Od jakiegoś czasu krążą po sieci wiadomości dotyczące bardzo niezwykłego koncertu. Jako support bardzo dobrze znanej polskiej heavymetalowej kapeli Turbo wystąpi fiński Sapattivuosi. Sam zespół może nie jest zbytnio popularny w naszym kraju, jednak nazwiska wchodzące w jego skład na pewno nie są Wam obce. Na wokalu bowiem mamy tutaj Marco Hietale, znanego głównie z zespołu Nightwish jak, Tarot oraz Northern Kings oraz gitrzyste hardcoreowego, fińskiego zespołu CMX Janne Halmkrona. Sapattivuosi śpiewają utwory Black Sabbath w języku fińskim i nieco zmienionych aranżacjach, poświęcony przede wszystkim twórczości Black Sabbath z okresu gdy wokalistą był tam Ronnie James Dio. Ten dość niecodzienny występ będą mogli obejrzeć polscy fani od koniec listopada aż w trzech miastach: 26.11 w poznańskim Eskulapie, dzień pózniej- 27.11. w krakowskim Studio, a w stołecznej Progresji 28 listopada. Organizatorem tego całego zamieszania jest Agencja MA-IN. DarkPlanet patronuke koncertom.
Legenda heavy metalu grupa Black Sabbath wyda specjalną rozszerzoną wersję krążka "Paranoid" z 1970 roku. Album, który przez wielu fanów i krytyków został uznany za klasyk gatunku heavy metalu w specjalnej edycji zostanie wydany w dniu 6 kwietnia nakładem angielskiej wytwórni Universal Music UK. Rozszerzone wydanie będzie składało się z trzech płyt: pierwszy dysk z
oryginalną wersją "Paranoid", drugi z kwadrofonicznym miksem z
1974 roku a trzeci z wcześniej nie publikowanymi
instrumentalnymi utworami ze studyjnych sesji.
Szczerze powiedziawszy siadając do tej płyty byłem przygotowany na kompletną porażkę muzyczną, a to za sprawą ogólnie wyznawanego poglądu, że Black Sabbath okres swojej świetności a co za tym idzie świeżości i niezwykłości kończy na płycie "Sabbath Bloody Sabbath", zaś począwszy od następnego krążka - "Sabotage" - spadają na łeb na szyję. Na szczęście albo moje uszy są przygłuche i nie potrafią wychwycić kiepskiej formy grupy, albo też zbyt mało jeszcze krążków widział mój odtwarzacz, co bym mógł to dzieło nazwać porażką. Tak czy inaczej na "Sabotage" spotkałem to, czego dotąd mi brakowało - olbrzymi power wyczuwalny w ostrych zagrywkach Iommiego i krzykliwych wokalizach Osbourne'a, oraz nieco patetyczny charakter, co poniektórych kompozycji z płyty.
Muzyczna droga zespołu Black Sabbath wręcz jest usłana platynowymi krążkami. Zaraz po takich pozycjach w dyskografii formacji, jak "Master Of Reality" czy "Vol. 4" pojawia się "Sabbath Bloody Sabbath" - krążek pokazujący z goła inną naturę grupy, która jak dotąd (no może po za paroma wyjątkami z "Vol. 4") grała utrzymane w raczej średnim tempie gitarowe kompozycje, będące wspaniałymi sztandarami nowej fali brytyjskiego heavy metalu. Również i na "Sabbath Bloody Sabbath" legendarni muzycy nie stronią od tego typu utworów, ale jak dla mnie jest to nieco eksperymentalny krążek w historii grupy, co wcale nie ujmuje mu pod względem merytorycznym.
Komentarze Lupp : Jest niezwykła, ustala nowy kanon brzmienia, na którym stoi cały rock....
black_heart : Ja tam uwielbiam pierwszy kawałek z ich płytki. Mogłabym go non stop...
Harlequin : Najlepsza płyta BS z Ozzym. Jazzujące "Sabbra Cadabra" i nawiedzony "A...
Byli muzycy Black Sabbath, tworzący od 2006 roku projekt Heaven And Hell, weszli niedawno do studia Rockfield w Walii w celu rozpoczęcia nagrań do nowego albumu - pierwszego w tym składzie od czasu "Dehumanizera" sprzed 16 lat. Krążek, którego tytuł jeszcze nie jest znany, ukaże się nakładem Rhino Records prawdopodobnie już na początku przyszłego roku.
Czwarty już album tej brytyjskiej grupy to kolejna perełka w morzu heavy metalowych brzmień. Oczywiście mowa, o Black Sabbath i ich kolejnym dziele tym razem opatrzonym prostą nazwą "Vol. 4". Tym razem muzycy z legendarnej formacji proponują nam coś wyjątkowego, pełno tu bowiem brzmień nigdy wcześniej niekojarzonych z grupą. Mimo to krążek został świetnie przyjęty przez fanów, mało tego stał się kolejnym dowodem potwierdzającym wyjątkowość Sabbathów.
Po drugim albumie tej grupy, pokrytym sześciokrotną platyną w samej Wielkiej Brytanii, chyba nikt się nie obawiał o ich kondycję muzyczną, i nie ma w tym nic dziwnego, bowiem na samym początku swej działalności Black Sabbath był bardzo płodny w nowe kompozycje, zdolne porwać każdego fana nowego, heavy metalowego brzmienia. Trzeci krążek ekipy Ozzy'ego Osbourne'a - "Master Of Reality" to kolejny dowód na fenomen tej grupy, osiem utworów zamieszczonych na krążku to kawałki, które na stałe wpisały się w kanon ciężkiego brzmienia.
Stworzenie drugiej płyty w niespełna 8 miesięcy po wydaniu pierwszego albumu i nagranie jej w kilka dni to w przypadku wielu zespołów muzycznych działania tożsame, z jeśli nie samobójstwem to autoagresją (ryzyko powtórzenia w treści i niedociągnięć w materiale nagraniowym). Nie, tak jednak miało być z klasykami heavy metalu - Black Sabbath. Ich płyta "Paranoid" szybko stała się ikoną ciężkiego brzmienia narzucając reszcie świata nowy poziom, choć początki nie były takie łatwe.
Czasem
pomimo naprawdę dobrego poziomu niektórych zespołów z lat 90 człowiek
potrzebuje powrotu do korzeni. Chce teraz, w XXI wieku przeżyć chwile, które
tak pięknie zapisały się na kartach muzycznej historii a których nie mógł być
naocznym, świadkiem, bo zwyczajnie wtedy jeszcze go nie było. Śmiało można
powiedzieć, że do grup, które tych pięknych chwil miały najwięcej należy między
innymi Black Sabbath. Ich muzyka uważana za początek heavy metalu do dzisiaj -
przynajmniej jak dla mnie - brzmi świeżo. Spójrzmy, zatem z bliska na odległy
kawałek historii, kiedy z muzyki można było jeszcze się utrzymać.