Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Muzyka :

Deathstars on the tour

Europe's glammiest Death Rock band of all, DEATHSTARS, is hitting the road again in March and April! After two very successful tours last year – first headlining their way throughout the continent, afterwards supporting mighty CRADLE OF FILTH– Sweden's dark yet sparkling sons will be back for more in spring. Be sure to experience the full 48 Carat Darkness tour at the following occasions.
Więcej
Komentarze
soundcliniqum : ba ... no i oczywiscie duze podziekowania dla naszego goscia - Sthilmanna ... d...
soundcliniqum : zdecydowanie, sound cliniqum to impreza dla ludzi o slabszych nerwach :)...
soundcliniqum : impreza juz jutro , warto przyjsc bo oprocz super muzyki bedzie mozna...
Muzyka :

Manowar - Gods Of War

MANOWAR has started to give away parts of the CD cover for the upcoming new album GODS OF WAR, which is set to be released on February 23, 2007 in Germany (February 26 for the rest of Europe and April 3 for the USA/Canada).


Więcej Komentarz
Muzyka :

VNV Nation - Judgement

VNV Nation's next album, entitled "Judgement", will be released in April 2007 to coincide with a world tour. The album is a firm step onward from where Matter and Form left off and promises to be one of VNV Nation's strongest releases to date. The World Tour for Judgement starts in March 2007 in Frankfurt, Germany. Th
Więcej Komentarz
Encyklopedia :

Amorphis

Amorphis is a Finnish metal band started by Jan Rechberger, Tomi Koivusaari and Esa Holopainen in 1990. Amorphis absorbed and incorporated influences from many metal genres, and with time passing their sound evolved dramatically. Initially, the band was a Death Metal act, but with time they have evolved into making music that is more classifiable as doom metal with folk influences, and, more recently, progressive metal and hard rock, utilizing increasingly complex arrangements and a less brutal sound.
Więcej Komentarz
Muzyka :

''Gods Of War'' - nowy album Manowar

Po wydanej w ubiegłym roku Ep-ce "Sons Of Odin" światło dzienne ujrzy zapowiadany album Amerykanów. Nowy krążek będzie nosić tytuł "Gods Of War" i będzie albumem koncepcyjnym, gdyż utwory będą opowiadać o bogach wojny. Płyta jak EP szczególnie w wszechmocnego Odyna - ojca wszystkich nordyckich bogów, któremu poświęcone są aż trzy utwory z nowej płyty: "The Sons Of Odin”, tytułowej “Gods Of War” oraz “The Blood Of Odin”.
Więcej
Komentarze
Qdlaty1980 : Płyta jak EP szczególnie w wszechmocnego Odyna - ojca wszystkich nor...
Encyklopedia :

Nosferatu

Narodziny Nosferatu to rok 1988. Grupę zakładają Damien DeVille (gitara elektryczna), Vlad (gitara basowa) oraz Sapphire (wokal). Kilka miesięcy później posiadając już w swym dorobku kilkanaście kompozycji dają swój pierwszy występ na żywo. Niestety, nie był to zbyt udany wieczór. Koncert obserwowało raptem około 30 osób zdegustowanych, jak i muzycy, poziomem nagłośnienia. We wrześniu 1988 roku po raz drugi występują przed londyńską publicznością. Niestety, po koncercie z zespołu odchodzi Sapphire.
Więcej Komentarz
Blog :

Mój pierwszy raz...

Więcej Komentarz
Blog :

Fuck.! :/

Więcej Komentarz
Blog :

Koty

Więcej Komentarz
Blog :

Łuk

Więcej Komentarz
Poezja :

XXX

Więcej Komentarz
Poezja :

Mam w d... małe miasteczka

Więcej Komentarz
Poezja :

Malutkich Epitafium

Więcej Komentarz
Poezja :

Ślepcy

Więcej Komentarz
Poezja :

Surrealistyczna Apokalipsa

Więcej Komentarz
Poezja :

Sex

Więcej Komentarz
Opowiadania :

Dlaczego?!

Myśli nieuczesane (1)

 "Umrzeć czy żyć?" –

Patrzę na swoje ręce, które zacisnęły się na węźle i zamarły.

"Jeśli żyć to, po co? Jaki jest cel? Gdzie podziały się ideały? Po co to wszystko?"

Dookoła jednakowi ludzie, szarzy i bez wyrazu, zapatrzeni w pieniądz. Ich oczy sa martwe, zapomnieli, co to znaczy żyć, marzyć, co to są prawdziwe uczucia, emocje związane z miłością, przywiązaniem, czułością i zrozumieniem. Potrafią tylko zazdrościć i nienawidzić.

Po co mówić o swoich uczuciach skoro nikt nie słucha lub udaje, ze słucha. Po co słuchać skoro ludzie są nie szczerzy, a jeśli zdobędą się na szczerość to zaraz potem uciekają od słuchacza jak gdyby był trędowaty.

Krzyczę do ludzi - uśmiechnijcie się do siebie, do ludzi, do mnie, przecież to takie proste a świat stanie się piękniejszy. Nie musimy robić tylko tego, co konieczne. Realizujmy plany, marzenia.

Spełniajmy się!

Uczę się dla jakiejś idei ale cel jest coraz bardziej zamglony; wreszcie zostaje tylko "Papier". Co mam z nim? zrobić? I tak liczą się koneksje i pieniądze.

Żyje - czuje, widzę, słyszę, odczuwam emocje - chciałbym się tym z kimś podzielić - nikt nie słucha.

Przestaje krzyczeć już tylko mówię, coraz ciszej, coraz mniej - nikt nie zauważa zmian.

Jestem cicho - patrzę. Sprawdzam...

Potykam się - brak reakcji, może jakaś kpina.

Potykam się znów - rozglądam się - nic...

Zamykam ostatnia bramę do świata.

A może rodzice? - Cóż, brak łączności.

Krzyczę, wołam o ratunek, a może wyobrażam sobie, ze krzyczę - wszystko jedno.

Nie przewracam się - wciąż stoję, ale bez sił by iść naprzód, brak energii.

Samotność, wyobcowanie to nie służy odzyskaniu sił. Rozglądam się, jestem bezradny, zrezygnowany, dusze się. Każda myśl przelewa czarę goryczy. Nie widzę słońca nadziei, nie chcę widzieć. Za mną jest mrok, spokojny, stateczny, ostateczne rozwiązanie - ukojenie i zapomnienie...

Ktoś zapłacze..., ktoś zauważy..., większość tylko odnotuje w pamięci - bo wypada. Może ktoś wspomni, ale będę miał to już za sobą. Jest mi to obojętne. Odwaga? Tchórzostwo? - To nie to. To zobojętnienie, rezygnacja. Wszystko mi jedno - nie chcę żyć. Wypieram się życia i tak kiedyś umrę więc dlaczego nie teraz.

Wstaje poruszam się powoli, ale każdy ruch jest dokładny i przemyślany. Mam ściśnięte gardło i czuje ucisk w żołądku. Naciągam sznur, patrzę na węzeł - na pewno wytrzyma. A jeśli nie?

Nie! Odpędzam tą myśl od siebie. Musi wytrzymać. Wchodzę na krzesło, wieszam pętle, przekładam głowę. Potem zamykam oczy. Jeszcze chwila i...

Dlaczego? Ktoś zapyta. On, ona, oni. Na chwile otwieramy oczy, uszy, ale serc już nie. Już za późno. Za późno dostrzegamy drugiego człowieka. Nie widzimy, nie słyszymy, nie umiemy lub nie chcemy. Najczęściej nie chcemy zapatrzeni w swoje problemy. Użalamy się nad sobą często bez przyczyny. Przemierzamy życie wpatrzeni w czubki swoich butów.

To my żywi jesteśmy za to odpowiedzialni! To jest nasza wina, nasza znieczulica! Człowieku rozejrzyj się - możesz kogoś uratować. Posłuchaj, usłysz wołanie o pomoc...

Jeszcze nie jest za późno - nigdy nie jest za późno.

Pamięci przyjaciół, których już nie ma.

Rogoźno 26,06,2000



Więcej Komentarz
Opowiadania :

Szczęśliwego Nowego Roku

[...]Niektórzy zaczęli pląsać w rytm szaleńczo szybkiej i mocnej muzyki EBM, inni oddalili się w parach aby przedyskutować kilka palących spraw, które w rzeczywistości były najbardziej błahymi problemami pod słońcem. Chipsów, paluszków i alkoholu ubywało, ale jak to w sylwestrową noc nikt nie był aż do końca wystarczająco pijany.[...]

Podobnie jak co roku, również i tej zimy umówiłem się z przyjaciółmi na imprezę, która miała się odbyć w sylwestrową noc. Jak każdego roku wybieraliśmy jedną osobę, która miała być gospodarzem imprezy, a jej dom miał być dewastowany w pijanym widzie przez imprezowiczów. Szczęśliwiec, który okazał się gospodarzem usuwał wcześniej przezornie co cenniejsze sprzęty z mieszkania, ale i tak wszyscy potem ponosili koszty takiej imprezy. Oczywiście wraz z upływem lat imprezy uspokajały się, stając się spotkaniem starych przyjaciół, którzy zazwyczaj nie mieli okazji widzieć się przez cały rok; jednak nasze temperamenty, zwłaszcza poparte procentami, nie pozwoliły nam ukończyć imprezy w cywilizowany sposób.
Nigdy jednak nie było mowy o jakiś bójkach! Chodziło wyłącznie o straty materialne.
Tego roku mieliśmy się spotkać w sylwestrową noc w domu Michała. Dom ów znajdował się na przedmieściach naszego rodzinnego miasta, na uroczym osiedlu w cieniu zalesionych gór. I chociaż pogoda była tej zimy pochmurna i deszczowa, już od początku tygodnia w telewizji zapowiadali ochłodzenie i opady śniegu.
Gwiazdka minęła jak co roku; miła rodzinna atmosfera, łzy podczas składania życzeń, a potem uroczysta kolacja zakończona wręczaniem podarków. Standard, ale zarazem miła odmiana po całym szarym roku wypełnionym pracą. A w poniedziałek po drugim dniu świąt zaczęły się przygotowania do imprezy.
Zadzwoniłem do wszystkich, którzy mieli się stawić u Michała i umówiłem w miarę możliwości na spotkanie w naszej ulubionej knajpie, w Angelusie. W pierwszy dzień tygodnia nie powinno być żadnego ruchu w barze, więc można będzie swobodnie porozmawiać. Przyszedłem oczywiście jako pierwszy, żeby pogadać z barmanem i pograć z nim w lotki i piłkarzyki. A około dwudziestej zaczęli pojawiać się kolejno wszyscy uczestnicy sylwestrowego spotkania. W sumie razem ze mną zebrało się osiem osób. Najmłodszy z nas miał lat 25, a najstarszy 30. Różni ludzie z różnych domów, wykształceni i nie; tacy, którym się powiodło i tacy, których życie ciągle kopie po tyłku czy to z własnej winy, czy też z winy opatrzności.
Zapanował miły, niemal podniosły nastrój. Uściski, „misiaczki”, powitania, morze piwa… Ustaliliśmy w sumie to co zwykle, ale każda okazja jest dobra, żeby napić się w gronie osób, które lubi się najbardziej, do których ma się sentyment… Jak zwykle zrobimy zbiórkę na alkohol, a potem mój braciszek zawiezie go dzień wcześniej do domu gospodarza. Całe jedzenie, każdy ile może, przyniesie już w dniu imprezy ze sobą. Podobnie muzyka; w zasadzie każdy z nas lubi podobny gatunek muzyki, więc z tym nie ma nigdy problemu.
Znów wróciłem do domu po drugiej w nocy. Dobrze, że wszyscy spali…
Kolejne coraz zimniejsze dni grudnia upływały na przedimprezowej gorączce. Przeliczanie funduszy na moce przerobowe organizmu plus ewentualne dofinansowanie tych, którym nie przelewa się nie tylko gorzałka. Jak zwykle w takich okolicznościach pytanie i prośba zarazem: „mamusiu, zrób sałatkę, sernik i upiecz karkówkę, bo na Sylwestra idę do Michała i robimy zrzutkę, proszę…” I tak kolejne krótkie dni i długie wieczory spędzane w knajpie na grze w lotki.
Nadszedł wreszcie dzień Sylwestra. Od rana, gdy tylko wstałem na lekkim kacu, rozpocząłem odliczanie wlekących się w nieskończoność minut i godzin; byle do osiemnastej. Pierwotny pomysł spotkania się o szesnastej upadł, ze względu na to, że wszyscy chcieli doczekać do północy, a nie u wszystkich już taka mocna głowa jak niegdyś, a człowiek nie wielbłąd i pić musi.
O piątej po południu nie wytrzymałem i poprosiłem brata, żeby mnie zawiózł do Michała. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że poza gospodarzem i jego bratem Markiem na miejscu był już Krzysiek. A do godziny siódmej wieczorem cała ósemka była już w komplecie. Jak zwykle impreza zaczęła się dosyć skromnie, jakiś posiłek, kilka kieliszków wódki, parę piw. W miarę, jak alkohol zaczynał krążyć w żyłach spotkanie nabierało impetu dyskusje stawały się żywsze, a twarze czerwieńsze. Muzyka jakby przycichła, chociaż cały czas ktoś podchodził do wieży i kręcił potencjometrem o kilka kresek w stronę znaku plus. Niektórzy zaczęli pląsać w rytm szaleńczo szybkiej i mocnej muzyki EBM, inni oddalili się w parach aby przedyskutować kilka palących spraw, które w rzeczywistości były najbardziej błahymi problemami pod słońcem. Chipsów, paluszków i alkoholu ubywało, ale jak to w sylwestrową noc nikt nie był aż do końca wystarczająco pijany.

Po toaście o północy wszyscy wrócili do imprezowania, ale każdy odnosił wrażenie, że impreza jakby przygasła. Przynajmniej ja zawsze odnoszę takie wrażenie po północy w Sylwestra. Waldek poszedł na górę, Krzysiek zaległ w rogu kanapy aby skorzystać z chwili snu, dopóki ktoś nie obudzi go na kolejny kieliszek wódki. Natalia też poszła na górę a cała reszta wraz ze mną pogrążyła się w rozmowach, a konkretnie w retrospekcji wszelakich imprez, wypadów i turniejów rycerskich, które wspólnie przeżyliśmy w ciągu blisko piętnastu lat znajomości. Po chwili dołączyła do nas Natalia i następne gardło zasiliło dyskusję. Obudziłem Krzyśka na kolejny toast. Natalia z Michałem wyszli na chwilę do piwnicy porozmawiać.
Świat jakoś się zamglił, muzyka zdawała się dobiegać jakby zza ściany. Widziałem wszystko jakby poruszało się w kalejdoskopie, jakby przesuwać na video film klatka po klatce; mój mózg nie nadążał za wzrokiem; trzeba było się przewietrzyć i zrezygnować na jakieś piętnaście minut z kolejnego kieliszka wódki. Wyszedłem na taras. Zapaliłem papierosa. Mróz jeszcze nie przebił się przez warstwę ochronną alkoholu, którą byłem spowity. Napajałem się tylko zimnym, orzeźwiającym powietrzem i ciszą nocy, zakłócaną przez stłumione odległe wybuchy petard i fajerwerków. Obróciłem się i oparłem o barierkę. Widziałem jak Natalia wyprowadza Krzyśka i Wojtka na górę, podtrzymując ich pod ramiona, gdyż chłopaki ledwo mogli ustać na nogach, a po chwili wraca po Marcina, którego odprowadza już w towarzystwie Marka. „W pół do trzeciej w nocy a impreza już totalnie umarła? To chyba nie możliwe.” – pomyślałem i wróciłem do rozgrzanego, dusznego i wypełnionego muzyką pomieszczenia. Usiadłem na kanapie i wziąłem sobie butelkę piwa. Świat zawirował mi przed oczami i fala gorąca zeszła od czubka głowy i zaległa ciężkim ciepłym kłębkiem w żołądku. Usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach.
U wejścia do obszernego salonu pojawiła się Natalia. Plamy świeżej krwi pokrywały jej dekolt i ręce prawie do łokci. W ręku trzymała nóż do krojenia chleba, ostry, ząbkowany i zakrwawiony. Jej twarz wykrzywił nieopisany grymas; nie wiedziałem, czy to był wyraz bólu, smutku czy żądzy mordu. Z kącika ust pociekła jej stróżka śliny, którą wytarła okrwawioną ręką. Wstałem na chwiejnych nogach, powoli. Obserwowała każdy mój krok jak kot czający się na ofiarę. Nagle rzuciła się na mnie. Na całe szczęście dzielił ją ode mnie stół. Próbowała się przez niego przechylić, żeby zahaczyć mnie długim nożem. Widziała, że odległość stołu od kanapy w miejscu, w którym stoję jest na tyle mała, że nie pozwoli mi to odchylić się dostatecznie przed ciosem, ale ja wykonałem inny ruch: zrobiłem szybki krok w prawą stronę, a Natalia pozostała na chwilę rozciągnięta na blacie stołu. Wtedy wziąłem potężny zamach i uderzyłem ją w tył głowy butelką z piwem, którą cały czas trzymałem w dłoni.
Chrupnięcie czaszki i brzęk szkła do tej pory słyszę w swoich snach, chociaż od tamtej przeklętej nocy minęło już ponad osiem miesięcy. Do tej pory widzę, jak krew wypływa z rozcięcia w jej głowie a kawałeczki kości wyfruwają razem ze szkłem wysoko w górę. Do tej pory widzę przed oczyma zdjęcia z miejsca zbrodni i martwe, zastygłe twarze przyjaciół w kostnicy, kiedy przyszedłem identyfikować ich ciała. Cały czas śni mi się zbiorowy pogrzeb i twarze ich rodziców pogrążone w rozpaczy. Ich oczy obwiniające mnie o to, że przeżyłem…


Więcej
Komentarze
uzekamanzi : Mi się nawet na początku smutno zrobiło, że bardzo się starali, a zł...
Kiris : sam koncert byl super... fakt, ze był "mały" :wink: problem techniczny, ale...
Herodot : Jeśli Cię dobrze zrozumiałem to w momencie mocniejszego podkręcani...
Opowiadania :

On i Ona

Myśli nieuczesane (3)

Gdy spotkają się dwie mydlane banki to zgina wtedy zakwita lotos. (przyp. jap.)

"On i Ona"®

Szare chmury, szary deszcz, szarzy ludzie pochowani w domach, poczekalniach, przejściach. Kilka dni temu świat okrył się szalem szarego, mokrego smutku i tak trwa. Ludzie poprzyklejani twarzami do szyb, obserwują szare krople deszczu spływające, po szarych szybach. Maja szare myśli. Wypatrują nadziei na przyszłość w postaci słonecznych promieni lub bez reszty zatracają się w miękkim zdradliwie otulającym smutku. Krople deszczu spływając po szybie dążyły przed siebie, przypadkowo, na drodze do nikąd. Zostawiały za sobą ślad szybko ginący pod spadającymi następnymi kroplami. Spotykały na swej drodze inne krople, posuwały się obok siebie, mijały się, jedne poruszały się szybko inne wolniej. Łączyły się by później rozpłynąć się w swoje strony. Zdarzały się również krople, które płynęły prosto do celu zabierając ze sobą kilka innych.

Zupełnie jak ludzie.

W tej układance świata jeden element nie pasował. Dwoje młodych ludzi stojących na peronie. Mokry peron, mokre tory, kwietniki pełne wody i oni stojący w kałuży. Krople spadające na ich głowy powoli spływały po pozlepianych włosach w dół na twarze smutne i nieobecne, i dalej za kołnierze. Z załomów kurtek kapała woda. Stali tu już na tyle długo, ze byli zupełnie mokrzy.

On stal wyprostowany z twarzą skierowana przed siebie, oczy miął zamknięte. Chłonął jej obecność. Ona wtuliła głowę pomiędzy jego ramie i szyje, cieszyła się ostatnimi chwilami bliskości. Wszystko zostało już powiedziane, teraz się zegnali. Ona wyjeżdżała - on zostawał. Znajomy zorganizował jej kontrakt w odległym kraju, zawsze o tym marzyła, ale teraz był On. Spotkali się jakiś czas temu, zaprzyjaźnili się potem ona zamieszkała u niego. Nie mogła znaleźć pracy i czuła się nieprzyjemnie, ze ja utrzymuje, ale rozumieli się, uzupełniali, kochali. Było im z sobą bardzo dobrze. Był indywidualistą, ale potrafił zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i ciepła, jakiego nie zaznała jeszcze od żadnego mężczyzny.

Pisk hamującego pociągu wyrwał ich z zadumy. Spojrzeli na siebie, na mokre włosy, na krople spływające po twarzach; ich spojrzenia spotkały się. Ich usta zetknęły się. Pocałowali się długo, powoli, namiętnie. Po raz ostatni. Ostatni uścisk dłoni potem otworzył jej drzwi. Ona wsiadła, spojrzeli jeszcze na siebie i on odwrócił się i poszedł. Wbił ręce w kieszenie, głowę zwiesił, ramiona mu opadły. Patrzyła za nim. Takiego go jeszcze nie widziała.

Pociąg ruszył.

Szedł powoli; krok za krokiem, myśli miał czarne. Była którąś z kolei a teraz była tą jedyna. Z czasem miłość miedzy nimi rozkwitła. Pozwoliła mu być sobą, nie musiał zmieniać tożsamości a później poświęcił dla niej wszystko. Stali się jednością a teraz odeszła pozostawiając wielka, czarna dziurę. Szedł do domu, do ich domu gdzie ona zawsze na niego czekała. Gdzie rozmawiali przy kominku, gdzie jedli, spali, kochali się. Każdy element tego domu był nią nasycony. Cierpiał. Nie chciał tam iść. Nie miał, dokąd pójść...

Wydawało mu się, ze go wola; zatrzymał się.

Wołanie powtórzyło się.

Powoli odwrócił się.

Nie wierzył.

Stała tam mokra i kochająca.

THE END.

(Myśli nieuczesane 1999.09.30)
Więcej Komentarz
Recenzje :

Trivium -ascendancy (wersja Rozszerzona)

Trivium jest jednym z czarnych koni wystawionych przez Roadrunner Records. Płyta "Ascendancy", która jest drugim krążkiem w historii zespołu, a pierwszym z katalogu wspomnianej wytwórni, pokazuje na co stać tych młodych (średnia wieku w zespole to około 20 lat) muzyków, których niektórzy już zdążyli okrzyknąć nadzieją ciężkiego grania.

Chociaż członkowie Trivium na każdym kroku podkreślają, że najważniejszymi inspiracjami dla nich są zespoły pokroju Metalliki, Megadeth czy Slayera, to jednak na "Ascendancy" prędzej można natknąć się na dźwięki pokrewne bardziej współczesnym grupom, takim jak Killswitch Engage czy Machine Head. Generalny pomysł na piosenki nie jest bardzo skomplikowany. Większość utworów oparto na podobnym szkielecie: ciężki i szybki riff na początek, wściekły wrzask wpadający growl przy zwrotkach, a w refrenie dla odmiany jakaś chwytliwa melodia i trochę czystego, wysokiego śpiewu. Do tego sprawna współpraca dwóch gitar, które czasami grają unisono. Pomysł jest na tyle nośny, że z powodzeniem sprawdza się w wielu utworach z "Rain", singlowym "Pull Harder on the Strings of Your Martyr", "Like Light to the Flies" oraz tytułowym "Ascendancy" na czele. W "Dying in Your Arms" melodia i czysty wokal wychodzą na pierwszy plan, czyniąc ten utwór jednym z bardziej chwytliwych, wręcz przebojowych fragmentów płyty. Natomiast im bliżej końca, tym więcej ciekawych rzeczy zdaje się dziać w samych utworach. W "Departure" ciężkie brzmienie skontrastowane zostało z akustycznymi wstawkami, a zamykające krążek nagranie "Declaration" ma postać kilkuczęściowej, thrashowej mini-suity.

"Ascendancy" to dobry album obiecującego zespołu. Nie jest to może przełom, a raczej oznaka tego, że Amerykanom znudziło się już łączenie metalu z hip-hopem na przestrojonych w dół gitarach i młodzi ludzie zza Oceanu coraz częściej szukają inspiracji w heavy i thrash metalu.

Więcej Komentarz