Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Rammstein – Zeit

rammstein, zeit, till lindemann, angst, zick zack, dicke titten, metal, tanz metal

W czasach, gdy wszystko ma swoją cenę, pewne rzeczy nie zmienią się nigdy. Choć wielu artystów nie rozumie zasad współczesnej sztuki – oni wiedzą, czym nakarmić ucho wybrednego słuchacza. Rammstein nie idzie na skróty i nie bierze jeńców. Panowie znów zadzierają nosa i zasiewają ziarno niepewności. Ich najnowsze wydawnictwo zadaje wiele pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi. Ale czy ich poszukiwanie w ogóle ma sens? Czy „Zeit” to faktycznie ostatnia płyta niemieckich prowokatorów? 

Tego nie wiem i myślę, że rozważania na ten temat nie są potrzebne. Jednak jedno jest pewne – muzycy wciąż mają wiele do powiedzenia i raczej nie zamierzają zamilknąć.

Muzyka, która znalazła się na nowym krążku Rammstein czerpie inspiracje z całej dotychczasowej twórczości zespołu. Słychać tutaj nawiązania zarówno do pierwszych, bardzo szorstkich płyt, jak również do późniejszych, nieco łagodniejszych i bardziej elektronicznych albumów. Ale nie brakuje także zupełnie nowych rozwiązań stylistycznych, co sprawia, że całość brzmi dość klasycznie, a jednocześnie niezwykle świeżo. „Zeit” doskonale odpowiada na potrzeby współczesnych słuchaczy – nie tylko wiernych fanów, którzy pamiętają zespół ze starych czasów, gdy na pierwszy plan wysuwały się podpalane siarką marszowe riffy, a cała reszta była idealnie pasującym dodatkiem. Ta płyta, choć zachowuje ducha dawnego brzmienia, świetnie odnajduje się w mainstreamowym anturażu, który lubi świecidełka i błyskotki. A takich jest tutaj pod dostatkiem, bo tego właśnie chcą odbiorcy – rozrywki dla mas, która zapewnia uniwersalne doznania muzyczne, a jednocześnie nie zadowala się byle czym.

 

Jak sugeruje tytuł płyty, jej motywem przewodnim jest czas. Temat przemijania pojawia się w większości utworów i dotyka różnych jego aspektów. Niezależnie, czy wiąże się to z narodzinami, czy z umieraniem, przesłanie zawsze jest jedno – czas dla każdego płynie w tym samym kierunku i nie da się go ani zatrzymać, ani cofnąć. W ten sposób muzycy przekonują, że warto to dobrze wykorzystać, bo żyje się tylko raz i nic nie trwa wiecznie. Cechą charakterystyczną twórczości Rammstein są motywy klawiszowe w wykonaniu Flake’a. Podkłady, które słychać na „Zeit” doskonale uzupełniają mięsiste riffy i sprawiają, że każdy utwór nie tylko brzmi dynamicznie, lecz także zyskuje specyficzną oprawę. Czasem jest ponuro i złowieszczo – innym razem romantycznie i sentymentalnie. Kolejnym elementem, bez którego nie wyobrażam sobie Rammstein, są rzetelnie zaaranżowane chórki. Choć we wczesnym etapie zespół przywiązywał do nich dużo mniejszą wagę, z czasem to mocno się zmieniło. Chóralne akcenty są już niemalże wizytówką grupy, która bardzo dba o smaczki i detale, bo w końcu diabeł tkwi w szczegółach. I nic dziwnego, bo solidne wokale wspierające zawsze tworzą niezwykle barwną ilustrację do muzyki o tak monumentalnym charakterze. Osobiście jestem orędowniczką takich rozwiązań, które w szeroko pojętym świecie metalu robią świetną robotę.     

 

„Zeit” otwiera niespokojna „Armee der Tristen”. Przepełnione dekadencją nagranie w zmysłowy sposób wprowadza w nostalgiczny klimat albumu, który z jednej strony urzeka nastrojowością, a z drugiej wzbudza niepokój i refleksję. Dzięki posępnej konwencji słuchacz odnosi wrażenie, że za chwilę wydarzy się coś złego. Już nie ma nadziei, by odwrócić bieg zdarzeń. Podobne, choć bardziej optymistyczne przesłanie ma imienniczka płyty, wybrana na pierwszy singiel promujący wydawnictwo. Skomponowana na hymnową modłę pieśń jest uznaniem dla doczesności, co pomaga docenić ulotność chwil, z których każda jest niepowtarzalna i wyjątkowa. W równie dostojnym stylu zaśpiewany jest „Schwarz", który otwierają melancholijne klawisze. Tutaj emocje już nieco opadają – zarówno pod względem formy, jak również treści. Obecny w trzech pierwszych utworach patos zostaje przełamany przez dyskotekowy „Giftig”, który łączy w sobie pop-rockowy temperament z masywnym kordonem gitarowych dźwięków. 

 

Panowie w końcu wrzucają na luz i serwują dawkę iście kabaretowej rozrywki. To wszystko za sprawą „Zick Zack", którego groteskowy charakter jest przestrogą przed próbą oszukania czasu. Konstrukcja utworu jest bardzo zróżnicowana, a zarazem spójna, dzięki czemu tworzy misternie utkaną całość. Nagraniem, na które warto zwrócić szczególną uwagę jest „OK” (Ohne Kondom), które rozpoczynają żeńskie chórki, zaśpiewane w gregoriańskim stylu. To najbardziej przebojowa kompozycja na płycie, która fenomenalnie ukazuje taneczne oblicze Rammstein. Gitary pracują równo i energicznie, a wiodący motyw klawiszowy ochoczo dolewa ropę do piekielnego ognia. Jednak naprawdę gorąco i niebezpiecznie robi się już w pierwszych akordach „Angst". Wokalista Till Lindemann niczym kapłan ciemności odprawia mroczny rytuał, w którym tytułowy strach staje się symbolicznym antybohaterem. Atmosfera grozy towarzyszy nam od początku do końca, a rytmiczny podkład i połamana struktura utworu genialnie oddają ducha obłędu, rodem z filmów Johna Carpentera.

 

Rammstein niejednokrotnie udowodnił, że jest mistrzem budowania klimatycznego nastroju. „Meine Tränen” to opowieść o trudnej relacji matki i syna. Choć kobieta zadała mu wiele bólu – on nie potrafi jej nie kochać. Maniera wokalna Lindemanna mieni się tutaj różnymi barwami, w których słychać zarówno tęsknotę i cierpienie, jak również smutek i żal. Podobne odczucia towarzyszą piosence „Lügen”, która jest najsłabszym ogniwem płyty. Pomimo przyjemnego wstępu, w późniejszej części utworu robi się nudno. Muzycy za bardzo przekombinowali z efektami i modulacją głosu, przez co ucho mocno się męczy, słuchając zawodzącego Tilla i przesterowanych gitar. Za to zupełnie inne wrażenia dostarcza „Dicke Titten”, w którym Niemcy malują karykaturę samych siebie. Tło nagrania stanowi ludowa melodia, która doskonale kontrastuje z topornymi riffami i delikatnym śpiewem w refrenie. Pięknym zwieńczeniem całego albumu jest utrzymana w podniosłym stylu ballada „Adieu”. Utwór opowiada o ostatnim pożegnaniu, które wcale nie musi być smutne. Wokalista w przejmujący sposób przekonuje, że dobre wspomnienia zapewniają spokojną śmierć. Bo choć ciało umiera, dusza wędruje dalej… 

 

Nowy album Rammstein znakomicie potwierdza, że każde wydawnictwo niemieckiego sekstetu jest inne. Choć do każdej płyty można o coś się przyczepić, to z pewnością nie można zarzucić muzykom braku różnorodności, która wciąż czymś zaskakuje. Zespół nadal potrafi bawić się stylami i jest wierny industrialnym źródłom. I pomimo surowego wizerunku, ma ekscentryczne poczucie humoru. Słychać to nie tylko w muzyce, lecz również w tekstach, które nie zawsze mają za zadanie śmieszyć. Wiele z nich pod pozorem zabawnych treści dotyka ważnych uczuć i problemów. Choć „Zeit” nie jest przełomowym krążkiem w dorobku Rammstein, to z pewnością ugruntowuje pozycję grupy w świecie muzyki, w którym coraz trudniej o oryginalne brzmienie i niezłomność artystyczną.

Tracklista:

1. Armee der Tristen
2. Zeit
3. Schwarz
4. Giftig
5. Zick Zack
6. OK
7. Meine Tränen
8. Angst
9. Dicke Titten
10. Lügen
11. Adieu

Wydawca: Universal Music Group
Data wydania: 29 kwietnia 2022

Komentarze
WylizanySnem : Trzeba nadrobić, w kolekcji CD mam tylko rosenrota oraz herzeleid.
Yngwie : Najdłuższe recki na DP czyli Uriella, haha. Mój Brat się wybiera na...
zsamot : Pięknie i bardzo wnikliwie. A sama płyta- rewelacja.
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły