Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Down - NOLA

Nowy Orlean - miasto położone w południowo- wschodniej części stanu Luizjana, w delcie rzeki Missisipi, nad Zatoką Meksykańską. Ostatnim czasem znane jest przede wszystkim z powodu huraganu Katrina, który w 2005 roku nawiedził kolebkę amerykańskiego jazzu, jak zwykło się o tym mieście mawiać. Dlaczego o tym wspominam? Przyczyna jest bardzo prosta. Down to kapela pięciu facetów, którzy wychowali się na przedmieściach Nowego Orleanu i koloryt tego miasta mają we krwi. Nic więc dziwnego, że pierwszy krążek formacji zatytułowany "NOLA" w mojej głowie dokonał spustoszenia, które porównać można by było tylko z cyklonem o sile rażenia Katriny.

Historia zespołu sięga początku lat 90-tych. Pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był Phil Anselmo. Do współpracy zaprosił kilku swoich dobrych znajomych, którzy podobnie jak on sam nie stronili od alkoholu i miłości do mocnych, sabbathowych riffów. Wokalista Pantery zawsze miał nosa do pobocznych projektów, można więc było się spodziewać kolejnego znakomitego, przemyślanego w każdym calu, a za razem żywiołowego albumu. Przemyślany debiut? Tak, tak o sile tego projektu stanowiły osoby znane ze znakomitej reputacji. Mam tu na myśli gitarzystę Corrosion of Conformity Pepper Keenan, a także jego kolega po fachu z Crowbar - Kirk Windstein.

Brzmienie debiutanckiej płyty "NOLA" to tak jakby wypadkowa tych dwóch formacji. Z jednej strony, słychać stoner rockową psychodeliczną gitarę Keenana, którą raz za razem stara się zagłuszyć sludge metalowy, potężny ton instrumentu Windsteina. Miejscami daje o sobie znać także bluesowa specyfika Nowego Orleanu - "Eyes Of The South" czy miniaturka "Pray For The Locust". Niemniej jednak "NOLA" to przede wszystkim skarbnica siarczystych riffów ("Lifer", "Hail The Leaf"), które porażają już za pierwszym razem.

Kilka słów należy się również sekcji rytmicznej w której skład wchodzili panowie - Todd Strange i Jimmy Bower (obaj Crowbar). Bez zbędnego wydumania, nieskomplikowana, choć bardzo sugestywna, posiadająca swój urok, ale i nadająca odpowiedniej magii gitarą. Gra obu to także wizytówka tego wydawnictwa. Zaskoczeniem i to całkiem sporym, może być kawałek "Jail" - senna atmosfera, psychodeliczny pogłos gitarowy. Skojarzenia? Black Sabbath i utwór - "Planet Caravan".

Kolejne nagranie "Losing All" zaczyna się od soczystego wykopu gitarowego, rodzi się w chaosie i w chaosie zamiera po drodze kojąc nasze uszy wybornym solem gitarowym. Koniec płyty przynosi jeszcze jeden ważny utwór - "Bury Me In Smoke". Hipnotyzujące pełne emocji wokale Anselmo, monotonna, niemal pogrzebowa praca sekcji rytmicznej, wreszcie solówka, w której to gitary Keenana i Windsteina w coraz to bardziej żarliwszy sposób lamentują.

Jedyny minus tego wydawnictwa to nazbyt duża ilość wokaliz Anselmo, choć po dłuższym okresie obcowania z "NOLA" wszystko w ładny sposób się zazębia. Doskonała płyta - album w który trzeba się wgryźć z całą mocą, który odkrywać można przez kilka kolejnych dni i to na wiele sposobów. Muzyka, która działa z przeogromną siłą - niczym huragan. Muzyczny odpowiednik Katrinny.

Tracklista:

01. Temptation's Wings
02. Lifer
03. Pillars of Eternity
04. Rehab
05. Hail the Leaf
06. Underneath Everything
07. Eyes of the South
08. Jail
09. Losing All
10. Stone the Crow
11. Pray for the Locust
12. Swan Song
13. Bury Me in Smoke"

Wydawca: Elektra (1995)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły