Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Flying Circus - 1968

Flying Circus, proggressive rock, 1968, rock, Elvis Presley, The Beatles, The Doors, The Who, Animals, Jimi Hendrix, The Rolling Stones, Jethro Tull, Michael Drop

Flying Circus to niemiecki zespół progresywno rockowy powstały w 1990 roku. „1968” jest ich szóstym albumem, którego tytuł jest bardzo wymowny i wiele mówiący o zawartości nie tylko tematycznej i tekstowej, ale też muzycznej. Płyta bowiem jest próbą stworzenia nowoczesnej klasyczności i powrotu do lat sześćdziesiątych za pomocą aktualnego przekazu. Jest to więc istny wehikuł czasu mogący powodować nostalgiczne wspomnienia starszych i lekcję historii dla młodszych słuchaczy. W jednym i drugim przypadku myślę, że jest warta wysłuchania.

Lata sześćdziesiąte w muzyce to czasy przede wszystkim Elvisa Presley’a, The Beatles, The Doors, The Who, Animals i Jimi Hendrixa. Znani byli już The Rolling Stones i Jethro Tull, a więc muzyka rockowa rozwijała się w najlepsze, niosąc ze sobą wątki psychodeliczne oraz przekaz pokoju i rozwój ruchu hippisowskiego. Ale pokoju i spokoju na świecie nie było, a podróż do roku 1968 z Flying Circus wcale nie będzie powodem do wspominkowych uśmiechów i radości, a przykrym obrazem wojny, protestów, morderstw i zamachów. Pod kolorową okładką kryje się masakra ludności cywilnej w wiosce My Lai w Wietnamie, zabójstwo Martina Luthera Kinga, zamach na życie Andy Warhola, agresja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, czy brutalnie i krwawo tłumione protesty ludzi w Tokio i Meksyku. Same teksty są ulotnym wyrywkiem z tych wydarzeń. Oddają bardziej uczucia niż samą akcję wydarzeń, a w rozszyfrowaniu ich pomaga kalendarium ujęte we wkładce, a także tytułu samych utworów, które bezpośrednio przenoszą w dane miejsce.

„1968” jest więc retrospekcją refleksyjną i w smutnym stylu. Muzyka jest poważna, jakby tęskna i zatroskana. Nie bije z niej hałaśliwa dawka rocka, a raczej taka wyważona i zachowująca odpowiednio wyniosłą i może nawet nieco elegijną tonację. Nie znaczy to jednak, że w takich ramach nie można tworzyć ciekawej muzyki. Wręcz przeciwnie, retro rock wręcz idealnie pasuje do wytworzenia odpowiednio zawoalowanego klimatu i oddania wszystkich leżących na dnie serca trosk. Dzieje się to za pomocą delikatnych falowań, klawiszowych złagodzeń, nabijanych basem fragmentów bluesowych, mocniejszych gitarowych wzlotów, długich i powykręcanych fragmentów instrumentalnych, metalicznych solówek, dźwięcznych piszczałek i łechcącej gry skrzypiec. W tej muzyce występuje wiele zmienności, a poszczególne wydarzenia opatrzone są własnym klimatem. W „New York” zahaczymy wręcz o gospel, w „My Lai” o psychodeliczną ironię, „Prague” to zaś taka ballada przez łzy. Są też dwa żywe numery instrumentalne.

Przy pierwszym zetknięciu z Flying Circus na próżno w składzie wypatrywałem wokalistki. Byłem przekonany, że słyszę głos kobiecy, co okazało się nieprawdą. Niezależnie od tego wrażenia trzeba przyznać, że sam śpiew Michaela Dropa świetnie się tu komponuje i potrafi wyrazić uczucia oraz oddać atmosferę rzeczonych wydarzeń.

„The Hopes We Had (In 1968)” jest taką chwytającą za serce piosenką podsumowującą cały ten emocjonalny obraz: „Point your gun at the sun, nothing that true can go wrong.”. Powtórzony zostaje on fragmentarycznie jeszcze na koniec dla zapamiętania ogólnej wymowy całej płyty.

Tracklista:

01. Paris
02. New York
03. Prague
04. Derry
05. The Hopes We Had (In 1968)
06. My Lai
07. Memphis
08. Vienna
09. Berlin
10. The Hopes We Had (Reprise)

Wydawca: Fastball Music (2020)

Ocena szkolna: 4+

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły