Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Alcest, Mono, pg.lost - Firlej Wrocław (29.11.2016)

Alcest, Mono, pg.lost, Firlej, Iron Realm Productions

Niełatwo mnie czymś muzycznie zauroczyć, naprawdę niełatwo. Jakiś czas już chodzę po tej naszej matce ziemi i niejedno już słyszałem. Kolejną rzeczą jest fakt, że nie każdy album, który mnie interesuje kupuję w najbardziej limitowanej edycji z możliwych, płacąc za takową kilkaset złotych. Takim albumem, który powalił mnie w tym roku na kolana jest najnowsze wydawnictwo francuskiego Alcest pt. "Kodama". Patrząc subiektywnie, poprzedni album tej formacji był dobry, natomiast, co by nie było, następca "Shelter" z 2014 roku jest nader wyśmienity.

Właśnie za sprawą "Kodamy", która była promowana po całej Europie przez Francuzów, zainteresowałem się koncertem, który odbył się 29 listopada we wrocławskim klubie Firlej. Na tej właśnie trasie oprócz Alcest występował japoński zespół Mono oraz szwedzki pg.lost. Miałem szczęście i przyjemność porozmawiania z głównym kompozytorem muzyki Alcest, niejakim Stephanem kryjącym się pod pseudonimem Neige. Ową rozmowę opublikuję niebawem.

Co do twórczości Mono oraz pg.lost to wiedziałem o nich niewiele - dokładnie tyle, ile można zapamiętać z filmików czy teledysków na youtube. Zetknięcie z muzyką tych zespołów było dla mnie czymś absolutnie nowym i na temat dźwięków wydobywanych przez przedstawicieli kraju samurajów oraz potomków Wikingów mam całkowicie rozbieżne opinie.   

Podczas rozmowy ze Stephanem dowiedziałem się, że Alcest i Mono zamieniają się kolejnością występów na tej trasie. Tym razem wypadło, że to Francuzi grali jako ostatni, więc aby ich posłuchać, trzeba było przebrnąć przez muzykę, jaką zaprezentowali Japończycy, która moim zdaniem jest po prostu słaba. Publiczność napływała do klubu systematycznie, także z chwilą rozpoczęcia grania przez pierwszy support, jakim był pg.lost, było jej już całkiem sporo.

Szwedzi zaprezentowali dość krótki set, może dlatego, że wkradło się lekkie, 10-minutowe opóźnienie. Z tego co pamiętam, zagrali pięć numerów, po czym pośpiesznie zeszli ze sceny. Słuchając wówczas ich występu, przynajmniej na początku, wydawał się on dość niemrawy, jednakże patrząc z perspektywy czasu, zmieniłem zdanie. Był to solidny instrumentalny koncert. Wiem także, że ich muzyka nie potrzebuje wokalu, broni się sama. Kompozycje jakie mieliśmy okazję usłyszeć były przemyślane i każdy dźwięk nie był tu dziełem przypadku, choć jak wiemy Ameryki tutaj nie odkryto.

Mono, jak pisałem wyżej, był kolejnym bandem mającym zaszczyt wystąpić przed wrocławską publicznością. Niestety doznałem wielkiego zawodu, albowiem czas spędzony z ich muzyką był czasem straconym i mówiąc szczerze wolałbym, aby Mono do Wrocławia nie przyjechało. Ściana dźwięku jaka płynęła ze sceny była niemalże nie do zniesienia, toteż musiałem ten czas uprzyjemnić sobie w jedyny sposób jaki był możliwy - sączyłem sobie piwko siedząc z moją Panią w tylnym rogu sali koncertowej. Nie byłem jedyny w takiej opinii. Na dowód tego zacytuję jednego z ludków, który podczas mojej obecności w ubikacji (była mniej więcej połowa gigu Mono) powiedział, że "chyba kończą pierwszy numer". Ja nie byłem w stanie odróżnić żadnego z nich. Być może była to wina nagłośnienia, a może czegoś jeszcze innego. Tak czy inaczej, poczułem wręcz wielką, niespotykaną ulgę, kiedy chłopaki z kraju kwitnącej wiśni zeszli ze sceny. Naprawdę rzadko się zdarza taka sytuacja, abym tak bardzo mocno karcił słownie zespół, który zapewne dawał z siebie wszystko na scenie, jednak taka jest prawda. No nie wyszło im.

W końcu po długich muzycznych męczarniach przyszedł czas na ulgę i przyjemność. Stało się tak bowiem za sprawą tych, których występ wzbudził moje największe zainteresowanie, ponieważ jak już pisałem, chciałem bardzo, ale to bardzo zobaczyć jak prezentują się na żywo numery z "Kodamy" francuskiego Alcest. Nie zawiodłem się wcale. Szkoda tylko jednego - za bardzo sztywno trzymali się reguł. Setlista i koniec, żadnego bisu, nic. Sam występ trzymał bardzo fajny Alcestowy klimat. Jest to na tyle specyficzny rodzaj metalu, który sprawił, że tym razem na koncercie pojawił się inny typ fanów metalu, inni ludzie, niż Ci, których nominalnie spotykam na tego typu imprezach. Może dlatego, że koncert odbył się we wtorek, a nie np. w piątek. Ciekawe.

Neige i spółka podczas swojego występu zaprezentowali utwory z prawie całej swojej dyskografii, zabrakło jedynie czegoś z pierwszej płyty "Souvenirs D'un Autre Monde" wydanej w 2007 roku. W zdecydowanej większości przypadków podczas promocji koncertowej jakiejś płyty artysta w dużej mierze skupia się na graniu kompozycji z tejże. Nie inaczej było tym razem, albowiem z najnowszego longplaya Alcesta na setliście znalazły się aż 4 numery, z czego byłem bardzo zadowolony, bo co tu dużo mówić, jest to moim zdaniem ich najlepszy album. Na deskach Firleja mogliśmy usłyszeć tytułową "Kodamę", "Je Suis D'ailleurs", "Eclosion" oraz "Oiseaux De Proie". Francuzi dopełnili występ kawałkami z drugiej płyty "Écailles De Lune - Part 1", Percées De Lumière", "Autre Temps" z albumu "Les Voyages De L'ame" (2012) oraz dwoma kompozycjami z przedostatniego wydawnictwa "Shelter" (2014) - "L'éveil Des Muses", "Délivrance". Co do tego albumu mam dość mieszane uczucia i obawiałem się jak wypadnie na żywo muzyka z tego właśnie krążka, lecz moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne, gdyż wykonanie koncertowe brzmi o wiele lepiej niż na płycie.

To co dobre szybko się kończy - tak mówi stare przysłowie i nie inaczej było tym razem. Muzycy Alcest pozostali bierni wobec publiczności skandującej nazwę zespołu i po dopełnieniu się setlisty zeszli ze sceny.

Wartym podkreślenia jest fakt, że dość szybko wyszli do ludzi, podpisywali płyty, dali się fotografować tym szczęśliwcom, którzy raczyli zostać te kilkanaście minut po zakończeniu ich występu. Całkiem dobrze prezentował się merch zespołów uczestniczących w tym muzycznym wydarzeniu. Były koszulki, bluzy, no i oczywiście płyty w takim czy innym formacie. Z tego co widziałem, ktoś tam coś nabył, co jest dobrym prognostykiem przed ewentualną kolejną wizytą Alcest w stolicy Dolnego Śląska.

Reasumując - dość udany wieczór. Jak opisałem wyżej, minusem był występ Mono. Czas, który wyznaczony był na koncerty poszczególnych formacji tego wieczoru można by śmiało podzielić na 2. Ten zabieg sprawiłby, że zdecydowana część publiczności uniknęłaby swoistego rodzaju muzycznej męki (pewnie komuś się Mono podobało).

Dziękuję za uwagę.

Organizator: Iron Realm Productions.

Ocena szkolna: 3+.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły