At The Gates jest chyba największą ikoną szwedzkiego death metalu. W zasadzie każdy album tej formacji był swojego czasu wiekim wydarzeniem. Szwedzi swój nieprzeciętny talent pokazali juz na debiutanckim EP "Garden Of Grief". Zaledwie rok później światło dzienne ujrzał debiutancki, pełny album grupy, zatytułowany "The Red In The Sky Is Ours".
Ikona synthpopu - Marc Almond konsekwentnie pracuje nad wzbogacaniem swojej solowej dyskografii. W najbliższym czasie ukażą się aż dwa istotne dla wszystkich fanów artysty wydawnictwa. Jutro na sklepowe półki trafi EPka "Brel Extras" zawierająca prócz remasteryzowanych koncertowych "staroci" trzy kompletnie nowe kompozycje. Natomiast 20 października ukaże się koncertowe DVD "In Bluegate Fields - Live At Wilton's Music Hall" z zapisem tegorocznego występu Almonda w londyńskiej operze.
We wrześniu nakładem Century Media Records ukaże się nowy krążek szwedzkich thrashmetalowców z The Haunted. Płytę "Versus" nagrywano m.in. w studiu PUK w Danii przy współpracy producenta Tue Madsena, który już wcześniej pracował z zespołem przy dwóch poprzednich albumach: "rEVOLVEr" (2004) i "The Dead Eye" (2006). Na swoim profilu MySpace formacja udostępniła jeden z nowych utworów - "Moronic Colossus".
Legacy Of Hate to austriacki reprezentant melodyjnego deathcore'u, którego historia sięga końcówki lat 90-tych. "Unmitigated Evil" to już czwarty pełnowymiarowy album tej formacji, ale nigdy przedtem nie miałem z nią styczności.
Rock progresywny zazwyczaj kojarzony jest z początkiem lat 70-tych. Wtedy to tez powstawały największe dzieła gatunku, będące punktem odniesienia dla innych artystów w kolejnych latach. Pink Floyd zaczynał jednak nieco wcześniej niż inni koledzy i to zaczynał od grania czegoś, z czym raczej nie jest on kojarzony.
Był długi, deszczowy, jesienny wieczór. Czyli krótka historia żula...
Był długi, deszczowy, jesienny wieczór. Między posępnymi, skarłowaciałymi drzewami w szaleńczym tańcu wirowały liście rzucane wiatrem niczym tajemną, niewidoczną, demoniczną siłą. I właśnie w środku tej zawieruchy, a dokładnie na samym środeczku miejskiego parku leżał sobie pan Mietek. Z zawodu był on... żulem, specjalność - żul parkowy (no i, zapewne, gwiazdy sobie oglądał). Kiedy to nagle oczom pana Mietka ukazała się...ciemność. Gdy tylko się ockną spostrzegł, że znalazł się w jakimś lesie - tylko strasznie ogromnym, gdzie drzewa miały po 150 metrów wysokości.
- Cholera, gdzie oni mnie wywieźli, ci miejscy? Nie mogli tak jak ostatnio, za miasto, i by wystarczyło? - zadał pytanie w myślach.
Był długi, deszczowy, jesienny wieczór. Między posępnymi, skarłowaciałymi drzewami w szaleńczym tańcu wirowały liście rzucane wiatrem niczym tajemną, niewidoczną, demoniczną siłą. I właśnie w środku tej zawieruchy, a dokładnie na samym środeczku miejskiego parku leżał sobie pan Mietek. Z zawodu był on... żulem, specjalność - żul parkowy (no i, zapewne, gwiazdy sobie oglądał). Kiedy to nagle oczom pana Mietka ukazała się...ciemność. Gdy tylko się ockną spostrzegł, że znalazł się w jakimś lesie - tylko strasznie ogromnym, gdzie drzewa miały po 150 metrów wysokości.
- Cholera, gdzie oni mnie wywieźli, ci miejscy? Nie mogli tak jak ostatnio, za miasto, i by wystarczyło? - zadał pytanie w myślach.