Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Savatage - Streets: A Rock Opera

"Streets: A Rock Opera" to zdecydowanie najbardziej kontrowersyjne działo amerykańskiego Savatage. Po tym jak na "Gutter Ballet" grupa odeszła od speed/thrashmetalowego grania na rzecz nieco spokojniejszych, bardziej wyszukanych dźwięków należało się spodziewać, że kolejne wydawnictwo będzie kontynuacją nowo obranej drogi. Mało kto się jednak spodziewał, że będzie ono albumem konceptualnym, stylizowanym na metal-operę, trochę na zwór "Operation: Mindcrime" Queensryche.
Od strony muzycznej, zgodnie z oczekiwaniami, muzycy Savatage rozwinęli koncepcję zapoczątkowaną na "Gutter Ballet". Podniosłe, okraszone skąpymi partiami fortepianu utwory utrzymane są przeważnie w marszowym tempie, co jednak w żaden sposób nie czyni tego albumu nudnym czy mało dynamicznym. Wręcz przeciwnie - budowanie dramaturgii, rozwijanie motywów, wyrazistość pomysłów - to wszystko zostało usprawnione na "Streets...".

Na plus trzeba zaliczyć przede wszystkim głębsze, bardziej czytelne brzmienie, oraz partie wokalne Jona Olivy. Choć jego wokal wciąż jest miejscami zgrzytliwy i jazgotliwy, to jest on zdecydowanie mniej pretensjonalny niż na poprzednich płytach. Tutaj należy wspomnieć, że na "Streets..." jest bardzo dużo spokojnych fragmentów, w których Oliva brzmi po prostu lepiej, gdyż nie śpiewa w wysokich rejestrach. Na ogromny plus w stosunku do poprzednich albumów trzeba zaliczyć także melodie, które są po prostu bardziej wyraziste i łatwiej wpadają w ucho. Nie można oczywiście zapomnieć o wyśmienitych (jak zawsze z resztą) solówkach Crissa Olivy, które zdecydowanie ubarwiają to wydawnictwo. Najważniejszym jednak atutem tej płyty jest jej teatralny charakter - słuchając tego materiału naprawdę można poczuć sie jak uczestnik pewnego muzycznego spektaklu.

Są jednak na tym wydawnictwie elementy, które mogą się nie podobać. Pierwszą, rzucającą się w oczy kwestia jest to, że wśród utworów panuje schemat "ostrzejszy numer - spokojniejszy numer" przez co materiał robi się zbyt przewidywalny. Druga kwestia jest to, że poza drobnymi wyjątkami (np. "Jesus Saves") kompozycje są prostsze. Sekcja rytmiczna ma ty relatwnie niewiele do powiedzenia, a i riffy chyba nie są tak czarujące jak na "Hall Of The Mountain King" i "Gutter Ballet". Z jednej strony to plus - muzycy prostszymi środkami w łatwiejszy sposób dotarli do słuchacza, z drugiej jednak mniej wyszukane dźwięki nie oddają pełni potencjału zespołu. No i w dalszym ciągu pozostaje kwestia wokalisty - Oliva choć śpiewa o niebo lepiej niż wcześniej, to wciąż jest typem wokalisty, którego można albo kochać albo nienawidzić.

Nie zmienia to jednak faktu, ze w ogólnym rozrachunku "Streets: A Rock Opera" to działo bardzo udane, które budzi pozytywne odczucia po odsłuchu. Z jednej strony ogromne wyzwanie jakim było owe "teatralne" przedsięwzięcie, z drugiej zachowanie heavymetalowego charakteru i własnego stylu - w każdym z tych aspektów grupa wyszła obronna ręką. Ambitny w formie, nieco mniej ambitny w warstwie instrumentalnej, "Streets: A Rock Opera" i tak pozostaje jednym z najlepszych wydawnictw tej niedocenionej formacji.

Tracklista:

1. Streets
2. Jesus Saves
3. Tonight He Grins Again
4. Strange Reality
5. A Little Too Far
6. You're Alive
7. Sammy and Tex
8. St. Patrick's
9. Can You Hear Me Now
10. New York City Don't Mean Nothing
11. Ghost in the Ruins
12. If I Go Away
13. Agony and Ecstasy
14. Heal My Soul
15. Somewhere in Time
16. Believe

Wydawca: Atlantic (1991)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły