Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Vangough - Manikin Parade

Już jakieś 8 lat temu przestałem wierzyć, że progmetal jako gatunek jest w stanie zaoferować słuchaczowi coś brzmiącego świeżo, pozbawionego rzemieślnictwa, rzucającego nowe spojrzenie na ten nurt. Wydawnictwa godne uwagi można było policzyć na palcach jednej ręki, ale i one rzadko goszczą u mnie w odtwarzaczu. Sytuacja ta może się zmienić za sprawą debiutanckiego albumu pochodzącej z Oklahomy grupy Vangough.
Pomimo, że materiał został wypuszczony własnym sumptem, udało mi się go zdobyć i zapoznać z zawartością "Manikin Parade", który to już zdążył zostać okrzyknięty najlepszym progmetalowym debiutem tego roku. Po zapoznaniu sie z zawartością płyty pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to będzie nie tylko najlepszy progmetalowy debiut roku, ale bardzo prawdopodbnie najlesza tegoroczna pozycja w gatunku.

Grupe tworzą multiinstrumentalista Clay Withrow (wokal, gitara elektryczna, gitara basowa, instrumenty klawiszowe), oraz Brandon Lopez, były perkusista Becoming The Archetype. Ci dwaj panowie zaoferowali słuchaczowi 75 minut pysznej muzyki w dużej mierze utrzymanej w stylu Pain Of Salvation. Nie ukrywajmy - "Manikin Parade" nie jest płytą emanującą fajerwerkami instrumentalnymi. Wręcz przeciwnie - powiedziałbym, że jest to w tym aspekcie materiał poprawny. I bardzo dobrze, że tak jest.

"Manikin Parade" od pierwszych dźwięków "Enstranger" zwraca uwagę tym, że wszystko grane jest z dużym luzem i rezerwą, jakby wręcz rozleniwione. Ta oto maska błogości okazała sie żyznym poletkiem pod resztę muzyki. Withrow czaruje fenomenalnym wokalem, fantastycznymi partiami klawiszy rozbrzmiewającymi w tle oraz typowymi progmetalowymi riffami, które choć ciężkie, to robią wrażenie wytłumionych i pozbawionych agresji.

Tym co wyróżnia Vangough spośród setek podobnych kapel, to niesamowite poczucie melodii oraz umiejetność budowania napięcia i dramaturgii. Withrow z ogromną łatwością wplata do muzyki element teatralny, czyniąc z "Manikin Parade" uduchowioną, bardzo obrazową muzykę. Tu i ówdzie usłyszymy też motywy nieco bardziej symfoniczne i flamenco, ale wszystko podane w tak minimalistycznej formie, że słuchacz rozpływa się słysząc każdy z dźwięków. Muzyk ten odważnie też sięgnął po melorecytację i rap, który usłyszymy tu niejednokrotnie.

Album sam w sobie też jest dość ciekawie skonstruowany. Dominują utwory 6-minutowe, każdy inny, ale które pospinane są klamrą w postaci pewnych motywów przewijających sie w kilku utworach. Dzięki temu "Manikin Parade" stanowi pyszną, spójną całość.

Vangough, podobnie jak i Van Gogh, to muzyczni malarze, impresjoniści, którzy czarują słuchacza przejrzystą, ale jakże emocjonalną muzyką. Nie sposób przejść obok tej płyty obojętnym. Nigdy nie byłem fanem Pain Of Salvation, ale Vangough przemawia do mnie o wiele bardziej, posiadając w sobie łatwość i lekkość tworzenia tych dźwięków. Jest to niewątpliwie album, który nie tylko warto, ale i trzeba poznać, a jak nadarzy się okazja to i nabyć.

Tracklista:

01. Estranger
02. Manikin Parade
03. Christmas Scars
04. Handful Of Dreams
05. Disorder Quotient
06. Bricolage Theater
07. Paradise For The Lost (The Twilight Part I: Deception)
08. Gabrielle (The Twilight Part II: Love)
09. Dance Of The Summer Mind
10. One Dark Birthday
11. Etude Of Sorrow (The Twilight Part III: Oblivion)
12. Halcyon Days
13. The Cosmic Bus Stop

Wydawca: płyta wydana przez zespół (2009)
Komentarze
Harlequin : Luz blues, mnie też sie bardzo podoba. Tymczasem u mnie Meshuggah "ObZe...
RavenInFire : daj mi trochę czasu na zapoznanie się ;-)
Harlequin : i jak wrażenia ?
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar