Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Tubeway Army - Tubeway Army

Nim Gary Numan zajął się karierą solową, stając się tym samym w dość krótkim czasie niezwykle popularną osobą w muzycznym światku, razem z kolegami współtworzył grupę Tubeway Army. Stojąc w jednej linii z Devo, Brytyjczycy podjęli się reprezentować kształtujący się pod koniec lat '70 ruch nowofalowy. Z perspektywy czasu śmiało można rzec iż panowie wywiązali się ze swego zadania, zaś debiutancki "Tubeway Army" jest na to najlepszym dowodem.
Z potrzeby odsapnięcia od punkowego niechlujstwa i przereklamowanych haseł propagujących anarchię, młodzi ludzie zaczęli poszukiwać nieco wznioślejszych form muzycznych. Wzorując się na dokonaniach Davida Bowie wyciągnęli z jego twórczości to co najlepsze - posmak psychodelii, charakterystyczny feeling, wyraźną linię basu, prościutkie, ale jakże wdzięcznie brzmiące riffy oraz solówki, i skrzyżowali to wszystko z powracającym do łask syntezatorem. Utwory ogarnięte w tak wyraźne muzyczne ramy zawierały w sobie zarówno pierwiastek tego co dobrze znane i lubiane, jak i wówczas kiełkującej dopiero elektroniki. Takie miały być przeboje Devo i taka też była płyta "Tubeway Army".
Gary Numan i spółka wydając swój debiut, zwany także przez sympatyków "błękitnym albumem" doskonale wiedzieli czego im trzeba by osiągnąć sukces. 12 utworów stanowiących treść tej płyty, od początku do końca brzmi przebojowo, głównie dzięki odpowiedniej rytmice kawałków. Mało tego kosmiczny, wystudiowany, sterylny wokal Numana stanowił w tamtym czasie pewną nowość, zwłaszcza w zderzeniu z post-punkową nutą. Mimo to skoro eksperyment przyjął się w pełni elektronicznym Kraftwerk, czemu Tubeway Army miało by być gorsze? I rzeczywiście owa maniera wokalna okazała się strzałem w dziesiątkę, zaś kilka lat później Numan miał już z niej słynąć.
Było jednak coś istotniejszego, co miało wpływ na tak śmiały sukces owej płyty. Tym "czymś" był syntezator, którego choć Numan nie używał jako instrumentu stojącego na równi z gitarą i basem, to jego obecność, ma zbawienny wpływ na kompozycje. Spójrzmy chociażby na "Listen To The Sirens" czy "My Shadow In Vain" a zauważymy, że elektroniczne klawisze w obu przypadkach miały raczej wspomagać linię basu czy też współtworzyć wraz z żywą perkusją sekcję rytmiczną. Nieco lepiej sprawa ma się już z "The Life Machine" gdzie syntetyczne dźwięki wyraźniej odciskają swe piętno także na samej melodii, zaś totalnym mistrzostwem jest ostatni "Zero Bars (Mr Smith)", który najbardziej tchnie synth popowym klimatem.
Oczywiście nie o sam syntezator rozbija się stawka. "Are You Real?", "Everyday I Die" czy "Friends" to już legendarne kawałki, cieszące się nie mniejszą popularnością niż te wynikłe ze wspomnianego eksperymentu. Trzeba przyznać, że chłopaki doprawdy świetnie radzą sobie na post-punkowym poletku.

Tubeway Army - macierzysta formacja Gary'ego Numana, swoim debiutanckim krążkiem postawiła jeden z pierwszych kroków na drodze ku "epoce syntezatorów". Łącząc swą miłość do muzyki Bowiego z inspiracjami zaczerpniętymi z podwórka wielkich muzycznego świata elektroniki, odnaleźli swoje własne brzmienie w pogmatwanym, zbuntowanym punkowym świecie, przywracając wiarę w nieco wyższą formę przekazu. A wszystko to za sprawą jednego krążka, nie przekraczającego czasem trwania 40 minut.

Tracklista:

01. Listen To The Sirens   
02. My Shadow In Vain
03. The Life Machine
04. Friends
05. Something's In The House
06. Every Day I Die
07. Steel And You
08. My Love Is A Liquid
09. Are You Real
10. The Dream Police
11. Jo The Waiter
12. Zero Bars (Mr. Smith)

Wydawca: Beggars Banquet (1978)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły