Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Clint Mansell & Kronos Quartet - The Fountain

Bardzo często poszukujemy odpowiedzi na pytania dotyczące tematów życia, śmierci, czy nieśmiertelności. Choć nauka może nam odpowiedzieć naukowo, jak istota żyjąca ewoluuje, zaczynając od małego nasienia życia, kończąc na dojrzałej roślinie doświadczeń, porażek i wygranych - aby kroczyć ku śmierci. Ludzkość niemal codziennie zadaje sobie pytania czym jest miłość, czym jest śmierć i co po niej pozostaje, czy istnieje życie po życiu. Tajemnica istnienia inaczej mówiąc, była i jest przyczyną rozważań wielu artystów, naukowców czy przeciętnych ludzi.
Odpowiedzi szuka również Darren Aronofsky - genialny twórca takich filmów jak "Requiem Dla Snu" czy "Pi", no i najnowszego obrazu - "Źródło".

"Źródło" jest filmem niebanalnym, niezwykle dopracowanym i grzechem by było twierdzić, że tak nie jest. Zresztą - Aronofsky banalnych tworów nie ma w swoim dorobku. Arofonsky jest jak Lynch - nie jest łatwy w odbiorze, tworzy skomplikowane tematy i trzeba poświęcić dość długą chwilę, aby zrozumieć przesłanie, albo aby zrozumieć samą istotę.

Niebanalna jest także muzyka w tym filmie. Współpraca dwóch przyjaciół - Aronofsky'ego i Mansella, stworzyła po raz kolejny coś niepowtarzalnego, momentami mistycznego, iż słuchaczowi trudno o tym zapomnieć. Ta muzyka niezwykle intryguje. Jest zarówno jawą jak i snem, siejąc ziarna w umyśle w którym, po jakimś czasie zaczyna rozwijać się Drzewo Życia.

Clint Mansell jest na dzień dzisiejszy najbardziej intrygującym kompozytorem, który poprzez "Requiem Dla Snu" zaistniał z wielkim boom w muzyce filmowej. Poprzez współpracę z Aronofsky'im to jego boom nadal panuje w filmografii, i myślę, że szybko nie przeminie.

Jego kariera zaczynała się w roku 1998, gdy dostał propozycję nagrania ścieżki filmowej do czarno-białego obrazu, niezwykle psychodelicznego - "PI". Już wtedy jego muzyka zaintrygowała krytyków. Nie wiedzieli, że Mansell dopiero ewoluuje, przeobraża się jako artysta. Ta ewolucja trwała do czasu gdy na światło dzienne wyszedł „Requiem dla snu” stworzony przy współpracy amerykańskiego kwartetu - Kronos.

Obraz Aronofsky'ego jest podzielony na trzy części - Pierwsza - jest to opowieść rozgrywająca się w Hiszpanii XVI wieku, w którym to konkwistador o imieniu Tomas, ku chwale swej królowej - Izabel, wyrusza na poszukiwania Drzewa Życia.

Druga część, współczesność, kreuje obraz doktora Tomasa Cre'o, który próbuje znaleźć lekarstwo na raka, aby móc uratować swoją śmiertelnie chorą lubą - Izzi.

Następnie ukazuje się nam przyszłość - chyba najbardziej enigmatyczna i niezwykle filozoficzna. Akcja tej części rozgrywa się w wieku XXVI, i opowiada o kosmicznej podróży astronauty Toma. Celem podróży Toma jest poszukiwanie mitycznej Xibalby.

Mansell miał niezwykle trudne zadanie, aby stworzyć ścieżkę dźwiękową, która niemal idealnie współgrała i łączyła z obrazami trzech części.

Na samym początku zarówno Mansell jak i Aronofonsky dochodzą do wniosku, że nie ma sensu tworzyć jednej ścieżki podzielonej na trzy części, tak aby mogła pasować zarówno technicznie, dynamicznie jak i refleksyjnie do scen filmu. Muzyka miała być spoiwem tych pozornie różnych historii - i koniecznie postanowili postawić na minimalistyczną prostotę.

Mansell zaprosił ponownie do współpracy Kronos Quartet, a także znany szkocki zespół - Mogwai. Miał w planach zaprosić jeszcze Dawida Bowie, lecz po kilku przesłuchaniach utworów Mansella, Bowie zrezygnował. Przyznam, że szkoda - bo myślę, że ładny by był to dodatek na tej płycie. Cóż - nie dowiemy się teraz.

Na początku wydaje się, że ścieżka jest prosta, troszkę jakby nużąca i niezbyt atrakcyjna. Takie było moje wrażenie przy pierwszym z nią kontakcie. Trzeba było przesłuchać ten materiał kilka razy, aby dojść do wniosku, iż ten twór tworzony przez sześć lat, nie jest, aż tak prostym i ubogim obrazem, jak na początku się wydaje.

Ścieżka zaczyna się utworem "The Last Man", a raczej dźwiękami fortepianu, po chwili wkracza Kronos Quartet i swoimi szaleńczymi i depresyjnymi smyczkami, powtarzając linię melodyczną - motyw przewodni filmu. Zresztą ten styl jest niemal ciągle spotykany na tej płycie. Od czasu do czasu spotyka się - i tu genialne połączenie z Kronosami - zespół Mogwai. Takie spotkanie jest w utworze - "Holy Dread": na początku niemal spokojnie - pojawia się głos bębna na którym gra zespół Mogwai, potem wkraczają grą na gitary elektryczne, minimalna, wręcz nie odczuwalna elektronika, skrzypce wspomagane przez chór - wychodzi z tego wspaniała rzecz, szalenie dynamiczna i klimatyczna. Całość jest taką wędrówką depresyjną. Bez problemu można odnieść wrażenie, iż ulubieńcami kompozytora są Phillip Glass czy J.A.P Kaczmarek, gdyż takie elementy minimalistycznie, spotyka się także zarówno u Mansella, jak i Glassa, no i Kaczmarka. Ale Mansell daleki jest od kopiowania ich stylów. Nie czuje się takiego "nagięcia" stylu słuchając partytur, które są tworzone na potrzeby scen filmu. Całość jest prezentowana w klimacie fantastycznym, co powoduje, że ma się wrażenie jakby obcowało się z obcą kulturą, filozofią, czy wszechświatem. Muszę nadmienić także, iż dzieło jest raczej smutne, depresyjne (utwór "First Snow") Ale są i wyjątki, gdzie prezentowany jest dynamiczny i groźny styl ("Dead Is The Road To Awe")

Absolutnym opus płyty jak i filmu jest partytura - "Dead Is The Road To Awe". Całość trwa niemal dziewięć minut, i jest takim stylem "Zimmerowskim”". Początek tej kompozycji zaczyna się spokojnie cichymi dźwiękami fortepianu, spokojnymi, miarowymi i delikatnymi smyczkami Kronosów. Po chwili cały utwór ewoluuje w fazę dynamiczną, agresywną, gdzie wszystkie elementy prezentowane na płycie, spotykają się we wspólnym unissono. Słychać tu bębny, dzwonki i gitary elektroniczne Mogwai, zespół kreauje klimat magii, buduje z dźwięku wizję tajemniczych obrazów, czy nieodkrytych krain myśli.

Muzyczny krajobraz dopełniają dynamiczne i mocne wariacje Kronosów, aby pod koniec utworu agresywnie, poprzez gitary elektroniczne i elektronikę, i perkusję, wpaść w szał, w galop poszukiwania odpowiedzi, śmierci i przeznaczenia, jak i istoty życia. I tak prezentuje się ten utwór, szczególnie w czasie 7:30, czuje się talent zarówno Mansella, Mogwai, i Kronosów i ich niezwykłą współpracę i zgranie.

No i pozostał ostatni utwór, w którym można poczuć inspiracje Mansella właśnie wspomnianymi przezze mnie Glassem, czy też naszym polskim kompozytorem J.A.P Kaczmarkiem. Utwór jest bardzo nostalgiczny, jest grany w całości na fortepianie przez Randy'ego Kerbera i ma za zadanie spowodować w słuchaczu refleksję, rozmyślenia. Zresztą ten utwór był puszczany w napisach końcowych filmu. Miał za zadanie dać słuchaczowi jak i widzowi szansę do własnych rozmyśleń. Przyznam - że ten chwyt, spokojnego, niemal smutnego uderzenia o klawisze magicznego instrumentu, był w stu procentach bardzo dobrym posunięciem, gdyż zarówno oglądając film jak i słuchając partytur, jest pięknym i zarówno smutnym końcem przygody z dźwiękami muzyki, jak i obrazem filmu. I nadaje temu niesamowitej głębi.

"The Fountain" jest muzyką niezwykłą, bardzo magiczną, i pozostawia w słuchaczu ogromny urok i szok muzyczny. Co prawda czuć minimalizm - prostotę i powtarzanie elementu melodii, ale wcale nie jest to wadą tej ścieżki. Zresztą - jeżeli chodzi o mnie, to motyw przewodni filmu, jest piękną partyturą i wartą zapamiętania, i chyba jedną z najbardziej charakterystycznych w twórczości Mansella.

Słuchając partytur, można odnieść wrażenie, że kroczy się drogą, którą już się zna, lecz tak naprawdę utwory się wyróżniają i prezentują całkowity szereg nut oryginalności. Jest inna niż ścieżka do "Requiem...". Można by rzec, że jest odbiciem lustrzanym oby dwu dzieł - "Requiem..." jest niespokojną ścieżką, natomiast "The Fountain" jest żywiołową, ale zarówno smutną ścieżką.

Podsumowując, można się czepiać, iż - Mansell prezentuje zbyt minimalistyczny styl, często powtarza utwory, nie mniej, tej płyty słucha się od początku do końca, z zapartym tchem i z umysłem otwartym na dźwięki, które z pozoru są niby proste, ale właśnie to jest powodem, iż trudno się od niej oderwać. I myślę, iż duet Mansell & Kronos Quartet, są niewątpliwie najbardziej intrygującym jak i charakterystycznym duetem, jaki istnieje w muzyce filmowej, prezentując niepowtarzalne tekstury dźwięków.

Wydawca: Nonesuch/Warner Music (2006)
Komentarze
kontragekon : Mogę powiedzieć tylko tyle - to, że Chopin ma cytat z Mozarta, nie oznacz...
kontragekon : Alu, wybacz mi tak brutalną szczerość, ale: Napisałeś tu c...
amorphous : Na mnie film zrobil duze wrazenie jak zaden od dluzszego czasu - ogladalem jak...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły