Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Blog :

List Półotwarty

Szanowny Panie Doktorze,

piszę do pana ten list, z ufnością, że uzyskam szybką odpowiedź. Zna pan moje problemy i moje dolegliwości, więc nie będę tracił czasu na zbędne wyjaśniania. Od wczoraj popołudnia mój stan uległ dziwnemu i nagłemu pogorszeniu. Chciałem, żeby pan o tym wiedział; mniemam, że to ważne w dalszym procesie leczenia. Jeszcze do wczoraj przed południem, leżałem w sali razem z czterema pana pacjentami. Kiedy zdrzemnąłem się, ich miejsca zajęły dziwne monstra. Niech sobie pan, panie Doktorze, wyobrazi moje zdziwienie, kiedy po przebudzeniu (około godziny piętnastej), na sąsiednim łóżku zamiast Pacjenta Tomka, zobaczyłem Beagle'a monstrualnych rozmiarów, w pozie przynależnej tylko ludziom - z łapami pod głową. Leżał długi i patrzył przed siebie sennym wzrokiem. Od czasu do czasu wydawał z siebie przeciągłe westchnienie, po którym następowała seria wulgaryzmów. Starałem się na niego nie patrzeć, aby nie wzbudzać podejrzeń, że widzę coś nienaturalnego, ale mój niepokój zaczął narastać. Mrużyłem oczy, szczypałem się, oblałem się nawet zimną wodą mineralną, gazowaną, aby - jeśli to złudzenie - przegnać je czym prędzej. Niestety, koszmar trwał nadal.
Kiedy tak leżałem w pokoju sam na sam z ogromnym Beagle'm, drzwi otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Zerwałem się i usiadłem na łóżku, chcąc poszukać pomocy, a przynajmniej potwierdzenia rzeczywistości u tego kogoś. Może sobie pan doktor wyobrazić, jak ogromna musiała być moja rozpacz, kiedy zobaczyłem, że do pokoju zamiast człowieka wchodzi wielki myszoskoczek, trzymający w swoich drobniutkich łapkach paczkę krakersów. Podszedł do łóżka, które do tej pory zajmował Pacjent Zbyszek i sapiąc ułożył się na boku tyłem do mnie. Miał gruszkowaty kształt ciała, z maleńką główką i ogromnym tyłkiem. Zaczął pochłaniać krakersa za krakersem z prędkością prawie niemożliwą do opisania. Kiedy skończył, strzepnął okruszki z łóżka pod ścianę i usnął. Wciąż siedząc na łóżku patrzyłem z niedowierzaniem jak biało szare futerko potwora, unosi się i opada w rytm spokojnego oddechu.
Znowu się położyłem, rozmyślając nad ucieczką. Chociaż rozum dzielnie walczył ze świadomością, poziom lęku urósł do granicy, przy której niezbędna jest pomoc z zewnątrz. Zebrałem wszystkie siły, aby unieść się z łóżka. Kiedy wstałem i podszedłem na chwiejących się nogach do drzwi, usłyszałem za sobą pytanie Pacjenta Sławka - tego, który leży za moją głową. Zupełnie o nim zapomniałem. Pytał, czy wybieram się na patio, gdyż podobno pada deszcz. Chcąc mu odpowiedzieć, ostrożnie odwróciłem głowę, ale kiedy tylko kątem oka zobaczyłem ogon, szare łuski i uśmiechniętą głowę ryby, rzuciłem się do ucieczki.
Jak pan widzi, panie Doktorze, bardzo jestem zaniepokojony swoim stanem i zastanawiam się nad sensem dalszej terapii. Skąd mam widzieć, że te metamorfozy moich współlokatorów, nie były wynikiem mojej wyobraźni, a nie zaburzonej osobowości? Tak naprawdę, osądzaniem tego co jest zaburzeniem, a co zdrowym objawem, powinien zajmować się etyk, bądź filozof z odpowiednimi uprawnieniami. Myślę, panie Doktorze, że ocena tego co jest prawdziwe, podobna jest bardzo do rozprawy sądowej, gdzie udowodnienie winy, lub dowiedzenie niewinności, jest wynikiem  raczej krasomówstwa niż chłodnej oceny dowodów.
Proszę pamiętać, panie doktorze, o tym, o czym pisałem w poprzednim liście. Wierzę, że jest pan tym filozofem i zdaję się zupełnie na pana w ocenie mojego zdrowia.
Przesyłam pozdrowienia i proszę o odpowiedź.
Z poważaniem, Pacjent Wituś.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły