Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Vader - The Beast

Blood, Vader, Doc, The Beast, Vesania, Daray, Novy, Dies Irae, Peter, Metal Mind Productions, Metalmania, death metal

EP'ka „Blood” była ostatnim wydawnictwem Vader w jakim wziął udział Docent. Przed sesją nagraniową do „The Beast” miał wypadek, podczas którego złamał i rozciął rękę. Niemożność gry trwała wiele tygodni, a potem już nie wrócił do zespołu ze względu na niszczące go uzależnienia, które w konsekwencji, doprowadziły do jego śmierci w 2005 roku. Był wspaniałym muzykiem i filarem Vader, którego wielkość tworzył przez siedemnaście lat. Maszyna jednak grała dalej, a na następcę Doca wybrany został perkusista Vesania – Daray.

Nowy w Vader był również Novy z Dies Irae, choć, w przeciwieństwie do samej płyty, wszelkie źródła internetowe podają, że gitarę basową na „The Beast” nagrywał Peter. Do jednej z polskich edycji Metal Mind Productions dodano ciekawy materiał ze studia, gdzie muzycy opowiadają o swoich instrumentach i są pokazane nagrania, a Novy tam normalnie występuje. Widocznie więc to taka ściema. Na tej dodatkowej płycie DVD są też video ze studia do „Choices” i „Dark Transmission” oraz trzy kawałki z Metalmanii 2003.

Jak by nie było, ekipa odświeżona, ale generał ten sam. Nikogo nie powinno więc dziwić, że Vader nagrał kolejne znakomite dzieło, chociaż pod paroma względami różniące się od dotychczasowego dorobku zespołu.

Przede wszystkim Vader przestał być takim demonem szybkości. „The Beast” jest płytą bardziej melodyjną i mającą wiele mniej intensywnych riffów. Można też odnieść wrażenie, że muzyka przez to jest lżejsza, co momentami faktycznie jest prawdą. Co to ma jednak za znaczenie skoro znowu mamy praktycznie hit na hicie, fantastyczne gitary i dorównującego poprzednikowi perkusistę? Lekka zmiana sposobu wyrazu nie odebrała nic z potęgi Vader, który po raz kolejny wspiął się na wyżyny death metalu.

Pierwsze jest, blisko minutowe, gitarowe intro, a potem następuje długa seria killerów. Trzeba mieć naprawdę dar, żeby wciąż wymyślać tyle zajebistych kawałków. Nie chce się jarać kolejnymi melodiami i refrenami, bo tu dosłownie wszystko jest kozackie. Pod względem chwytliwości wokali odstają trochę dwie ostatnie pozycje, ale instrumentalnie nie ma słabszych momentów. Gitary może mniej skondensowane, ale wciąż zabójcze. Riffy takie, że głowa sama się rwie do machania, a solówki ostre, szybkie i jak zwykle mistrzowskie. Do tego znakomita perkusja i doskonały, zdarty wokal Petra.

Właściwie wspomnieć należałoby jeszcze o „The Sea Came In At Last”. Jest to utwór mający wyciszenia i zwolnienia, ale w opozycji nich nie stoją masakryczne jatki, tylko bardzo skoczne riffy doprawione fantastyczną perkusją. Jeżeli ktoś doszukiwałby się odchyleń od jedynie słusznej linii death metalu to na pewno najwięcej znalazłby ich tutaj. Dla mnie jednak jest to świetny numer i wielki plus „The Beast” – płyty składającej się z samych plusów.

Tracklista:

01. Intro
02. Out Of The Deep
03. Dark Transmission
04. Firebringer
05. The Sea Came In At Last
06. I Shall Prevail
07. The Zone
08. Insomnia
09. Apopheniac
10. Choices

Wydawca: Metal Blade Records (2004)

Ocena szkolna: 5+

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły