Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Morbid Angel - Heretic

Heretic, Morbid Angel, death metal, Trey Azagthoth, Pete Sandoval

Heretyk – ktoś kto nie dostosowuje się do ustalonej postawy, doktryny lub zasady. Taka definicja tytułu płyty znajduje się na początku wkładki. Zaraz po niej mamy swoistą przedmowę, z którą możemy się zapoznać jeszcze przed puszczeniem muzyki. Przedmowa ta jest zbieżna z główną tematyką tekstów i dotyczy wyzwolenia duszy i umysłu. Nakierowuje na samodzielne myślenie, analizowanie faktów i nie poddawanie się tendencjom praktykowanym przez ogół. Heretyk to jednostka silna, twarda i indywidualistyczna. Stojąca daleko ponad łatwowierną, dającą sobą manipulować tłuszczą. Heretyk nie ulega oddziaływaniom fałszywych bogów i ich wyznawców. Jest bogiem swojej własnej boskości.

Od samego początku słychać, że mamy do czynienia z Morbid Angel. Ciężka, walcowata muzyka, charakteryzująca się miażdżącą, gitarowo- perkusyjną jazdą, uderza z głośników i nie daje odetchnąć przez pierwszych sześć kawałków. Właśnie te gitarowe łamańce, wzbogacone masakryczną perkusją są znakiem rozpoznawczym i największą wartością tej płyty. Wsłuchując się w te wszystkie zawirowania, piekielne tempa i katastroficzne melodie trzeba docenić wielkość tego zespołu. W tym wszystkim wokal gdzieś trochę odstaje od reszty. Niewątpliwie jest dopracowany i starannie dopasowany w każdym momencie jednak brakuje mu siły przebicia.
   
Po tej dawce siarczystego death metalu następują dwa pierwsze udziwnienia. Takich nietypowych kompozycji jest na płycie więcej, ale już pierwszy z nich jest moim zdaniem najlepszy i najciekawszy. "Place Of Many Deaths", o którym mowa to bardzo nisko nastrojone przejście przez piekło lub inne siarczyste bagno, z różnymi komputerowymi efektami i przerażającymi odgłosami. Bardzo udany eksperyment w przeciwieństwie do następnego "Abyssous", który jest krótki i taki nijaki. Potem są dwa standardowe kawałki i następuje końcówka płyty składająca się z czterech instrumentalnych dodatków. Są tu dwa klawiszowe wkręty, solówka na perkusji (totalna masakra) i gitarowy chaos.
   
W tym miejscu kończy się oficjalna część albumu i choć to nie koniec atrakcji to chciałbym pokusić się o pierwsze podsumowanie. "Heretic" jest niewątpliwie płytą inną niż wszystkie poprzednie produkcje Morbid Angel i to akurat nie jest niczym nadzwyczajnym. Ten zespół nigdy nie nagrał dwóch podobnych do siebie albumów i ta tradycja została podtrzymana. Również instrumentalne mistrzostwo Azagthotha i Sandovala nie ulega żadnym wątpliwościom. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tej muzyce czegoś brakuje. Przychodzi mi na myśl takie porównanie. Nauczyciel ocenia pracę wybitnego, najlepszego w szkole ucznia. Takiego co to w przeszłości wygrywał olimpiady. Mówi mu: „Twoja praca jest bezbłędna, zrobiłeś wszystko co było wymagane, ale nic ponad program. Dlatego stawiam ci piątkę, ale w twoim przypadku to jest tylko piątka." "Heretic" jest jak wyrób rzemieślniczego geniusza, mistrza cechu, ale brakuje mu nutki artyzmu, jakiegoś dodatkowego elementu sztuki, która wzniosłaby go na wyżyny ludzkich możliwości.
   
Po części oficjalnej następuje przerywana fragmentami ciszy część solówkowo - ekspresyjna. Cisza, cisza, cisza, krótka solówka albo chwila efektów komputerowych i znowu cisza. Jako 43. jest nawet instrumentalny kawałek (alternatywna wersja "Beneath The Hollow"). Muszę przyznać, że cała ta końcówka mi się nie podoba. Fragmenty ciszy są za długie i niepotrzebne. Jak bym chciał posiedzieć w ciszy to bym sobie nic nie puszczał. Urywki solówkowe są krótkie i nic nie wnoszą. Wszystko to mogłoby być na drugiej płycie, ale na tej nie ma sensu. Dlatego do postawionej wcześniej piątki dodałbym minusa.
   
W wydaniu, które posiadam, jest druga płyta zatytułowana "Bonus Levels". Jest tam sześć instrumentalnych, roboczych wersji kawałków z głównej płyty i dalsze solówki. Przyznam, że lubię słuchać tych kompozycji w tej adaptacji. Można wczuć się w grę mistrzów bez zbędnego wokalu. Oczywiście gdyby płyta była taka, byłaby o wiele uboższa, ale jako bonus sprawdza się to doskonale. No i przede wszystkim nie ma tu niepotrzebnych przerw w postaci ciszy.

Tracklista:

01. Cleansed in Pestilence (Blade of Elohim)
02. Enshrined by Grace
03. Beneath the Hollow
04. Curse the Flesh
05. Praise the Strength
06. Stricken Arise
07. Place of Many Deaths
08. Abyssous
09. God of Our Own Divinity
10. Within thy Enemy
11. Memories of the Past
12. Victorious March of Reign the Conqueror
13. Drum Check
14. Born Again

Wydawca: Earache Records (2003)

Ocena szkolna: 5-
    

Komentarze
Sumo666 : Podzielam zdanie przedmówcy (niestety). Czas MA już dawno się skończ...
Harlequin : A ja nie przepadam. FATALNE brzmienie, kompozycje przypominajace zlepek lu...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły