Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Relacje :

Elektrische.TV - Ośrodek, Wrocław (4.06.2010)

Gdy wszedłem do toalety, zbierający się właśnie do wyjścia z niej mężczyzna w żółtej bluzie z udanym oburzeniem oznajmił mi, że zaraz zaczynają koncert. Bez namysłu usprawiedliwiłem swoją wizytę przy pisuarze właśnie przygotowaniami do obejrzenia występu. Rozmówcę odpowiedź zadowoliła, a już kilka sekund później usłyszałem, jak wita publiczność. Mogłem go jednak poprosić, żeby na mnie poczekał.
Prezes po wykonaniu kilku utworów zdjął bluzę i został w koszulce w tym samym kolorze. Po koncercie nazwano go w związku z tym dowcipnie "panem w żółtym". Atmosfera w klubowej części Teatru Muzycznego "Capitol" była zresztą tego wieczoru bardzo pozytywna i przyjacielska. Żarty, taniec i jakieś ogólnie porozumienie pomiędzy nieznającymi się wcześniej ludźmi - jedność bez silenia się na subkulturę. Zwykła otwartość. Sam Prezes wpisywał się w ten klimat znakomicie. Przed występem słyszałem o nim, że jest człowiekiem sympatycznym i skromnym, i to się sprawdziło. Nie należy jednak mylić tego z nieśmiałością. Muzyk odzywał się do nas z pełną swobodą w prawie każdej przerwie między utworami, zwykle używając mikrofonu, chociaż i bez niego był słyszalny.

Jeśli chodzi o repertuar tego wieczoru, był on ciekawy, chociaż nie zaskakujący. Artysta wykonujący "muzykę elektroniczną na żywo" obstawił się klawiszami, konsoletą, laptopem (z którego wykorzystywał jednak chyba tylko monitor) i elektryczną perkusją, po czym zaprezentował materiał, z jakiego jest znany - toporne, ale nie nachalne, rytmy obudowane bardziej błyskotliwymi tematami. Rzucony z publiczności żart, żeby zagrał drum'n'bass, był jak najbardziej trafiony. Elektrische.TV nie wykonuje połamanej rytmicznie, czyli mojej ulubionej, muzyki, jednak warte jest docenienia. Dla mnie występ ten był większą pokusą niż odbywający się w tym samym czasie w innym klubie koncert kilku deathmetalowych kapel z Finlandii. Przyznaję przy tym, że chyba kluczowym elementem wpływającym na moją decyzję była nadzieja usłyszenia najlepiej zapamiętanego przeze mnie z poznanych wcześniej utworów. Rozbrajająca, powtarzana w kółko kwestia "Robimy, kurwa, muzę" jednak tego wieczoru nie padła. W ogóle nie było wokalu - Prezes zaserwował nam półtorej godziny muzyki instrumentalnej. Nie żałuję jednak ani trochę.

Elektrische.TV szczyci się tym, że na scenie każdy dźwięk produkuje bezpośrednio przed publicznością. Tego wieczoru szczególnie było nam to dane od odczucia w dwóch momentach. Jednym z nich był błąd Prezesa - po zapętleniu bazowego motywu i chwili namysłu wyłączył muzykę oznajmiając, że się pomylił i musi zacząć od nowa. Drugim był nowy utwór, podobno wymyślony zaledwie dzień wcześniej - artysta przyznał, że wyjątkowo wykorzystuje w nim sampel. Mnie bardziej jednak ciekawiło, jakie miejsce w obranej formule zajmie perkusja. Muzyk przez większość występu stał przy klawiszach i konsolecie, w bębny i talerze uderzając od czasu do czasu dłonią lub branymi do jednej ręki dwiema pałeczkami, chętniej trzymanymi pod lewą pachą. Były jednak momenty, kiedy siadał do zestawu i sprawnie wybijał salwy dźwięków. Czekałem, czy pokusi się o coś na kształt solówki, były to jednak raczej tylko dobrze opanowane podstawowe przejścia (ale stwierdzam to jako człowiek, który na perkusji nigdy nie grał). Za najbardziej ambitny moment występu uznaję więc ten utwór, pod koniec którego Prezes stopniowo zmieniał tempo. Chociaż wykazał się dobrym wyczuciem rytmu, tylko ten jeden raz zrobił większe odstępstwo od pozornej toporności swojej muzyki.

Szkoda, że Elektrische.TV nie przeszło do ostatniej rundy konkursu Neuro Music. Powinno pobić większość finalistów. Zamiast tego gra przed nieliczną publicznością, której jeszcze rozdaje naklejki ze swoim logiem. Sprawiedliwość jednak musi być. Wykonawcę głośno chwalę, całym sercem popieram, a z wręczonej pamiątki jestem zadowolony.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły