąpiliśmy z M. do realizacji planu C - zgarnęliśmy Fasolki do siebie. Skoro i tak już niańczymy 3 wiewiórki, to 5 myszek nie zrobi chyba aż takiej różnicy...

Po pierwszym wieczorze zrezygnowani zdaliśmy sobie sprawę, że chyba nie damy rady i mysięta po prostu umrą z głodu... Nie, nie brakowało nam przecież chęci. Tylko jak nakarmić coś ważącego dwa gramy, niewiele większego od paznokcia, ruchliwego i niemożliwego do utrzymania w dłoni, z pyszczkiem wielkości główki szpilki? Próbowaliśmy kropelkami mleka moczyć uszka, łapki - by chociaż wykorzystać ich naturalny odruch czyszczenia się i skłonić do przyjęcia choć odrobiny... No cóż, tego wieczora wyglądało to źle.

Rano mój poziom desperacji wzrósł. Postanowiłam podejść do sprawy bezdyskusyjnie - chwyciłam pierwszą myszkę delikatnie za skórę na karku i delikatnie zmoczyłam mlekiem pyszczek. Ostrożnie, bo przecież mogłaby się utopić w kropelce. Oblizała się... jedna druga, piąta... coś-tam udało mi się im zapodać. Tylko jedna myszka, ta ruda, załapała prawie od razu, o co chodzi i pracowicie zaczęła zlizywać języczkiem podawane jej na mikrosmoczku kropelki. W nagrodę jako pierwsza otrzymała imię i została Sprytkiem.

Minęły 3 dni i już wszystkie myszki chłepczą podawane im mleczko. Teraz wystarczy wystawić dłoń, by podeszły i wdrapały się na palce a potem tylko podsunąć smoczek.

Rośnie nam więc nowe pokolenie. To miłe, bo właśnie dzisiaj odszedł Urwisek - ostatnia myszka z naszej czwórki, uratowanej przed rokiem z laboratorium. Nie ma już Urwiska, Urwiska, Bomburka ani Małego Bomburka.

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.

Moja drużyna właśnie w komplecie wyruszyła w drogę. Wędrują, znów razem, gdzieś po Krainie Wiecznych Mysich Smakołyków.









Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły