Wiadomo już, że na czerwcowym koncercie zespołu Tool w Katowicach wystąpi również grupa Isis. Ostatnio formacja ta dała w naszym kraju koncert w 2005 roku w maju. Isis istnieją już od 1997 roku, jednak dopiero płyty "Oceanic" i "Panopticon" (ostatnia z 2004 roku) zapewniły tej grupie rzesze fanów. Muzykę Isis porównuje się często ze stylem dokonań Neurosis.
puściły lody
świat przełamał się na pół
pocałował znamię czasu
zamknął się w sobie
by już nigdy
nie poznać
cienia który zakrył mu słońce
Komentarze świat przełamał się na pół
pocałował znamię czasu
zamknął się w sobie
by już nigdy
nie poznać
cienia który zakrył mu słońce
frija : a ja nie dam rady wpaść :? kurwa!! a kiedy wybieracie się na następ...
frija : ok, no to do zobaczenia ;)
melmo : Koncert odbędzie się w Progresji.
Komentarze
KostucH : O w morde, a tyle co wczoraj powiedziałem, ze nie mam daru do przekonyw...
Angaria : No dobrze.. przekonałes mnie :) Wybaczam Cie... :lol:
KostucH : Aj, przymróż oko Angario :wink: Przecież to Ty tak naprawde z nami rozr...
KostucH : O w morde, a tyle co wczoraj powiedziałem, ze nie mam daru do przekonyw...
Angaria : No dobrze.. przekonałes mnie :) Wybaczam Cie... :lol:
KostucH : Aj, przymróż oko Angario :wink: Przecież to Ty tak naprawde z nami rozr...
I zapłoną...błysk w oku,
Niczym streszczenie długiej opowieści –
Skraca wszelkie myśli.
Zaraz jak tylko zasłonimy swą kurtynę na oczy,
Ukazuje się drugi świat –
Bardziej lub mniej realny.
Nie okiełznany, dziki, namiętny...
Świat wykreowany od idealnego –
Po najbardziej bluźnierczy.
Tak postrzegam, kędy w źrenicy Twej zapłonie iskra,
Rozbieram Cię oczami od stóp po głów –
I zatapiam się w tym w y i m a g i n o w a n y m widoku.
Czuje ciepło Twej ręki na karku,
Drugiej chłód przenikliwy na żebrach –
Teraz Ciebie pragnę.
Całuje Twą szyje wyczuwając pod skórą dreszcz,
Czuję rytm szalejącego serca –
Kędy dłoń ma spoczywa na Twej nagiej piersi.
Poczujże! Czym smakuje kąpiel w wannie,
Wypełnionej żywym ogniem –
Namiętności...
*Esto Perpetua – niechaj trwa na wieki
* * *
Cogitationis poenam nemo patitur!
Nikt nie odgadnie...
Jak głęboko i zachłannie umysł pochłania fantazję.
Jak staje rozkrokiem między jawą a snem,
Jak oczy toną w morzu wyobraźni...
Jak w nim giną czasem beznamiętnie.
Tak stanąć w lustrze i przejrzeć siebie,
Przebić siebie! Własnym wzrokiem! Na wylot!
Nie da rady...
Ta broń nigdy nie zabije tego, który z niej mierzy,
Ta broń nigdy nie wypali,
Ta broń nie istnieje.
Ta broń włada innymi...
Przejrzałem Ciebie, Twe myśli...pragnienia...
Aż dotarłem do żądz, które spoczywały nieświadomie.
Zbudziłem je i pogwałciłem ich sen...
Zawładnąłem nimi.
Są Twoje – zależne ode mnie,
Są moje – nie zależne od Ciebie,
Raz wypłynąwszy na ocean mich uczuć i pragnień nie wracasz na brzeg –
Straciłaś horyzont.
Szalejesz na tym pustkowiu,
Stajesz się jego częścią,
Stajesz się nim –
Mną.
*Cogitationis poenam nemo patitur – nikt nie ponosi kary za swoje myśli
Niczym streszczenie długiej opowieści –
Skraca wszelkie myśli.
Zaraz jak tylko zasłonimy swą kurtynę na oczy,
Ukazuje się drugi świat –
Bardziej lub mniej realny.
Nie okiełznany, dziki, namiętny...
Świat wykreowany od idealnego –
Po najbardziej bluźnierczy.
Tak postrzegam, kędy w źrenicy Twej zapłonie iskra,
Rozbieram Cię oczami od stóp po głów –
I zatapiam się w tym w y i m a g i n o w a n y m widoku.
Czuje ciepło Twej ręki na karku,
Drugiej chłód przenikliwy na żebrach –
Teraz Ciebie pragnę.
Całuje Twą szyje wyczuwając pod skórą dreszcz,
Czuję rytm szalejącego serca –
Kędy dłoń ma spoczywa na Twej nagiej piersi.
Poczujże! Czym smakuje kąpiel w wannie,
Wypełnionej żywym ogniem –
Namiętności...
*Esto Perpetua – niechaj trwa na wieki
* * *
Cogitationis poenam nemo patitur!
Nikt nie odgadnie...
Jak głęboko i zachłannie umysł pochłania fantazję.
Jak staje rozkrokiem między jawą a snem,
Jak oczy toną w morzu wyobraźni...
Jak w nim giną czasem beznamiętnie.
Tak stanąć w lustrze i przejrzeć siebie,
Przebić siebie! Własnym wzrokiem! Na wylot!
Nie da rady...
Ta broń nigdy nie zabije tego, który z niej mierzy,
Ta broń nigdy nie wypali,
Ta broń nie istnieje.
Ta broń włada innymi...
Przejrzałem Ciebie, Twe myśli...pragnienia...
Aż dotarłem do żądz, które spoczywały nieświadomie.
Zbudziłem je i pogwałciłem ich sen...
Zawładnąłem nimi.
Są Twoje – zależne ode mnie,
Są moje – nie zależne od Ciebie,
Raz wypłynąwszy na ocean mich uczuć i pragnień nie wracasz na brzeg –
Straciłaś horyzont.
Szalejesz na tym pustkowiu,
Stajesz się jego częścią,
Stajesz się nim –
Mną.
*Cogitationis poenam nemo patitur – nikt nie ponosi kary za swoje myśli
Jeszcze dom się trochę tli,
Wciąż pamiętam tamte dni.
Trochę trzasku, zgrzyt i krzyk,
Płomień rodziny i – dym.
Małe okna wielkie drzwi,
Taki trochę w stylu wsi.
Mały pokuj obraz ciepła,
Teraz leci do powietrza.
Kocham Ciebie mój zapachu,
Stary strychu, strzępy dachu.
Kocham zapach z kuchni gar,
Obiad mamy – boga dar.
Tak mnie panie pojechałeś,
Biczem po karku, wiarę złamałeś.
Chcesz bym modlił dzień i noc,
Tylko daj mi ciepły koc.
Żartowałeś z moich chwil,
W karty grałeś o mój „film”.
Masz komedię w swych obłokach,
Na mej krzywdzie i zapachu o zwłokach.
Kocham Ciebie mój ojcze miły!
Dobre rady, wsparcie siły.
Teraz kiedy zbieram stare szmaty,
Wiem jak mścić mam, wasze gnaty.
Wciąż pamiętam tamte dni.
Trochę trzasku, zgrzyt i krzyk,
Płomień rodziny i – dym.
Małe okna wielkie drzwi,
Taki trochę w stylu wsi.
Mały pokuj obraz ciepła,
Teraz leci do powietrza.
Kocham Ciebie mój zapachu,
Stary strychu, strzępy dachu.
Kocham zapach z kuchni gar,
Obiad mamy – boga dar.
Tak mnie panie pojechałeś,
Biczem po karku, wiarę złamałeś.
Chcesz bym modlił dzień i noc,
Tylko daj mi ciepły koc.
Żartowałeś z moich chwil,
W karty grałeś o mój „film”.
Masz komedię w swych obłokach,
Na mej krzywdzie i zapachu o zwłokach.
Kocham Ciebie mój ojcze miły!
Dobre rady, wsparcie siły.
Teraz kiedy zbieram stare szmaty,
Wiem jak mścić mam, wasze gnaty.
Sroga ziemio jesteś.
Przy twych drogach drzewa stoją
I jako wystraszone szkielety trupów,
Machają swoimi kończynami, a członkami
Owijając się przy tym gęsta mgłą
Jakoby dla zamaskowania swej nagości.
W twarz uderza lodowy wiatr
Niczym ciosy gigantycznego młota.
Przenika przez ubranie i przeszywa ciało –
Niczym wystrzelone,
Nie powstrzymane,
A bezwzględne kule.
Mimo to nie zabija,
A wręcz jakby nakazywał na siłę poczuć swą obecność wirującą wewnątrz
Naszych ciał.
I z tym wirującym weń mnie wiatrem spoglądam na ciebie.
Właśnie teraz się boje.
Pozbawiony własnego ciepła,
Ze stopami na obcym gruncie.
Boje się twej nienawiści i wstrętu do mnie.
Witasz mnie trupami,
Otaczasz mgłą
I biczujesz lodowatym wiatrem.
Za co ten napis ‘ohyda’ na moim czole?
Nie wiesz ty,
Nie wiem ja,
Nie wie nikt,
Kim dla siebie jesteśmy.
Jeszcze rano zimny wiatr młotem w twarz,
A już wieczorem swoimi błogimi trunkami mnie rozgrzewasz, częstujesz.
Któżby pomyślał,
Że pod tą srogą maską znajduje się uśmiech.
Bratnią jesteś mi ziemio.
Napis ‘ohyda’ sam znikł z czoła,
A pojawiły się wypieki i rumieńce.
Patrz –
Maska srogości się kruszy.
Lada moment i odpadnie od tej wesołej i przyjaznej gęby bliźnich.
Więc dalej!
Dalej i więcej lejcie wódki!
Teraz hop!
Toast!
Za spotkanie,
Za was,
Za nas i za wszystko!
Nastał wieczór.
Tym razem me oczy zza powiek nie ujrzały ciebie lecz inną.
Również znajomą.
Żal wraz ze smutkiem w me serce cisną płonącymi kamieniami tęsknoty.
Czuje swąd wypalonej dziury w moim sercu.
Widzę jak krew zastyga w sople nad wlotem do tej rany i niczym krata broni wstępu do niej.Krew kotłuje się w sercu jakoby w mrowisko kij ktoś wsadził.
Istotnie.
Trafił w samo centrum tego mrowiska.
W samo serce.
W samą królową.
Królową serc.
Przy twych drogach drzewa stoją
I jako wystraszone szkielety trupów,
Machają swoimi kończynami, a członkami
Owijając się przy tym gęsta mgłą
Jakoby dla zamaskowania swej nagości.
W twarz uderza lodowy wiatr
Niczym ciosy gigantycznego młota.
Przenika przez ubranie i przeszywa ciało –
Niczym wystrzelone,
Nie powstrzymane,
A bezwzględne kule.
Mimo to nie zabija,
A wręcz jakby nakazywał na siłę poczuć swą obecność wirującą wewnątrz
Naszych ciał.
I z tym wirującym weń mnie wiatrem spoglądam na ciebie.
Właśnie teraz się boje.
Pozbawiony własnego ciepła,
Ze stopami na obcym gruncie.
Boje się twej nienawiści i wstrętu do mnie.
Witasz mnie trupami,
Otaczasz mgłą
I biczujesz lodowatym wiatrem.
Za co ten napis ‘ohyda’ na moim czole?
Nie wiesz ty,
Nie wiem ja,
Nie wie nikt,
Kim dla siebie jesteśmy.
Jeszcze rano zimny wiatr młotem w twarz,
A już wieczorem swoimi błogimi trunkami mnie rozgrzewasz, częstujesz.
Któżby pomyślał,
Że pod tą srogą maską znajduje się uśmiech.
Bratnią jesteś mi ziemio.
Napis ‘ohyda’ sam znikł z czoła,
A pojawiły się wypieki i rumieńce.
Patrz –
Maska srogości się kruszy.
Lada moment i odpadnie od tej wesołej i przyjaznej gęby bliźnich.
Więc dalej!
Dalej i więcej lejcie wódki!
Teraz hop!
Toast!
Za spotkanie,
Za was,
Za nas i za wszystko!
Nastał wieczór.
Tym razem me oczy zza powiek nie ujrzały ciebie lecz inną.
Również znajomą.
Żal wraz ze smutkiem w me serce cisną płonącymi kamieniami tęsknoty.
Czuje swąd wypalonej dziury w moim sercu.
Widzę jak krew zastyga w sople nad wlotem do tej rany i niczym krata broni wstępu do niej.Krew kotłuje się w sercu jakoby w mrowisko kij ktoś wsadził.
Istotnie.
Trafił w samo centrum tego mrowiska.
W samo serce.
W samą królową.
Królową serc.
Poznajcie Bogowie to ciało co padło o grobie,
Runęło hukiem w dół niczym posąg o bruk;
Martwi stwórcy.
Poznajcie matki dzieci swoje, co toczą woje,
Co rusz – pada jedno, dwoje, troje...;
Stosy martwych niezliczone.
Poznajcie ojcowie córki swoje;
Królowe koronowe, a królowe ulicowe;
Wiecznego zawodu robotnice chore.
Poznajcie się na sobie, wszyscy wrogowie,
Zajrzyjcie głęboko w dłonie swoje;
Panowie niepokoju.
Poznaj mnie, poznaj to co moje.
Dotknij moich ust, dotknij dłonie moje,
Poznaj jak ten mięsień płonie.
Runęło hukiem w dół niczym posąg o bruk;
Martwi stwórcy.
Poznajcie matki dzieci swoje, co toczą woje,
Co rusz – pada jedno, dwoje, troje...;
Stosy martwych niezliczone.
Poznajcie ojcowie córki swoje;
Królowe koronowe, a królowe ulicowe;
Wiecznego zawodu robotnice chore.
Poznajcie się na sobie, wszyscy wrogowie,
Zajrzyjcie głęboko w dłonie swoje;
Panowie niepokoju.
Poznaj mnie, poznaj to co moje.
Dotknij moich ust, dotknij dłonie moje,
Poznaj jak ten mięsień płonie.
Odchodzisz gdzieś w zaświaty,
Gdzie czerń jest obca kwiatom.
Znikasz bez pamiętnie i znika Twój cień,
Tam dusze są w kolorach tęczy znaczone.
Za każdym razem przełyk gorzkiej śliny przyprawia Cię w duszności.
Brakuje Ci powietrza, jak mi Twej obecności.
Czarne róże rosną wolnością,
Pachną Tobą, Twym dotykiem.
Twe spojrzenie naznacza wszystko na raz,
Tak jak ja, by poczuć coś co stracone kolejny raz.
Znów znikło to co Twoje,
Zostaw choćby jedną pamiątkę.
Kwiaty stoją w dzbanie,
Gdzie odległymi czasy lała się przez nie krew prosto z serc.
Groźne spojrzenie bez cienia wątpliwości,
Rzuca mi gorzką prawdę w oczy.
Czerwone róże rosną w mym ogrodzie.
Pachną tym co mnie tak upaja.
Ten zapach żalu połykam jak kapsułkę, by zapomnieć...
To co mnie boli.
Dalej czegoś brakuje.
To uczucie mnie więzi w mym sercu i umyśle.
Daj mi choć trochę malutki kawałek snu by sobie przypomnieć dawne piękno,
Które dawno temu odpłynęło.
Przywróć chęć do życia tym co je stracili,
Niech to uczucie pamiętają na wieki.
Białe róże na mym grobie.
Ktoś pamiętał o mnie.
Takie róże rosną w jednym miejscu,
W Twoim ogrodzie.
Komentarze Gdzie czerń jest obca kwiatom.
Znikasz bez pamiętnie i znika Twój cień,
Tam dusze są w kolorach tęczy znaczone.
Za każdym razem przełyk gorzkiej śliny przyprawia Cię w duszności.
Brakuje Ci powietrza, jak mi Twej obecności.
Czarne róże rosną wolnością,
Pachną Tobą, Twym dotykiem.
Twe spojrzenie naznacza wszystko na raz,
Tak jak ja, by poczuć coś co stracone kolejny raz.
Znów znikło to co Twoje,
Zostaw choćby jedną pamiątkę.
Kwiaty stoją w dzbanie,
Gdzie odległymi czasy lała się przez nie krew prosto z serc.
Groźne spojrzenie bez cienia wątpliwości,
Rzuca mi gorzką prawdę w oczy.
Czerwone róże rosną w mym ogrodzie.
Pachną tym co mnie tak upaja.
Ten zapach żalu połykam jak kapsułkę, by zapomnieć...
To co mnie boli.
Dalej czegoś brakuje.
To uczucie mnie więzi w mym sercu i umyśle.
Daj mi choć trochę malutki kawałek snu by sobie przypomnieć dawne piękno,
Które dawno temu odpłynęło.
Przywróć chęć do życia tym co je stracili,
Niech to uczucie pamiętają na wieki.
Białe róże na mym grobie.
Ktoś pamiętał o mnie.
Takie róże rosną w jednym miejscu,
W Twoim ogrodzie.
KostucH : Toś się rozpisała :wink:
KostucH : Musimy kiedyś coś razem napisać ;)Nie jest to banalny pomysł, a wręc...
Draven : Przy was moi drodzy jestem strasznym ignorantem. Twego mistrza KostuchU ni...
To czym milczeć słowa chcą,
Serca rytm, wystukał już.
Dotyk i głos Twój,
Ocean uczuć zbudziły ze snu.
Włosy nocy falują jak,
Morskie fale o hojny wiatr.
Lustrzany księżyc odbija blask
Kolor morza i zapach dnia.
Tyś, która pływasz w moich snach,
Czółnem z westchnień swych.
Zwiedzasz krainę obcą tym,
Dla, których staną czas.
To czym milczeć usta chcą,
Oczy już odbiły w snach.
Słowa ucichły w milczący grób,
Tam gdzieś pod ziemią już.
Odeszłaś stąd,
W krainę z moich snów.
Tam pływam i ja,
Do melodii Twoich słów.
Teraz gdy nie widzę Ciebie już,
Zamykam co chwila oczy.
Zaraz jednak po zamknięciu,
Otwieram z myślą, że wróciłaś.
Odeszłaś gdzieś w świat obcy moim oczom,
Znajomy jednak snom.
Tam Cię widuję i pożądam,
Niczym za dawnych czas.
Lecz budzę się i zimno jest,
Obco i nie znajomo.
Tak zasypiam i ciepło jest,
Bo wiem, że znowu będziesz.
Komentarze Serca rytm, wystukał już.
Dotyk i głos Twój,
Ocean uczuć zbudziły ze snu.
Włosy nocy falują jak,
Morskie fale o hojny wiatr.
Lustrzany księżyc odbija blask
Kolor morza i zapach dnia.
Tyś, która pływasz w moich snach,
Czółnem z westchnień swych.
Zwiedzasz krainę obcą tym,
Dla, których staną czas.
To czym milczeć usta chcą,
Oczy już odbiły w snach.
Słowa ucichły w milczący grób,
Tam gdzieś pod ziemią już.
Odeszłaś stąd,
W krainę z moich snów.
Tam pływam i ja,
Do melodii Twoich słów.
Teraz gdy nie widzę Ciebie już,
Zamykam co chwila oczy.
Zaraz jednak po zamknięciu,
Otwieram z myślą, że wróciłaś.
Odeszłaś gdzieś w świat obcy moim oczom,
Znajomy jednak snom.
Tam Cię widuję i pożądam,
Niczym za dawnych czas.
Lecz budzę się i zimno jest,
Obco i nie znajomo.
Tak zasypiam i ciepło jest,
Bo wiem, że znowu będziesz.
KostucH : Faktycznie wybredna z Ciebie wieźdźma :twisted: Na stronie tych zmian ni...
Wiedzma_Wybredna : tak na wstępie to za dużo tego "już", ech i ta interpunkcja, literówki ;) z...
Nie jedno wspólne,
Nie jedno niczyje.
Zawsze toczone są boje,
To będzie twoje?
Czy będzie moje?
Nie uzasadnicie zdrady, prawdy,
Błędy i oszustwa.
Nie uzasadnicie sprzedania brata,
Za banknoty w trzech szóstkach.
Myśl całkiem sporna,
Biada okupuje,
Niech mi kto powie,
Jak życia obraz tak naprawdę się maluje?
Nie znaczy nie rozumiem,
Lecz wprost rzecz wiadoma,
Że tam gdzie mieszka Sodoma,
To tam i Gomora.
Obraz zamazany,
Zniekształcone przesłanie,
Jeśli coś on ukrywa,
To co jest na nim grane?
Ukryte szczegóły,
Owity w bawełnę,
Barwy spowite szaleństwem.
Rozpustą i grzechem.
Kolor wina w palecie się ukrywa,
Kolor słońca rozjaśnia,
Choć nic nie przypomina.
Dziwne długie kreski,
Zaostrzone kształty,
Morze jakie zwierzęta?
Np.: małpy?
Dość rozumne tło,
Choć troszkę drastyczne,
Przypomina mydło,
Uciekające przed murzynem.
Nie zwykłe to co się tu odbywa,
Różne wojny, spacery i portrety.
Nawet ja, ten, który się tak długo zastanawia,
Nie rozumie przesłania płótna co ze mną rozmawia.
Nie jedno niczyje.
Zawsze toczone są boje,
To będzie twoje?
Czy będzie moje?
Nie uzasadnicie zdrady, prawdy,
Błędy i oszustwa.
Nie uzasadnicie sprzedania brata,
Za banknoty w trzech szóstkach.
Myśl całkiem sporna,
Biada okupuje,
Niech mi kto powie,
Jak życia obraz tak naprawdę się maluje?
Nie znaczy nie rozumiem,
Lecz wprost rzecz wiadoma,
Że tam gdzie mieszka Sodoma,
To tam i Gomora.
Obraz zamazany,
Zniekształcone przesłanie,
Jeśli coś on ukrywa,
To co jest na nim grane?
Ukryte szczegóły,
Owity w bawełnę,
Barwy spowite szaleństwem.
Rozpustą i grzechem.
Kolor wina w palecie się ukrywa,
Kolor słońca rozjaśnia,
Choć nic nie przypomina.
Dziwne długie kreski,
Zaostrzone kształty,
Morze jakie zwierzęta?
Np.: małpy?
Dość rozumne tło,
Choć troszkę drastyczne,
Przypomina mydło,
Uciekające przed murzynem.
Nie zwykłe to co się tu odbywa,
Różne wojny, spacery i portrety.
Nawet ja, ten, który się tak długo zastanawia,
Nie rozumie przesłania płótna co ze mną rozmawia.
Tonę,
W ust czerwonych oceanie.
Z róż płatków usłane
Łoże bezkresnych rozkoszy.
Rozebrani oczami niczym armie dwie
Naprzeciw siebie stoją.
Pazerny wzrok krztusi się nagością ciała
Nie potrafiąc łagodnie podziwiać kształtów
Jakimi stwórca je przedstawił.
Jej oczy niczym wzburzone morze
Dobijają się do brzegów powiek
Jakoby chciały z szturmowym impetem
Pochłonąć cały obraz mający przed sobą.
Nosy delektują się zapachem nagości
Zaciągając się nim niczym papierosem
I wydychając go z tęsknotą
Za powtórnym poczuciem jego doskonałości.
Wyciągają do siebie dłonie
Wysyłając zaproszenie do wspólnego tańca rozkoszy.
Niepewny krok w przód
Jakby to nie ufność była murem między nimi.
Tak!
Ot i on!
Człek ponownie przestał bać się ognia!
Dłonie dwie jakże małe iskierki
Wzniecają ogniste kule ponad ich głowami
I spadają na nich z niemym hukiem.
Sam wyczuwam wskrzeszając te słowa
Gorąc płynący z ich treści poprzez
Pióro do mej dłoni
Do głębi piersi.
Widzę jak łączą się te dwa ogniska
Trawiąc się lubieżnie i starając spalić do cna.
Wszystko płonie.
Powietrze, woda, ściany...
Czuje jak w piersi mej wybuchają ich płomienie,
Czuje jak z każdym łykiem wody dla ugaszenia pragnienia
Ogień jest coraz bardziej wściekły,
Coraz agresywniejszy,
Coraz masywniejszy...
Czuje jak mnie rozpiera ten żywy płomieni stos.
Czuję go w każdej części ciała,
Jak faluje pod skórą,
Jak zmusza płynąca z trudem krew do biegu.
Czuję jak ten piekielny ogień
Wysusza weń mnie życie.
Jak skóra przeistacza się w skorupę
A usta smakiem w przypalona zgniliznę.
Wypalone źrenice nie widzą barw...
Nie ma źrenic...jest pustka.
Są dwie czarne kule w oczodołach
Niczym dwa ropne jeziora
Czekające tylko na iskierkę...
Teraz staje się nie-sobą,
Nie-człowiekiem.
Nie istotą ludzką choć z niej powstałej.
Niczym Ewa z Adama
Jestem ex animo* człowieka,
Swoim grzechem, swoim zarodkiem rozpusty –
Płonąca kulą nad jego głową
Pazernie trawiącą jego życie.
Dosiadam go w jego najciemniejszym zakątku
I gwałcę nienawistnie niewinność,
Cnoty łykając niczym najsłodsze owoce
Najmniejszego choć przejawu dobroci.
Poczuj mnie,
Dotknij się tam i zamknij oczy...
Witam cię u mnie,
Witam cię w twojej tajemnicy –
Witam w tobie.
*Ex Animo - z duszy
Komentarze W ust czerwonych oceanie.
Z róż płatków usłane
Łoże bezkresnych rozkoszy.
Rozebrani oczami niczym armie dwie
Naprzeciw siebie stoją.
Pazerny wzrok krztusi się nagością ciała
Nie potrafiąc łagodnie podziwiać kształtów
Jakimi stwórca je przedstawił.
Jej oczy niczym wzburzone morze
Dobijają się do brzegów powiek
Jakoby chciały z szturmowym impetem
Pochłonąć cały obraz mający przed sobą.
Nosy delektują się zapachem nagości
Zaciągając się nim niczym papierosem
I wydychając go z tęsknotą
Za powtórnym poczuciem jego doskonałości.
Wyciągają do siebie dłonie
Wysyłając zaproszenie do wspólnego tańca rozkoszy.
Niepewny krok w przód
Jakby to nie ufność była murem między nimi.
Tak!
Ot i on!
Człek ponownie przestał bać się ognia!
Dłonie dwie jakże małe iskierki
Wzniecają ogniste kule ponad ich głowami
I spadają na nich z niemym hukiem.
Sam wyczuwam wskrzeszając te słowa
Gorąc płynący z ich treści poprzez
Pióro do mej dłoni
Do głębi piersi.
Widzę jak łączą się te dwa ogniska
Trawiąc się lubieżnie i starając spalić do cna.
Wszystko płonie.
Powietrze, woda, ściany...
Czuje jak w piersi mej wybuchają ich płomienie,
Czuje jak z każdym łykiem wody dla ugaszenia pragnienia
Ogień jest coraz bardziej wściekły,
Coraz agresywniejszy,
Coraz masywniejszy...
Czuje jak mnie rozpiera ten żywy płomieni stos.
Czuję go w każdej części ciała,
Jak faluje pod skórą,
Jak zmusza płynąca z trudem krew do biegu.
Czuję jak ten piekielny ogień
Wysusza weń mnie życie.
Jak skóra przeistacza się w skorupę
A usta smakiem w przypalona zgniliznę.
Wypalone źrenice nie widzą barw...
Nie ma źrenic...jest pustka.
Są dwie czarne kule w oczodołach
Niczym dwa ropne jeziora
Czekające tylko na iskierkę...
Teraz staje się nie-sobą,
Nie-człowiekiem.
Nie istotą ludzką choć z niej powstałej.
Niczym Ewa z Adama
Jestem ex animo* człowieka,
Swoim grzechem, swoim zarodkiem rozpusty –
Płonąca kulą nad jego głową
Pazernie trawiącą jego życie.
Dosiadam go w jego najciemniejszym zakątku
I gwałcę nienawistnie niewinność,
Cnoty łykając niczym najsłodsze owoce
Najmniejszego choć przejawu dobroci.
Poczuj mnie,
Dotknij się tam i zamknij oczy...
Witam cię u mnie,
Witam cię w twojej tajemnicy –
Witam w tobie.
*Ex Animo - z duszy
KostucH : Ja tam lubię, kiedy się na mnie poluje (nieustannie) a aktywnością odwdz...
kontragekon : Hehehehe... dobry tekst z tą myśliwą... chyba, że rzeczywiście o pa...
KostucH : Ja i kompleksy to tak jak żołnierz z mleczem zamiast karabinu. Wow, podob...
Starłeś buty swe piechurze,
I arsenał swój pogubiłeś, gdzieś.
Przy narodzinach początku taki dumny, kunsztowny, silny;
A kędy rzeka kierunek zmieni bieg,
Ku szczęściu drogi staje wbrew pech...
Tyleż przez oczy twe przeszło,
Co wzrosło, zebrało owoce chwały i potegi,
Tak upadło.
Jako małe dziecko karmiłeś wzruszenie łzami,
A teraz jako starzec włosy rwiesz kępami.
Śniłeś wielki i niezepomniany,
Zastałeś zwyczaj i prostotę.
Stworzyłeś stal z pióra,
Stworzyłeś potegę pod górskich szczytów wzniesienia.
Zostawiłeś ogień i zgorzknienie.
Oddawałeś cześć temu co tworzyłeś,
Besti o tragicznym imieniu,
A śmiertelnej w doczynieniu.
Histori krwawej jej istnieniu nie zaprzeczy nikt,
A błogosławi dzień kędy dała ostatni dech.
Żołnierzu pobijany,
Wodzu pokonany.
Królu potegi potępienia,
Potęgi zniszczenia.
Potegi zgorzknienia!
Wznieśli poddani twoi fanfary na słowa chwały,
Wznieśli i broń ponad świat cały.
Zniesli trud bycia niepokonanym,
Znieśli i trud przegranej,
Idąc na przód jako naród wybrany.
I arsenał swój pogubiłeś, gdzieś.
Przy narodzinach początku taki dumny, kunsztowny, silny;
A kędy rzeka kierunek zmieni bieg,
Ku szczęściu drogi staje wbrew pech...
Tyleż przez oczy twe przeszło,
Co wzrosło, zebrało owoce chwały i potegi,
Tak upadło.
Jako małe dziecko karmiłeś wzruszenie łzami,
A teraz jako starzec włosy rwiesz kępami.
Śniłeś wielki i niezepomniany,
Zastałeś zwyczaj i prostotę.
Stworzyłeś stal z pióra,
Stworzyłeś potegę pod górskich szczytów wzniesienia.
Zostawiłeś ogień i zgorzknienie.
Oddawałeś cześć temu co tworzyłeś,
Besti o tragicznym imieniu,
A śmiertelnej w doczynieniu.
Histori krwawej jej istnieniu nie zaprzeczy nikt,
A błogosławi dzień kędy dała ostatni dech.
Żołnierzu pobijany,
Wodzu pokonany.
Królu potegi potępienia,
Potęgi zniszczenia.
Potegi zgorzknienia!
Wznieśli poddani twoi fanfary na słowa chwały,
Wznieśli i broń ponad świat cały.
Zniesli trud bycia niepokonanym,
Znieśli i trud przegranej,
Idąc na przód jako naród wybrany.
Utopiony.
Nie na siłę.
Nie przymuszony.
Nie nieświadomie,
Utopiony.
Utopiony.
Z własnej woli.
Z chęci.
Świadomie,
Utopiony.
Utopiony.
Spoczywa na dnie.
Serce bez dna.
Całościowo,
Utopiony.
Utopiony.
Dla idei.
Dla życia.
Dla niej,
Utopiony.
Utopiony.
Sam.
Bez granicznie.
Na amen,
Utopiony.
Nie na siłę.
Nie przymuszony.
Nie nieświadomie,
Utopiony.
Utopiony.
Z własnej woli.
Z chęci.
Świadomie,
Utopiony.
Utopiony.
Spoczywa na dnie.
Serce bez dna.
Całościowo,
Utopiony.
Utopiony.
Dla idei.
Dla życia.
Dla niej,
Utopiony.
Utopiony.
Sam.
Bez granicznie.
Na amen,
Utopiony.
Żebrzą kości spod skóry,
Ususzone niczym liść na stosie
Utraciły życiodajnego napoju pęd i,
Stoją.
I żebrzą.
I stoją niczym stare wierzby
Bujając się z wiatrem przy drogach, polach
Chwiejąc się na boki
Do melodii gwizdu ulotnej pieśni.
Z poszarpaną korą,
Jak ciało ze skóry obdarte
Wykrwawiło się i,
Zamarło.
Wykrwawiły się jako jedne z wielu
I wypuściły życie na wolność
Jakoby to nie im się ono należało.
I tak,
Zaprzedały dusze wiatru
Jak śmiertelnie zakochani kochankowie
Wiecznie miłujący się
I oddający swym pokusom wyobraźni.
A wy,
Stoicie jak te kochanki
Czekając na swego Orfeusza
Z nieskończoną tęsknotą
Kiedy to ponownie wam zagra,
Kiedy to ponownie wam zaśpiewa,
Kiedy to ponownie z wami zatańczy,
Kiedy to ponownie was opuści.
Suknie wasze już nie jak te błyszczące
Do każdej pory dnia mieniące się
To przeczesując włosy stadem wróbli.
I rzeczą piękną było klęczeć na parapecie okna
Wbijając wzrok w wasze niczym niewzruszone posągi
Czekając aż nasze spojrzenia spotkają się.
Teraz moje kochane,
Moje kochane stare wierzby
Jesteście zapomnianymi pomnikami
Dawnej swojej świetności,
Za czasów życia,
I uroku bytności.
Ususzone niczym liść na stosie
Utraciły życiodajnego napoju pęd i,
Stoją.
I żebrzą.
I stoją niczym stare wierzby
Bujając się z wiatrem przy drogach, polach
Chwiejąc się na boki
Do melodii gwizdu ulotnej pieśni.
Z poszarpaną korą,
Jak ciało ze skóry obdarte
Wykrwawiło się i,
Zamarło.
Wykrwawiły się jako jedne z wielu
I wypuściły życie na wolność
Jakoby to nie im się ono należało.
I tak,
Zaprzedały dusze wiatru
Jak śmiertelnie zakochani kochankowie
Wiecznie miłujący się
I oddający swym pokusom wyobraźni.
A wy,
Stoicie jak te kochanki
Czekając na swego Orfeusza
Z nieskończoną tęsknotą
Kiedy to ponownie wam zagra,
Kiedy to ponownie wam zaśpiewa,
Kiedy to ponownie z wami zatańczy,
Kiedy to ponownie was opuści.
Suknie wasze już nie jak te błyszczące
Do każdej pory dnia mieniące się
To przeczesując włosy stadem wróbli.
I rzeczą piękną było klęczeć na parapecie okna
Wbijając wzrok w wasze niczym niewzruszone posągi
Czekając aż nasze spojrzenia spotkają się.
Teraz moje kochane,
Moje kochane stare wierzby
Jesteście zapomnianymi pomnikami
Dawnej swojej świetności,
Za czasów życia,
I uroku bytności.
Malowałem obraz
Kreując z mej pamięci
Jej powstanie.
Bez żalu za minionym czasem
Za starym stylem
Nie oglądam się już.
Nie dobieram nowych barw
Bacząc za starymi
Zszarzałymi.
Malowałem jej odbiciem
W oczach mych uwięzionym
Niczym ryba w szklanym akwarium.
Często rozbijałem to akwarium
Chcąc ją wypuścić by odpłynęła,
A może i odfrunęła..
I nie odpływa,
I nie odlatuje,
I dalej pływa w akwarium.
Malowałem obraz
I maluje nadal
Tą rybę co nie odpływa i nie odlatuje.
Zawsze miałem problem z jego barwą,
Dobierając skrajne kolory,
A tworząc kontrasty mało ludzkie.
Potem kolnąłem i niszczyłem
Wizję jej z mej wyobraźni
Kawałek po kawałku odgryzaną.
Malowałem jej odbiciem
Swoje wyobrażenie radości i
Jak dziecko z dmuchawców - śmiałem się
Jakbym tym śmiechem
Cześć oddawał jej i
Każdym ruchem pędzla
Nadawałem jej coraz to nowy
Ruch a gest i
Coraz to więcej życia.
Kreując z mej pamięci
Jej powstanie.
Bez żalu za minionym czasem
Za starym stylem
Nie oglądam się już.
Nie dobieram nowych barw
Bacząc za starymi
Zszarzałymi.
Malowałem jej odbiciem
W oczach mych uwięzionym
Niczym ryba w szklanym akwarium.
Często rozbijałem to akwarium
Chcąc ją wypuścić by odpłynęła,
A może i odfrunęła..
I nie odpływa,
I nie odlatuje,
I dalej pływa w akwarium.
Malowałem obraz
I maluje nadal
Tą rybę co nie odpływa i nie odlatuje.
Zawsze miałem problem z jego barwą,
Dobierając skrajne kolory,
A tworząc kontrasty mało ludzkie.
Potem kolnąłem i niszczyłem
Wizję jej z mej wyobraźni
Kawałek po kawałku odgryzaną.
Malowałem jej odbiciem
Swoje wyobrażenie radości i
Jak dziecko z dmuchawców - śmiałem się
Jakbym tym śmiechem
Cześć oddawał jej i
Każdym ruchem pędzla
Nadawałem jej coraz to nowy
Ruch a gest i
Coraz to więcej życia.
Jakaż słodka czasem być potrafisz,
A jakaż czasem okrutna w swej postawie.
Jakże pięknie potrafisz konflikty rozwiązywać,
Jakże szybciej nowe tworzyć.
Jakże cudne plany podsuwać potrafisz,
Jakże gorzkie w skutkach bywają nieraz.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
Jakaż piękna twa niezgoda,
Nie uregulowane rachunki załatwiasz po nocach.
Jakże słodkie myśli mam przy tobie,
Kędy stoję nad wymuszonym wroga grobie.
Ileż krwi poprzez wino przelewałem,
Ileż jej ja smakowałem.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
Ujrzysz, proszę mnie przez lustro,
Oświeć, prędzej póty nie nastało jutro.
Ujrzyj weń tyrana kędy modły swe składa do szatana,
Ujrzyj weń swego następcę do zabijania.
Ujrzyj weń człeka jeszcze nie przeistoczonego,
Z mściciela - do osaczonego.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
A jakaż czasem okrutna w swej postawie.
Jakże pięknie potrafisz konflikty rozwiązywać,
Jakże szybciej nowe tworzyć.
Jakże cudne plany podsuwać potrafisz,
Jakże gorzkie w skutkach bywają nieraz.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
Jakaż piękna twa niezgoda,
Nie uregulowane rachunki załatwiasz po nocach.
Jakże słodkie myśli mam przy tobie,
Kędy stoję nad wymuszonym wroga grobie.
Ileż krwi poprzez wino przelewałem,
Ileż jej ja smakowałem.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
Ujrzysz, proszę mnie przez lustro,
Oświeć, prędzej póty nie nastało jutro.
Ujrzyj weń tyrana kędy modły swe składa do szatana,
Ujrzyj weń swego następcę do zabijania.
Ujrzyj weń człeka jeszcze nie przeistoczonego,
Z mściciela - do osaczonego.
O pani o skrytej twarzy,
W podstępnym makijażu się przybliżasz.
O pani o nieskończonej wyobraźni,
Krwiste historie wróżysz mi w jaźni.
Nadeszła jakże optymistyczna wieść o zapowiedzi koncertu zespołu Tool w katowickim Spodku w dniu 24 czerwca tego roku! Ostatnio grupa wystąpiła w naszym kraju przed czterema laty na festiwalu Ozzfest oraz przed pięcioma laty w Warszawie i Krakowie.
Komentarze Draven : No wiesz Minawi...ja ostatnio tylko siedząc pod pręgierzem ustukałem po...
diffrentworld : kurde tez bym sobie pojechała...a siana brak juz nie mowiac ze u mnie wszys...
minawi : :evil: Zapomnij, Draven, mi nawet na piwo nie starcza ehehe :P :wink:
Na dzień 13 marca zapowiedziano premierę najnowszego krążka tria Placebo, pod tytułem "Meds". Jest to już piąty studyjny album tego zespołu. Płyta była nagrywana przez ponad cztery miesiące w roku 2005, w Rak Studios. Muzycy skorzystali z producenckich usług Dimitryi Tikovoi.
Komentarze kontragekon : Festiwal jest odwołany! Tego dnia w Progresji zagrają: N...