Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Ultravox - Systems Of Romance

Z płyty na płytę brytyjska ekipa Ultravox pięła się po niełatwej ścieżce prowadzącej wprost do ideału definiującego gatunek do dziś znany jako New romantic, ideału, który został osiągnięty na płycie-legendzie – „Vienna”. Nim jednak ów materiał ujrzał światło dzienne, a w zespole nastąpiły pewne przetasowania, zdążył ukazać się inny krążek, „Systems Of Romance”. Album ów okazał się kulminacyjnym momentem w historii zespołu, niosąc za sobą wiele zmian, jak niedaleka przyszłość miała pokazać – na lepsze.
„Systems Of Romance” okazał się dość przełomową płytą, głównie pod względem brzmienia. Wreszcie po muzycznych eksperymentach (patrz poprzedni album studyjny „Ha! Ha! Ha!”), brzmienie Brytyjczyków nabrało konkretnych szlifów, wyprowadzając kiełkujące w ich głowach pomysły na prostą. Po punkowych numerach, Ultravox zaczęli grać z większą ogładą, pozwalając by obok gitary, część odpowiedzialności za odpowiedni klimat przejęły również klawisze. Zabieg ten okazał się niezwykle udanym, wynoszącym ich muzykę daleko po za punkowy brud, w krainę psychodelicznych solówek („Blue Light”) czy ponad czasowych melodii jak choćby ta ze „Slow Motion”. Krótko mówiąc Ultravox wreszcie zapragnęłoby muzyka, którą wykonują stała się ich i tylko ich wizytówką. Przestając gonić za trendami odnaleźli swoje własne miejsce w muzycznym światku i po prostu robili swoje. Na drodze mógł stać im tylko jeden problem.
    
Nie ulega wątpliwości, że choć prezentująca piękny poziom muzyczny, formacja nie dysponowała wokalistą, który mógłby odnaleźć się w nowych realiach. Owszem John Foxx dysponował, ciekawym głosem, może nieco niechlujnym, ale za to wpasowującym się idealnie w ramy dwóch pierwszych płyt. Im jednak bliżej własnego stylu byli muzycy, tym bardziej wokalista się od nich oddalał, zwyczajnie nie nadając się do tej stylistyki utworów. Wystarczy chociażby przysłuchać się „Quiet Man”, gdzie pan Foxx zwyczajnie nie brzmi, ginie pod muzyką, która zamiast z nim harmonizować umiejętnie przyćmiewa jego blask. Z drugiej strony to jeszcze nie stanowiło takiego problemu - ten pojawiał się dopiero wtedy, gdy już nic nie dało się zrobić i śpiew zaczynał przeszkadzać w odbiorze całości obrazu. A momentów takich było całkiem sporo. Wystarczy chociażby przywołać na pamięć „Some Of Them”, czy „I Can’t Stay Long”. Jest jednak wyjątek od reguły. Mowa o „Just For A Moment”, gdzie jego głos został „przemielony” przez wokoder, idealnie odnajdując się w chłodnym, sterylnym świecie, kreowanym za pomocą instrumentów klasycznych. Swoją drogą to równocześnie najlepiej brzmiący utwór na płycie.
    
3 album w historii Ultravox, to dzieło silnie naznaczone własnymi pomysłami artystów. Choć wciąż czerpali oni w kwestii gitar z post-punku (ostatecznie trzeba mieć zawsze jakąś podstawę), to dodając do nich brzmienie klasycznych instrumentów oraz syntezatorów, silą się na położenie podwalin pod nową estetykę. „Systems Of Romance”, jako dzieło bliskie ideałowi, na pewno stanowi przyjemny wstęp do nowo-romantycznego świata dźwięku.

Tracklista:

1.    Slow Motion
2.    I Can't Stay Long
3.    Someone Else's Clothes
4.    Blue Light
5.    Some of Them
6.    Quiet Men
7.    Dislocation
8.    Maximum Acceleration
9.    When You Walk Through Me
10.    Just for a Moment

Wydawca: Island Records (1978)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły