Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Fear Factory - The Industrialist

Fear Factory, The Industrialist, death metal, groove metal, thrash metal, cyber metal, Dino Cazares, AFM Records, Mechanize, industrial metalTrzy lata temu fanów ciężkich brzmień zelektryzowała ta wiadomość - Dino Cazares wraca do Fear Factory! Jedni się cieszą, inni marudzą, ale stało się to faktem - Dino znowu jest w Fear Factory! Efektem tego powrotu był wydany rok później "Mechanize", który jasno pokazał, gdzie jest jego miejsce, do tego z Genem Hoglanem i Byronem Stroudem na zapleczu. I znowu: jedni się cieszyli, a inni marudzili na poziom tamtego materiału. Teraz Fear Factory po dwóch latach wraca jako duet - zaraz, zaraz: duet?! 

Tak, moi drodzy, dobrze czytacie - niedawno szeregi opuścili tak Stroud, jak i Hoglan. Dziwi mnie zwłaszcza decyzja tego drugiego, gdyż na "Mechanize" wykonał kawał znakomitej roboty, może i nie miał okazji w 100% się wykazać, ale takiego Herrerę na pewno bił na łeb i stworzył naprawdę silne zaplecze perkusyjne dla tego zespołu. Jednak wygląda na to, że panom Cazares i Bell za bardzo się spieszyło, gdyż nie zdołali na tą płytę skompletować pełnego składu, dlatego za bas wziął się pan D., a rolę perkusisty przejął automat perkusyjny. Jak słowo daję, na usta ciśnie się wiele słów, ale żadne z nich nie jest pochlebne dla tego pomysłu. Ale nie uprzedzajmy faktów, bo wbrew pozorom "The Industrialist" to naprawdę dobra płyta, której słuchało mi się z prawdziwą przyjemnością, choć nie obyło się bez wpadek.

A zatem zacznijmy może od wad. Tak - to że zamiast człowieka na perkusji gra maszyna to największa bolączka tego materiału. Miejscami ta płyta aż krzyczy: "tu gra automat, ludziom wstęp wzbroniony!". Problem w tym, że nawet gdybym nie wiedział, że na tej płycie nie ma perkusisty, to i tak bym się domyślił, że coś jest nie tak. Perkusja brzmi sztucznie, anemicznie, a miejscami wykonuje takie przejścia, że ocierają się wręcz o absurd. Co z tobą Cazares? Naprawdę nie mogłeś zatrudnić kogoś sesyjnie, żeby nagrał te partie perkusji?

Kolejna rzecz, która mi średnio odpowiadała to nachalne wstawki industrialne. Wiem, wiem - to zdanie brzmi jak herezja. Bo jak w końcu Fear Factory miałoby bez nich żyć? Przecież to byłby skandal gdyby ich w ogóle zabrakło! Problem w tym, że na wcześniejszych albumach one zawsze istniały jakoś tak w tle, co dawało tego fajnego mechanicznego klimatu utworom i nigdy nie przeszkadzały; ba, sprawiały nawet, że nie wyobrażaliśmy sobie tych kompozycji bez industrialnych wstawek. Tutaj one występują stadnie, nie zawsze są idealnie dobrane i po prostu za bardzo nam się narzucają. Dziwi mnie to, bo przecież Fear Factory, jak żaden inny zespół, potrafił robić z tego użytek na własną korzyść. Zawiodła mnie również końcówka albumu, poprzedni album żegnał się z nami fantastycznym i rozbudowanym "Final Exit", tutaj robi to dziewięciominutowym przeindustrializowanym "Human Augmentation". Nie byłby to problem, wszak to nie nowość, że taki utwór znalazł się w trackliście, gdyby nie to, że jest długi. Takie utwory zawsze trwały najwyżej 3-5 minut, a tu Dino przywalił nam aż 9-minutową końcówkę! Jaki w tym sens?

Ok, wylałem już kubeł pomyj na to, co mi się nie podobało. Czas w końcu pochwalić płytę, a jest co zachwalać. Kompozycje są po prostu świetne, utrzymane w klimacie tego zespołu, więc fani się nie zawiodą. Oczywiście, dwa początkowe utwory mogą trochę zniechęcić, gdyż odstają od tego co płyta prezentuje dalej. A tu są takie majstersztyki jak "God Eater", "Virus of Faith" i "Difference Engine". Może i mają też wspomniane nachalne wstawki industrialne, ale one same są wyśmienite i najbardziej zapadają w pamięć. Może to nie poziom z "Demanufacture", ale jasno pokazuje, że Dino pod tym względem się jeszcze nie wypalił. Burton C. Bell jak zwykle jest w rewelacyjnej formie, dając nam tak swój charakterystyczny growl jak i czyste wokalizy, z których zasłynął. Pod względem brzmienia płyta jest również bez zarzutu, bo oprócz sztucznie brzmiącego automatu perkusyjnego, gitary dalej wydają z siebie te głębokie i ciężkie riffy co zawsze. Chociaż miejscami dodałbym jednak im więcej głębi, gdyż niekiedy jej po prostu brakuje.

Jak zatem wypada "The Industrialist"? Nie oszukujmy się - stoi o klasę niżej niż "Mechanize", który obok "Demanufacture" jest moją ulubioną płytą Fabryki Strachu. Tamtej płycie nic nie brakowało - był w końcu Gene Hoglan za garami, wspaniałe kompozycje takie jak "Industrial Campaign", "Powershifter", "Controlled Demolition" i "Designing Enemy" i dlatego nie rozumiem tych, którzy plują na tamtą płytę. Ja osobiście dałbym jeszcze rok czasu Dinowi i Burtonowi na zebranie dobrego składu i dokładnie oszlifowanie tego materiału. Bo wspaniała płyta była w zasięgu ręki, niestety pośpiech i chęć wydania go "na już" sprawiły, że niektóre rzeczy za bardzo trzeszczą i nie wszystko działa jak należy. Summa summarum - "The Industrialist" to płyta warta polecenia, choć nie należy oczekiwać cudów. Miejmy nadzieję, że na następnej będzie już wszystko doszlifowane i niewydawane na szybko.

Ocena: 7,5/10

Tracklista:

1.The Industrialist
2.Recharger
3.New Messiah
4.God Eater
5.Depraved Mind Murder
6.Virus Of Faith
7.Difference Engine
8.Disassemble
9.Religion Is Flawed
10.Because Man Is Flawed
11.Human Augmentation

Wydawca: AFM Records(2012)

Komentarze
zsamot : Niestety spory zawód, zwłaszcza na tle poprzedniczki. Stanowczo coś...
KostucH : Wiem, że w Twoim przekonaniu ta płyta nie jest zła więc niczego wół...
jedras666 : No tak, tylko jak zaznaczyłem w recenzji, nawet gdybym nie wiedział, że...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły