Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Pestilence - Testimony Of The Ancients

Kto by się spodziewał, że Holendrzy wykonają tak ogromny krok naprzód. Pierwsze dwa krążki, choć znalazły spory oddźwięk wśród krytyki i publiczności były na dosyć marnym poziomie. Zespół opuścił wokalista Van Drunen, a za mikrofonem stanął Patrik Mameli, który także obsługiwał gitarę. Ponadto zwerbowano utalentowanego basistę Tony'ego Choy'a. W tym oto zestawieniu, z drugim gitarzystą Uterwijkiem i perkusistą Foddisem, Pestilence nagrało album, który po dziś dzień jest wymieniany jako kanon technicznego death metalu.
Więcej
Komentarze
zsamot : Kolejna świetna recenzja. Po prostu kwintesencja mych odczuć. ;)
Poezja :

Cień przeznaczenia

Jesteś Cieniem mojego przeznaczenia
Tak piękna,
Tak bliska,
A jednak tak niedosiępna i daleka...
Gorycz smutku,
Słony smak łez,
Rozrwają moje serce.
To tak bardzo boli.
Nie daje oddychać.
Niczym wampir
Wysysasz nieświadomie,
Resztki życia ze mnie,
Zabija mnie to powoli i boleśnie...
Więcej Komentarz
Recenzje :

Psycroptic - The Scepter Of The Ancients

Drugi album muzyków z Tasmanii, jest tym, który wywindował ich na szczyt gatunku jakim jest techniczny death metal. Pomimo tego, że płyta została wyprodukowana przez samych muzyków, posiada rewelacyjne, świeże brzmienie. Co więcej - samo podejście do pisania kompozycji jest bardzo nowatorskie. Mamy bowiem do czynienia z epickim, brutalnym death metalem, który jedynie sporadycznie przypomina typową amerykańską konwencję.
Więcej Komentarz
Poezja :

do cieni

Więcej Komentarz
Lokale :

4 Róże Dla Lucienne

Badyle, 4 Damy Na Królu - i inne potoczne nazwy tego lokalu wzięły się z jego olbrzymiej popularności. Pub znajduje się w samym centrum Starego Rynku w Zielonej Górze i nie ma chyba osoby, która nie jest w stanie tam nie trafić. Po prostu perełka. Perełka mroczna o złej i dobrej sławie. Legendarny pub dla nastolatków, nuda dla stałych bywalców. W sam raz na jeden raz. Najlepiej na czwartkowej prywatce. Ale po kolei, po kolei.
Więcej Komentarz
Poezja :

Cień #2

Widziałem kiedyś cień

Tak wzniosły i kruchy

Bezszelestnie

Poruszający się po czasie

Widziałem kiedyś cień

Wznioślejszy od słów

Które skrywał pod płaszczem

Z najdelikatniejszych łez

Widziałem kiedyś cień

Zgarbiony w rozpaczy

A jednocześnie radosny

I nieprzenikniony

Spotkałem kiedyś cień

W ciemnej uliczce wieczności

A on spojrzał mi w oczy

I zrozumiałem

Że czasu nie zatrzymam

Że swych niezrozumienia łez nie dotknę

Ujrzałem w jego oczach

Wartość marzeń

I bezsens zadumy nad życiem

Bez choć odrobiny prozaiczności

Więcej Komentarz
Poezja :

'' DEI SCIENTES ''

Więcej Komentarz
Opowiadania :

Cień...

Groteskowe. Żenujące. Zabawne. Interesujące? Jakie to figle płata wyobraźnia. Dla siedzącego w ciemności obserwatora, wszystko wygląda inaczej niż w świetle, można by się pokusić o stwierdzenie, że widzi to w innym świetle. Oczy przyzwyczajone do dnia, nie funkcjonują w tych warunkach szczytowo. Popuszczając wodze swojej imaginacji, obserwator nie jest już obserwatorem, lecz obserwowanym.... Każdy jego twór patrzy i niknie w umyśle. W samym zalążku owego obserwowania rodzą się coraz to nowe koncepcje, a na nie przychodzą antykoncepcje. Pod słońcem zwykły kubeł jest zwykłym pojemnikiem na śmieci, ale w świetle gwiazd dzięki obserwowanemu obserwatorowi budzi się do własnego życia. Uzyskuje coś na kształt duszy.

Kroczył bezszelestnie po suchym chodniku letniego wieczoru. W świetle lamp przydrożnych zanikał i się zamazywał by po chwili błysnąć swoją czernią. Był lekko przygarbiony, to znowu nienaturalnie się wydłużał. Jego właściciel nie zwracał na niego uwagi, ale za to on całe swoje bytowanie poświęcał temu, aby za właścicielem nadążyć. Dokładał wszelkich starań żeby upodobnić się do niego, ale był postrzegany tylko jako coś nikłego i nieistotnego. Był tylko... cieniem. Towarzyszem nocnych spacerów i istota kryjącą się przed ostrymi promieniami słonecznymi. Nienawidził światła, sprawiało mu ból... i kochał je jednocześnie, bo było jego matką to ono go tworzyło. Jego dotyk wywoływał u niego ekstazę cierpienia. Jego ojciec: mrok... Podobnie jak z matka, ubóstwiał go, ale i jednocześnie go się bał. Rodzice tak różni jak woda i ogień. Potępione dziecko. Sierota mogąca patrzeć na swoich rodzicieli jedynie przez ciemne okulary.

Nie znał czegoś, co jego materialny towarzysz zwał miłością. Był pozbawiony uczuć, co nie znaczy, że był zły. Nie, on znajdował się ponad wszelkimi podziałami na dobro i zło, na "kochać" i "zazdrościć". Był tylko naśladowcą, którego jedynym celem życia bezuczuciowego było upodobnianie się do swego właściciela. Z obojętnością spoglądał na tragedie, komedie, dylematy i radości. Obiektywny sędzia, nie mający swojego zdania, nie wydający wyroków. Nie przeszkadzało mu to, kim był. Kim jest. W jego świecie pozbawionym wartości i kolorów jedynym odcieniem szarości była chęć ukazania się innym, bycia najdoskonalszym odbiciem, wola stania się lepszym od oryginału. Nie popychała go do tego pycha, czy jakieś inne wysublimowane ludzkie ułomne uczucie. Ot tak, to był sens jego życia, nic innego nie potrafił robić jak obserwować i wprawiać w szarość półświatła-półcienia, swoje obrazy zaczerpnięte ze świata realnego.

Jego niematerialny płaszcz rozwiewał bezpodmiotowy wiatr, będący odbiciem rzeczywistego. Prąd powietrzny nie mający zapachu ani temperatury. Ten odpowiednik prawdziwego podmiotu nie był doskonały, zdawać by się mogło, że w ogóle nie istnieje, gdyby nie ten płaszcz... Z powodu jego doskonalszego naśladownictwa nie rozpierała go duma, po prostu dalej starał się kryć przed rodzicami, stawać się jeszcze lepszym.

Czasami spotykał się z podobnymi sobie stworzeniami. Niekiedy nawet zlewał się z nimi, wymieniając swoje doświadczenia i wzmacniając się nawzajem. Nie rozmawiali ze sobą. Nie żywili do siebie żadnych uczuć - tam nie istniała ta słabość. To upośledzenie przysługuje jedynie ludziom. On był ponad tym. Los jego towarzysza był mu obojętny. Nie wiedział, co to jest zdziwienie. Gdyby to poznał, pewnie nie mógłby się nadziwić swojemu panu. Gdyby poznał, co to śmiech, nie mógłby się przestać śmiać z poczynań swojego materialnego odpowiednika. Gdyby poznał, co to płacz, miłość, chciałby o nich zapomnieć...

Suchy opad zaczął skraplać się na szaro-szare odbicia. Gdyby nie jego płaszcz nie byłoby wiadomo, że to deszcz. Woda bez smaku, bez zapachu, bez temperatury. Jeszcze bardziej niedoskonałą niż wiatr, osiadła na ubiorze i zaczęła dusić. Nikt nie wiedział, że tam jest i nikt też nie wiedziałby, kiedy znika gdyby nie ten płaszcz. Na rogu jednego z twardo stojących budynków stał, a właściwie leżał kolejny cień. Starając się nadążyć za panem, wykonywał szybkie ruchy swoją szarą ręką. Podrzucał istotę dużo mniejszą od siebie, podłużną. Gdy właściciel spostrzegł właściciela, zaprzestał czynności wykonywanej uprzednio i schował odbicie istoty do kieszeni niematerialnej kurtki. Zrobił kilka materialnych-niematerialnych kroków w stronę nadchodzącego. Wyciągnął podłużny przedmiot. Wyglądało to tak jakby znowu dwa szare byty wymieniały doświadczenia: ludzki z tym podłużnym małym.

Gdyby znał, co to łzy. To teraz by płakał. Naśladował, robił tylko to, co leżało w jego kwestii. Wydawał bezgłośne wrzaski i krzyki. Teraz los jego pana nie był mu obojętny, czuł, że z nadejściem promieni słonecznych już nigdy nie będzie mógł robić tego, co tak bardzo lubił: obserwować. Umierają dwa byty. Materialny i niematerialny. Podmiot - niedoskonały, mający zapach i temperaturę, niematerialny - bez zapachowy, bez temperatury, doskonały, bo dalej nie znający miłości i łez.

Niebyt, który przed chwilą zabił nawet nie zdawał sobie z tego sprawy - i dobrze. Zdawanie sobie sprawy jest przeznaczone dla ludzi. Dobrze, że nie znał płaczu, bo by szlochał gorzko. Teraz po wymianie doświadczeń naśladował swojego towarzysza, biegnąc wzdłuż chodnika. Nóż leżał na ziemi, zjednoczony ze swoim cieniem zroszonym mniej doskonałym odbiciem krwi. Gdyby nie ten płaszcz nikt z tego szarego świata nie wiedziałby o istnieniu tej krwi.
Więcej Komentarz
Opowiadania :

Niecodzienna rozmowa

Był letni, gorący wieczór; jak każdy inny, a przynajmniej większość z nich. Nieboskłonu nie pokrywała najmniejsza chmurka, natomiast powietrze było gęste i ociężale nas otaczało, ponieważ i wiatr tego dnia nie zawitał do miasta.
Więcej Komentarz