Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Zola Jesus - Conatus

Skoro podjęłam się recenzji drugiego albumu tej artystki, podejmę się także recenzji trzeciego. Tym razem chciałam się podzielić wrażeniami z przesłuchania (nie jednorazowego!) albumu „Conatus” z września 2011 roku. Ponieważ jest to już trzeci album w dorobku tej pani, miałam co do niego oczekiwania na pewno większe niż do poprzedniego. Czy te oczekiwania zostały spełnione? I tak, i nie.

Zacznę od tego, co jest na nie, bo uważam, że tego jest mniej. Jak już pisałam przy recenzji „Stridulum II”, Zola Jesus wykonuje muzykę, która nie jest dla każdego, co można zresztą powiedzieć o większości artystów nie grających minstreamowo. Jednak, na albumie „Conatus” da się wyczuć próbę dotarcia do znacznie większej grupy odbiorców, niż na poprzednim albumie. W utworach pojawiły się szybsze beaty, co skierowało brzmienie albumu w stronę bardziej electro. Nie czepiałabym się, gdyby ta płyta nie brzmiała tak… popowo, wręcz „popowato”.

Ponadto, drażni nieco powtarzalność Zoli, jeśli chodzi wokal. Wokalistka w ogóle nie eksperymentuje ze swoim głosem, a mając głos tak silny, o charakterystycznej barwie, można by się pokusić o bardziej wyszukane doznania, niż tylko więcej beatów. Jednakże, to tylko dwa powody do skrytykowania tego albumu, reszta jest bez zarzutu.

Na „Conatus” znajduje się jedenaście utworów, nie ma tu żadnego przebierania w EP-kach, na album trafił całkowicie premierowy materiał. Przez to, że do zestawu dźwięków typowych dla Zoli Jesus dołączyły szybsze Beaty, piosenki są bardziej zróżnicowane. W dalszym ciągu wokal gra pierwsze skrzypce, dużo tu echa, jest akustyczna ballada. Tak naprawdę, jeśli ktoś puściłby przemieszaną playlistę ze „Stridulum II” i „Conatus” można by powiedzieć, że oba albumy Zola nagrała w podobnej (nie takiej samej) stylistyce. Nadal jest to mieszanka różnych gatunków elektronicznych.

Atmosferę utworów określiłabym jako „mglistą”. Jak tylko słyszę jakiś kawałek z „Conatus”, od razu mam skojarzenie z czymś szarym, mglistym i ponurym. Nie jest to wada, określam po prostu klimat piosenek.

Jeżeli komuś podobał się poprzedni album artystki, ten także przypadnie mu do gustu.

Tracklista:

1. Swords
2. Avalanche
3. Vessel
4. Hikikomori
5. Ixode
6. Seekir
7. In Your Nature
8. Lick The Palm Of The Burning Handshake
9. Shivers
10. Skin
11. Collapse

Wydawca: Sacred Bones Records (2011).

Komentarze
skoggtroll : Poprzedni album (Stridulum II) był lepszy od Conatus i miał bardziej rozbudo...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły