Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Amorphis - Skyforger


Długą drogę przeszła fińska grupa Amorphis od czasu, kiedy ponad piętnaście lat temu na rynek trafił jej debiutancki album "The Karelian Isthmus". Wówczas proponowała niezwykle klimatyczne granie, nawiązujące do elementów narodowej poezji. Ta stylistyka stała się niemal wyznacznikiem brzmienia, które zdobyło później ogromną popularność wśród publiki. A dziś?
Oczywiście nadal słychać fascynacje folklorem, lecz muzyka z płyty na płytę staję się coraz to bardziej wypieszczona, mniej surowa o wiele bardziej przystępna – jednych to bawi, drugich mniej. Muzyka Amorphis stała się nowocześniejsza, nabrała bardziej progresywnego charakteru i nie byłoby nic złego w takiej drodze ewolucji, gdyby nie fakt, że najnowszy album zespołu to kompozycje oparte na prostej i niestety jednostajnej rytmice. Wiem, że w muzyce rockowej chodzi  o szczerość, a nie kalkulacje, ale tej ewidentnie brakuje „Skyforger”. To po prostu miła płyta obfitująca w przyjemną, niezbyt absorbującą uwagę słuchacza, muzykę.

Kompozycje są krótkie, zbudowane wokół mało wyrazistych riffów, obowiązkowo podbitych klawiszami. Przyznam szczerze, że przez pierwszą część płyty zanudziłem się niemiłosiernie. Dopiero mocniejszy fragment „Majestic Beast” wyrwał mnie z letargu. Jest w tym numerze coś unikalnego: posępne, ciężkie klawisze i agresywne, ostre gitary. Cóż z tego jeśli tekst wyśpiewany jest jakby bez życia. A to dodatkowo utrudnia dotarcie do naprawdę ładnych melodii. Honor grupy ratują cztery ostatnie kompozycje. „Highest Star” brzmi wreszcie trochę bardziej czadowo – w głosie wokalisty pojawia się jakaś zawziętość. Z kolei w „Course Of Fate” dostajemy wreszcie zapadający w pamięć refren. Nie powiem nigdy, że jest to zła płyta, ma ona przecież swój własny niepowtarzalny klimat, w który można się wciągnąć. Ale jeśli po jej wysłuchaniu w pamięci zostaje głównie sam klimat – to jednak trochę za mało.

Patrząc na sytuację zespołu można odnieść wrażenie, że stała się ona poniekąd niewolnikiem swojego wizerunku. Tworzy kolejne płyty, utrzymuje równy, dobry poziom, ale tak naprawdę wielu chciałoby usłyszeć „Tales From The Thousand Lakes II”. Osoby, które na bieżąco śledzą losy fińskiej formacji nie powinni być zaskoczeni. Jeśli jednak czyjś kontakt z Amorphis urwał się w okolicach "Elegy", szok może być dość duży. Zbyt duży.

Tracklista:

01. Sampo
02. Silver Bride
03. From The Heaven Of My Heart
04. Sky Is Mine
05. Majestic Beast
06. My Sun
07. Highest Star
08. Skyforger
09. Course Of Fate
10. From Earth I Rose

Wydawca: Nuclear Blast Records (2009)
Komentarze
oki : mnie osobiście amorphis rozwalił dwoma dość skrajnymi płytkami:...
Wild_Child : Album bardzo przyjemny, fakt - mooocno odbiega od "Tales..." bądź "Elegy"...
Sumo666 : Własnie słucham Skyforgera i powiem ze nawet nawet... Elegy po...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły