Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Tune - Scenografia, Łódź (31.01.2014)

Tune, art rock, rock progresywny

Jeśli ktoś powiedziałby mi, że instrument kojarzony w Polsce głównie z biesiadą, można wykorzystać w art rocku, miałabym mieszane uczucia. Ale sposób gry, jaki zaproponował akordeonista Janusz Kowalski, budzi wielki szacunek. To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, kiedy pojawiłam się w łódzkiej Scenografii na koncercie kapeli Tune.

Choć próżno mnie szukać na występach kapel, których nie znam, tym razem dałam się namówić - i tak w ostatni piątek chwilę przed 20 pojawiłam się w klubie Scenografia. To tu ponad godzinny koncert dała łódzka grupa Tune - młoda stażem, ale prezentująca naprawdę wysoki poziom.

Zespół istnieje od czterech lat, ale na swoim koncie ma już pełnometrażowy krążek "Lucid moments". Lada dzień premierę będzie miał kolejny "Identity" i to właśnie o jego promocję chodziło pięciu muzykom. Jeśli ktoś chciał poznać tajemnicę - jaka będzie kolejna płyta Tune, powinien pojawić się na jednym z kolejnych koncerów.

Jak sami mówią, muzyka na "Identity" będzie inna niż ta, którą znamy z "Lucid moments". Jedno wydaje się łączyć te dwa krążki - temat. Rozdarcie między rzeczywistością a snem to wątek zespalający prawie wszystkie utwory. Wokalista, Kuba Krupski, swoim scenicznym wyrazem zdaje się to niejako potwierdzać. Niepewność to cecha postaci, którą kreuje, choć sam pewny jest tego, co chce przekazać i jak to zrobić. Próba klasyfikacji jego wokalnych umiejętności może być nie lada wyzwaniem. Każdy kolejny utwór to kolejna odsłona barwy, tonu, intonacji. Paleta możliwości frontmana była różnobarwna, co w zestawieniu z wyszukanymi melodiami instrumentalnymi zdaje się tylko potwierdzać nazwę, jaką nadali grupie łódzcy muzycy. 

Na scenie tuż obok wokalisty Adam Hajzer, gitarzysta jakby bawiący się spektaklem, w którym gra jedną z głównych ról. Warto zaznaczyć, że to m.in. z jego inicjatywy powstał Tune. Jego solówki robiły wrażenie, choć było ich tak niewiele.

Lewa strona sceny należała do basisty Leszka Swobody i wspomnianego Janusza Kowalskiego. Ten drugi szybował między akordeonem a klawiszami. I to właśnie te dwa instrumenty jakby tworzyły przepaść między "Lucid moments" a ""Identity". Akordeon w pierwszej płycie budował napięcie, potęgował niepewność, dźwięki tego instrumentu stały się afrodyzjakiem, który genialnie wkomponował się w całość. I to było słychać podczas koncertu.

Klawisze, które słyszymy w utworach z drugiej płyty, to w rocku progresywnym standard. Może za dużo tych klawiszy, może słyszymy je za często w art rocku? Może akordeon był tym, co jednak powinno zostać w muzyce Tune?

Jedyną solówkę perkusisty Wiktora Pogody usłyszeliśmy, kiedy koncert dobiegał końca. Próbka jego możliwości nagrodzona została brawami. Tuż po tym i po bisach, których nie mogło zabraknąć, koncert dobiegł końca.

Wielu uważa, że programy typu talent show są jedyną drogą do zdobycia publiczności. W przypadku Tune, uważam, że udział w "Must be the music" był czarną kartą w jego dość krótkiej historii. Martwi mnie, że coraz więcej wartościowych zespołów obawia się, że to jedyny sposób na pokazanie się światu. Jak pokazuje rzeczywistość, wielu artystów okazało się celebrytami na jeden sezon. Szkoda byłoby, gdyby Tune po roku zniknął z muzycznej sceny.

Setlista:
1. Deafening
2. Trendy girl
3. Live to work to live 
4. Disposable
5. Crackpot
6. Sugestions
7. Masquerade
8. Mip
9. Cabin Fever
10. Confused
11. Change
12. Sheeple
13. Dependent
14. Citizen Cope
15. Trendy

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły