stoję w przewiewie dnia
niemożliwością stanąć na palcach by dosięgnąć swój cień
cień dawnej mej osoby
wiejący wiatr minionych epok
nuta izolacji wieków
łańcuchy zerwanych więzi czasu
szargana monotonia wykolejeńców
skopuj mieszający się z chaosem
wielka fala niszczącego pesymizmu
zwala mnie z nóg
a przewiew cichnie
Kim chcesz być sam nie wiesz
Próbujesz wszystkiego
Lecz to życie decyduje
Kiedy są chwile gorzkie
A kiedy słodkie
Nie myśl o tym
Nie próbuj
Pozwól życiu płynąc
Niech zapisuje się na kartach samo
Nie zmieniaj nie poprawiaj teksu
Niech samo się czyta w snach twych
Niech rozwija się wraz z tobą
Tylko wtedy się wypełni
Tylko wtedy będziesz spełniony
I w spokoju ułożysz się
Aby zasnąć w błogim wiecznym śnie
A na ostatniej karcie życia
Zapisze się samo C.D.N.
W chaosie
Zadając sobie pytanie
Mój losie
Zabierz z stad mnie
Zastanawiając się
Czy warto być
Proszę obudź mnie
Serce me przestaje bić
Wyrzuć z siebie gniew
Powstań z nicości
Wytrzyj z twarzy krew
Pozbieraj kości
Zastanów się co jest ważne
I trzymaj się tego
A życie stanie się wyraźne
I odkryjesz w nim cos nowego
Krzyk wydarty z głębi serca
Utopiony w butelce czasu
Dryfuje po falach monotonii
Poszukując blasku jutra
Trwając w szybkim bezruchu
Biegnę po zbawienie swe
Ulatuje ze mnie wiara
W to co nieistotne
Droga kreta jak życie
Pada mi do stop
Z rozpaczy padam na piach
I wydaje ostatnie tchnienie
Uleciał ze mnie dar
Który dałeś mi Ojcze
Zmarnowałem go
Gdyż nie potrafiłem z niego korzystać
Nikt nie staje w niczyjej obronie
I nawet drzewo głupiej nadziej
Powoli przygasa i butwieje
Choć próbujemy się śmiać
Beznadzieja jest silniejsza
Więc nie zwracamy uwagi na to
Że nadzieja jest piękniejsza
I mimo że bolesna
Może nam znacznie więcej dać
Mimo że ta głupia męka trwa
Ja nadal szukam dawno zapomnianego
A przeze mnie zakopanego ziarenka
Będę kopał do skutku
Nie zwracając uwagi na kamienie
Ponieważ w poszukiwaniu światełka
Każda trudność ma swoje znaczenie
KostucH : Bo często tak właśnie jest, że wiersz wychodzi jakoś tak nagle bez...
Draven : Pisanie wierszy to coś w rodzaju okazywania fragmentów własnej dusz...
KostucH : Nie, pisac na siłe to poprostu szkoda dla samego siebie. O kant rzopy potłu...
Nie wiem dlaczego gdy
Daje komuś moje sny
I otwieram wszystkie drzwi
Zmieniam się w niewidzialne
Od lat zapomniane i nierealne
Marzenie
Bledsze nawet od wiatru
I szybsze od myśli
Unoszę się wszędzie tam gdzie
Oni zapominają o tym że gdzieś tam
Są ich marzenia czekające tylko
Na wole do ich spełnienia
Pragnienia i łzy
Jak dawno wypędzone sny
Przez tych którzy o nie dbali
I na zawsze z wyobraźni wyrzucali
Zawsze powracają do mnie
By pod osłoną przyszłych dni
Znów unosić się na nieśmiertelnym niebie
Stworzonym i przez tysiące lat wymarzonym
Przeze mnie i nie tylko wyłącznie dla ciebie
Wszystkie puste dni i tygodnie
Które zmieniły się w sekundy i godziny
Oderwane od rzeczywistości
Rosną i maleją
Niczym stare i mocne gałęzie
Mojej jakże nierealnej rodziny
Więc kocham je takimi jakie są
Mimo że to one powodują że nic nie trwa wiecznie
I nawet największe i najbardziej pielęgnowane sny
Już nigdy nie będą takie same jak dawno temu my
Gdy widzieliśmy wszystkich bez wyjątku
W pełni to co jest teraz i obietnice
Składane przez nasze duchy na samym początku
A kiedy przyjdzie już koniec
Nasze wspólne i nie zamknięte na ich szepty niebo
Rozrośnie się na wszystkie strony tej rzeczywistości
By uświadomić tym co jeszcze śnią
Że nie wszystko co przeźroczyste jest nierealne
I że nastał czas
Radości i melancholii
Smutku i nadziei
Czas nas
Odległych i bardzo bliskich
Marzycieli
Living behind
Im realise that i
Was so blind
Just a month
To the end
And my mind
Is still so blend
All precious whispers
What i left behind
Now are screaming
That im stupid
Cos i forget about
Your picture
In my mind
Now when everything is so clear
And i know
What your mean
I can made a choice
Cos that painfull noise
Are not awaking my
Worst fears and atacking
All ours perfect dreams
Im so glad
Cos we werent
Fallen in mad
And you are the best dream
What i never had

- Czyżby piaskarki dzisiaj miały wolne? Już późno a ulice wyglądają jak nartostrady. Zresztą, co ja tam wiem, przecież nigdy nie miałem tego cholerstwa na nogach…- pomyślał rozdrażniony. Gdy tak przemieszczał się ulicami Helsinek wydawał się być postacią z czarno -białych, wczesnych, hollywoodzkich filmów. Czarny płaszcz, spodnie…Chuda postać zmierzała w stronę cmentarza Temppeliaukio. To piękne zabytkowe miejsce było jego ulubionym. Zawsze się tam spotykał ze swoją dziewczyną. Dzisiaj miało stać się tak samo, dlatego przyspieszył kroku. Poślizgnął się na grudce lodu, omal nie usiadł na czterech literach. Przeklął cicho pod nosem i złapał równowagę. Podszedł do furtki, chwycił za klamkę, brama zgrzytnęła, ale wpuściła do środka niezwykłego gościa. Chłopak starym zwyczajem zrobił najpierw rundkę wokół najciekawszych jego zdaniem grobów i pogrążył się w rozmyślaniach. Zawsze lepiej się czuł wśród umarłych niż żywych. Oni przynajmniej nie zadają niepotrzebnych pytań…
- …takich jak: dlaczego? Jaki miał powód? Co osiągnął…
Chłopak odwrócił się gwałtownie przestraszony… Nie spodziewał się nikogo w tym miejscu…Przecież przed chwilą nie było tu tej dziewczyny. Czarnowłosa kobieta, w długim skórzanym płaszczu siedziała na brzegu niewielkiego, niskiego grobu. Nie widział jej twarzy gdyż skrywała ją w rękach.
- Tak…Nie pytają o nic- westchnęła.
- Skąd…Czy mówiłem na głos? Bo wydawało mi się, że to pytanie powiedziałem sobie w myślach?- powiedział speszony
- Zabił się…Nie poczekał aż ja nacisnę spust…Zawsze był dżentelmenem, mówił, że damy mają pierwszeństwo…Jednak tym razem to on zagrał pierwsze skrzypce… Zagrał im wszystkim na nosie…-mówiła dziewczyna nie podnosząc wzroku. Skierowała go teraz na buty chłopaka.
- On nosił identyczne…- podniosła w górę spuszczoną głowę…
- I ubierał się też zupełnie tak samo…
- Kto się zabił? Twój chłopak? Bardzo mi przykro…Jeżeli chcesz, możemy o tym porozmawiać…Albo lepiej ty mów a ja będę słuchał. Mam czas…
- Co tu dużo mówić…To wszystko go po prostu przerosło…Nie był w stanie dać sobie z nimi wszystkimi rady… Wypalił się…Na początku był taki szczęśliwy, gdy odnosili sukcesy, odnalazł się w nowych warunkach, miał nowych przyjaciół…Może to właśnie oni…Miał taką delikatną duszę…Poeta…Nie powinni byli go tak krzywdzić…
Gdy tak mówiła o swoim chłopaku rodziło się w nim dziwne uczucie. Coś mu nie pasowało…Przypatrywał się dziewczynie i znów to dziwne przeczucie, że skądś ją zna, że ten chłopak, że ta sytuacja…
- Wiesz, ja też chciałem kiedyś pop…
- Ale Ciebie odratowano…Nie musiałeś patrzeć jak on umiera…
Usłyszał w tym momencie jakby delikatne stuknięcie maleńką łyżeczką o kryształowy kieliszek…Gdzieś czytał, że taki odgłos wydają łzy aniołów. A może znajdzie na jej plecach, dokładnie na wysokości łopatek dwa ślady po skrzydłach. Zastanawiał się chłopak…
- Czy widziałaś kiedyś anioła?- podniósł wzrok i spojrzał na miejsce gdzie siedziała przed chwilą dziewczyna. Z wielkim zdziwieniem zobaczył tylko ślady po jej pośladkach odciśnięte na śniegu. A więc mu się to nie przyśniło. Rozejrzał się wokoło… I zobaczył ją idącą szarooką cmentarną aleją. Wydawała się być…Zadowolona? Rozbijała nogami zaspy śniegu, goniła rękoma za śnieżynkami…
- Dokąd poszła…- Usłyszał pytanie. Gdy odwrócił swój wzrok od dziewczyny zobaczył chłopaka. Był ubrany w czarny, długi skórzany płaszcz, opatulony szalikiem trzymał ręce wciśnięte głęboko w czeluście kieszeni. Czarne włosy sięgały do ucha i z wilgoci zaczęły się skręcać.
- Mówisz o niej?- powiedział wskazując na drogę.
- Tak. Dzięki stary, że z nią pogadałeś. Na razie. – powiedział przybysz i poklepał
chłopaka po ramieniu. Poszedł w stronę oddalającej się postaci kobiety. Szybko ją dogonił i dalej szli już razem trzymając się za ręce. Chłopak patrzył za nimi. Powoli rozpływali się w powietrzu. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że rozwinęli skrzydła i …odlecieli. Nadal dręczyło go przeczucie, że skądś ich znał. Ich twarze były niewyraźne, ale bardzo podobne do…
- O Boże…Przecież ta dziewczyna to… Ebony, a chłopak…- nie dokończył gdyż usłyszał z daleka wołanie!
- Edgar! Edgar! Edgar! kochanie! Długo czekałeś? Na co tak patrzysz? Czy coś się stało?- powiedziała dziewczyna zbliżająca się do chłopaka nazwanego Edgarem. Jej czarne jak heban włosy rozwiewały się na wietrze…Czarny płaszcz był szczelnie zapięty, dziewczyna obejmowała się rękoma.
- Chodź kochany do mnie…
- Wiesz co mi się dzisiaj przydarzyło?
- Co tygrysku?
- Ach właściwie to było chyba przywidzenie…- powiedziała chłopak i przytulił mocno swoją dziewczynę: „Przynajmniej ona mi teraz nie zniknie”- pomyślał.
A śnieg nadal padał nieprzerwanie, a w oddali słychać było odgłosy niczym konwaliowych dzwoneczków…Ktoś, gdzieś kiedyś napisał, że tak brzmi śmiech aniołów…
anonim123 : piękne opowiadanie. przyznam, że spodziewałam się innego zakończe...
evanescence : świetne opowiadanie, spodobało mi się i jak widać nie tylko mi ;)
HappyLily : Genialne :) naprawdę bardzo mi się podobało. Zgadzam się z poprzed...
Oczami obłąkanymi po nieboskłonie.
Och, jakże błogosławię ślepotę i
Jakże przeklinam ją!
Trzymam się za oczy i marzę i
Marznę gdy myśl mnie gwałtowna przeleci,
Że te wizerunki, malunki, krajobrazy i śmieci!
Należeć będą do naszych dzieci, a potem...
A potem umrą w cieniu dzieci innych dzieci
Skacząc wcześniej sobie do gardeł i
Niczym harpie z pyska wyrywać będą sobie ofiarę,
Która jest oczkiem pejzażu.
Bezbarwny malarzu.
Zrobiłbym duży krok,
A może mały
W inny wymiar.
Być narratorem i bohaterem
Światów swej wyobraźni.
Być kimś, a czymś w rodzaju boga,
I o każdym świcie wygrywać w karty
Raz śmierć, raz życie.
Urwałbym się z tego obrazu,
Zrobił duży, a może mały krok
Do wymiaru grzechu i raju
W utopijnym kraju.
Być odkrywcą nowego lądu,
Polować na niewolników,
Wszczynać rewolucje,
Umrzeć z milionami za miliony,
Tak wysłać na śmierć lud dla niej stworzony.
Urwałbym się z tego wymiaru,
Stoczyć walkę na grawitacji stole.
Przewiesić pasek przez gałąź sosny
I z pętlą na szyi zdobyć się na uśmiech radosny.
ulth : Tak ,świetnie że COX gra ponownie .Byłem w 2004 na ich koncercie i mu...
AbrimaaL : .... że Clan of Xymox zamiast Die Krupps, bo się robiło coraz bardziej indu...
Dźwiękiem chcę rzeźbić Cię
W powietrzu
Dźwiękiem rozpalić chcę
Ogień w Twoim sercu
Dźwiękiem otulić chcę
Nagość swoich uczuć
Dźwiękiem rozpocząć chcę
Walkę o Twą duszę
Są tacy, którzy mogą
I tacy, którzy chcą
Są tacy, którzy chcą
I tacy, którzy mogą
dimmib : zapraszam na strone mojego dawnego zespolu - bedziesz mogla poczytac i pos...
czarna-inna : Epica- jeden z moich ulubionych zespołów. Żałuję, że nie byłam w...
czarnyfioletowy86 : uwielbiam, ubóstwiam, potrzebuję codziennie w dawkach nieograniczonych...
yggdrasil : Epice uwielbiam i strasznie żałuje że na koncercie nie byłem w zeszły...
To wy, to wy. to ja, a to Ty.
Chciałam coś zmienić
I chciałam zaistnieć
Chciałam oszukać świat swoją grą
Chciałam rozpaczać
Lecz chciałam też przyznać
Sobie nagrodę za to że śmiem
Chciałam z czymś skończyć
I chciałam rozpocząć
Chciałam zostawić cały ten syf
Chciałam przepraszać
Lecz chciałam też uciec
Od nienawiści co jest jak tlen
Teraz już nie chcę
Teraz mam dość
Nieudana próba przezwyciężenia
Autodesperacji nie powiodła się
Nie goją się rany...
31 V 2000
Krwią się staje, a ta ociężale spływa po policzku, ciele...
Locham Twój ból,
Jako śmierci go pożądam.
Jako rozkoszy,
Pragnę.
Widzę jak krew Twa,
Mym winem się staje, a ta do nieprzytomności mnie spija.
Kocham Twe cierpienie,
Jako chleb powszedni je stawiam na początku.
A to takie urocze,
Uzależniać Twe ciało odeń.
Widzę jak wino me,
Ciało Twe parzy i niczym kwas je pali.
Kocham Twą śmierć,
Jako wilk wycie do księżyca.
A potem taniec przy świetle gwizd,
I tak pożegnam Twój obraz by w następną noc już zaznać inny smak.
blackag : podoba mi się ....może swoje wrzucę ;)
KostucH : Lestata poznałem dopiero 3 lata po napisaniu ów wiersza więc taka uwa...
KostucH : Ale może można dogadać się z moderatorem, by poprawił?Myśle,...
Stoisz nade mną z nożem i się śmiejesz.
Nie jestem związany,
Mogę uciec prosto w ramiona,
Zmarłej lata temu mamy.
Chciałbym uciec,
Ale jestem mały.
Twoje ruchy mnie katują.
Nic nie boli i ni piecze,
Jeno stres gorzki,
I te czarne świece.
Nie widzę twej twarzy,
Ciągle chodzisz zakapturzona w czarnej poświacie,
A ja ciągle siedzę i z bojaźni marzę.
Krążysz wokół tego stołka,
Szepczesz coś pod nosem dlań nie rozumnego,
Co chwila czyniąc dziwne dłońmi znaki.
Najgorszy ten dotyk dłoni,
Kędy mnie palcem po plecach gonisz.
Armia dreszczu przemaszerowuje mnie wówczas,
Strasznie się boję,
Choć to nie dzieje się teraz.