Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Closterkeller - Liverpool, Wrocław (28.03.2010)

Zdarzyło mi się kiedyś być na koncercie Closterkeller zorganizowanym z okazji Nocy Świętojańskiej. Wówczas publiczność wrzucała do Odry wianki. Rozbawiła mnie myśl, że i tym razem, w Niedzielę Palmową, na imprezie mogłyby się pojawić wyroby z roślin. Nie na nie jednak miałem ochotę. W końcu Closterkeller to już marka, która nie potrzebuje dodatków, żeby przyciągać ludzi.
Po nieudanych pertraktacjach z szatniarzem - w klubie za rogiem wychodzą mi o wiele lepiej - wkroczyłem na salę, gdzie na scenie ciężarna, zniechęcona wokalistka Horridy czekała, aż dźwiękowiec zlikwiduje problem z mikrofonem. Skoro jej nie było słychać, sprawdziłem, co do powiedzenia ma tłuszcza. Tu, wśród wielu dowcipnych uwag, jedną uznałem za celną - że Dominika stoi jak Nosowska. Porównanie to wyleciało mi jednak z głowy, gdy po ustawieniu nagłośnienia wokalistka wróciła z garderoby z makijażem. Bynajmniej nie zaczęła biegać po scenie, co w jej stanie jest zrozumiałe, ale "gotycko" pomalowana, poruszająca powoli, z pewnym dostojeństwem rękami i głową, robiła zupełnie inne wrażenie niż frontmanka Hey. Jej głos natomiast w połączeniu z muzyką zaskakiwał mocą. Już rozpoczynającymi występ, połączonymi "Dolly" i "...nie jest głupia", Horrida pokazała, że stać ją na wiele, a w ucho nie przestała mi wpadać w żadnym z kolejnych utworów. Trochę szkoda, że zespół wypełnił te czterdzieści minut w całości materiałem sprzed trzech lat. Podobno od zeszłego roku pracuje nad nowym albumem, więc na pewno nikt by się nie obraził, gdyby oprócz "Głosu na zawsze uśpionego", "Przed Tobą", "Kiedy światło zgaśnie", "Kiedyś Ty" i "Jesteś sam" wykonana została jakaś premiera. Z drugiej strony występ był bardzo dobry, a przy tym nieźle nagłośniony. Zespołowi najwyraźniej lepiej powodzi się na scenie, niż w studiu czy choćby w sprawach personalnych - dla grającego na perkusji Karola był to koncert pożegnalny. Życzę Horridzie, żeby w jej biografii nastąpił przełom. Atmosfera, która zapanowała podczas jej występu w klubie, nie była dziełem przypadku. Zespół zna się na progresywno-gotyckim graniu i powinno to zostać należycie docenione. Tego wieczoru zabrakło jedynie większej dynamiki na scenie oraz bisu. Finisz bowiem - z Dominiką przedstawiającą kolegów i gitarzystą prowadzącym klękającym na dźwięk swojego imienia - mogę uznać za poprawny, ale nie satysfakcjonujący. Chętnie zobaczyłbym więcej.

Closterkeller zaczęło mocno - od "Violette" i "Ogrodu półcieni" - by zaraz potem złagodnieć przy "12 dniach" i "Tylu ich". Już te pierwsze kilkanaście minut powinno zadowolić wielu fanów. Ja osobiście przyjąłem to dobrze i nie raziło mnie mieszanie najnowszego materiału z najstarszym, chociaż jestem zwolennikiem takich potężnych, mrocznych kawałków jak następny w kolejce "Miraż". Czym byłby jednak koncert Closterkeller bez śpiewanych przez publiczność przebojów? Wykonany chóralnie, a cappella i bez specjalnego zachęcania ze strony zespołu refren "Władzy" to element, którego nie mogło zabraknąć.

Niestety po "Masce", "Minor Earth Major Sky" A-ha, "Złotym", "Ate" i "Na krawędzi" doszło do drobnego zgrzytu. "Matka" była dla wokalistki okazją do wzmianki o islamie. Adresowane do publiczności stwierdzenie, że nic o nim nie wiemy, obraża mnie, a z pojedynczych głosów, które się rozległy, wnioskuję, że nie tylko mnie się nie spodobało. Nie wiem, jakim prawem Anja sugerowała, że jest największą znawczynią tematu na sali, zwłaszcza, że swoją wiedzę, jeśli dobrze ją zrozumiałem, pogłębiła zaledwie dwa tygodnie wcześniej, grzebiąc w internecie. Czyżby przeszła się po klubie, aby się upewnić, że nie ma w nim żadnego muzułmanina ani kogokolwiek, kto mógłby mieć styczność religią Mahometa? Jeśli traktuje sprawę poważnie, mogłaby chociaż odesłać nas do samego źródła - "Koranu", a nie polecać zapoznawanie się z bliżej nieokreślonymi przez nią opiniami. Sama przecież kilka przerw między utworami wcześniej mówiła, że zachęca nas do czytania książek. Niezręczność, jakiej się po Anji Orthodox nie spodziewałem. Powinna najpierw przeczytać "Koran", porozmawiać z kilkoma muzułmanami, przetrawić to wszystko, nabrać dystansu, a dopiero potem nas pouczać. Nergal z Behemoth, nazywając chrześcijan najbardziej zbrodniczą sektą świata, wypada lepiej. On przynajmniej nie obraża inteligencji swoich fanów. Najważniejsze przesłanie koncertu w wykonaniu Anji było natomiast zbyt słabo przemyślane.

W secie podstawowym znalazły się jeszcze "Nie tylko gra", "Tak się boję bólu", "Scarlett", "Ktokolwiek widział" i "Nocarz". Ten ostatni tym razem został wykonany bez "antyterrorystów". Swoją drogą pierwszy raz widziałem Closterkeller bez przebierańców na scenie. Brak gości robiących z koncertu teatr jednak nijak występowi nie zaszkodził. Nie trzeba przesadzać - wystarczyło, że w finiszu wokalistka, a po niej również gitarzysta i basista, przyklękli. Robi to odpowiednie wrażenie, a przy tym nie odwraca uwagi od muzyki. Świadomość tego zespół chyba ma. Na czym natomiast kompletnie się nie zna, to jak zmęczyć publiczność. Po stu minutach obcowania z Closterkeller nie była ona ani trochę znudzona i wciąż chciała się bawić. Bez trudu wywołała zespół na dwa bisy. Na pierwszy usłyszeliśmy "Dwie połowy" i "Zegarmistrza światła", zaś na drugi - "W moim kraju". Ostatni utwór Anja, jak zawsze żywa i w dobrym humorze, wykonała z gitarą w rękach. Oczywiście niepodłączoną do wzmacniacza. Przeciwieństwem wokalistki był zaś tego wieczoru Rollo. Klawiszowiec, ospały i nieruchawy, grający swoje bez wyraźnego zaangażowania, miał chyba zły dzień. Mam nadzieję, że będzie w lepszym w humorze, gdy w czerwcu wróci do Wrocławia, by supportować Sabaton.

Widziałem Closterkeller trzy razy, a ten występ uważam za zdecydowanie najlepszy. Zespół wspólnie z Horridą nastroił mnie tak dobrze, że gdy zaraz po koncercie, w przejściu podziemnym na ul. Świdnickiej spotkałem grupkę młodzieży grającą z zabójczym entuzjazmem "Peggy Brown" Myslovitz, bez dłuższego zastanowienia wrzuciłem ślicznie uśmiechniętej dziewczynie do czapki cały swój bilon. Wydatek większy, ale i przyjemniejszy niż szatnia w "Liverpoolu".

Galeria z koncertu
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły