Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Asmodeus - Imperium Damnatum

Austriacy na światowym rynku metalowym zajmują lichą pozycję pod koniec tabeli i niestety nie mają i nie mieli światu zbyt wiele do zaoferowania. Może poza Belphegorem.  Jeśli chodzi o black metal to również nie uważa się ich za przodowników. W porównaniu do Norwegów czy Francuzów wypadają dosyć blado. W 1996 roku w miejscowości Graz narodził się blackowy twór o diabolicznej nazwie Asmodeus. Zero niespodzianek: trupie makijaże, topory w dłoniach, ksywki, standardowe liryki. Ot, cała ta typowa otoczka.  Panowie wydali trzy demówki, aby w końcu w 2003 roku wydać pełno grający album. Trzy lata później pod skrzydłami tej samej wytwórni wydali kolejne dzieło, i pomimo że kapela nadal jest aktywna, do tej pory cisza.

Album z 2006 roku, czyli ostatnie wydawnictwo ku czci rogatego, zwie się "Imperium Damnatum". Zawiera 9 utworów, które dają ciut ponad 40 minut muzyki. Jeśli trzeba by to tagować, to zadanie jest proste - black metal.  Cóż można tu znaleźć? Blasty, blasty i jeszcze raz blasty. Po odpaleniu krążka w miksie perkusja wybija się na pierwszy plan. Niskie, potężne stopki atakują od pierwszych dźwięków. Tomy przy każdym przejściu słychać jak serie z karabinu maszynowego. Malthus targa do przodu ile fabryka dała i robi to przyjemne wrażenie przez pierwsze dwa kawałki.  Później staje się to diabelnie (słowo klucz) monotonne i przewidywalne. Poza prędkością, bębniarz tłucze dosyć schematycznie i zaczyna to męczyć. Gitary grają swoje.  Raczej nie ma tutaj odstępstw od reguł. Typowe black metalowe zagrywki bez krzty oryginalności. Wokalista wyśpiewuje, a raczej "wyrzyguje", że diabeł jest fajny i z grubsza to by było na tyle. 

Album jest przyzwoicie wyprodukowany i pomimo braku inwencji kompozytorskiej jest zagrany solidnie i godnie. Miksy i produkcja też są ok. Jest black metalowo, mocno, ale nie brakuje muzycznego jadu, nie czuć też sterylności. Wszystko wyglądałoby nieco lepiej, gdyby band pokusił się o więcej klimatu i atmosfery, zwolnił tempa na rzecz bardziej wyrafinowanego sposobu przekazywania zła.  Myślę, że z rodzimym Belphegorem konkurować Asmodeus raczej nie może, ale w tamtejszych kręgach na pewno jest traktowany z szacunkiem, tym bardziej, że rynek Austrii jest dość ubogo nasączony dobrymi kapelami.

Asmodeus na pewno nie wpisze się w kanon black metalowych dzieł, ale znam o wiele więcej gorszych wydawnictw tego gatunku. Jeśli ktoś poszukuje albumu nastawionego na mocnego kopa, powinien być zadowolony i na pewno jedno pełne przesłuchanie wywoła złowrogi uśmieszek na twarzy. Z kolejnymi odsłuchami może już być gorzej, gdyż najzwyczajniej w świecie mogą znudzić. Album na jeden "strzał".

Tracklista:

01. Enthronement of the Sovereign
02. Decretum Executionis
03. Servitus in Aeternitatem
04. Inciting the Rebellion
05. On the Inflamatory March
06. Thorns
07. Sator Discordiae
08. Withering Vengeance
09. A Blaze at Dawn

Wydawca: Twilight Vertrieb (2006)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły