
Mówi się, że to trzeci album jest tym, który decyduje czy dany zespół ma szansę na dłużej wybić się i udowodnić swój potencjał twórczy, czy raczej popadnie w przeciętniactwo lub zupełnie zniknie ze sceny muzycznej. Ta zasada idealnie sprawdziła się w przypadku Soilwork, którego trzecie dzieło „A Predator’s Portrait” bezlitośnie kopie dupska i wyniosło grupę na piedestał melodyjnego death metalu.
Siła, energia i żywiołowość emanują z tej muzyki na odległość. Soilwork jest jak szalejący Diabeł Tasmański lub trąba powietrzna, która porywa wszystko co napotka na swojej drodze. Wszystkiego jest tu dużo, wszystko jest szybkie, gęste i intensywne, a co najważniejsze melodyjne i świetnie skomponowane. Uderzająca perkusja wspomaga przewalające się gitarowe riffy, a z nich wyłaniają się doskonałe wokale, które są esencją porywających utworów.
Mam jednak wrażenie, że przez dwa pierwsze kawałki Soilwork dopiero się rozkręca. Owszem, są to dobre numery, ale wszystko co najlepsze rozpoczyna się od „Needlefeast”: „This life I cannot face it…” to pierwszy ze znakomitych refrenów, których od tej pory następuje cała seria, właściwie do samego końca. Zresztą nie tylko refreny są tu zabójcze, bo wzmożone kiwanie głową powodują też same zwrotki i inne przyśpiewki. Bardzo zdarty i nieco wrzaskliwy wokal układa się w płynne frazy, a momenty kulminacyjne często przejmuje, uwypuklający melodyjność, czysty głos. Perełką jest zbudowany właśnie w ten sposób „The Annalyst”: „…Guilty by association, sinner of mankind…” Znakomity kawałek, jeden z najlepszych na płycie. Tak samo zresztą jak następny „Grand Failure Anthem”, choć ten z trochę innego powodu. To co się tam dzieje muzycznie podczas wokaliz to jest totalna jazda. Pełna moc gitar i perkusji, która tworzy istną ścianę dźwięku idealnie wpajającą się w układ całego kawałka.
Jest też wbudowanych trochę elementów elektronicznych, które przeplatają się w tym gąszczu dźwięków. Słychać je w „Grand Failure Anthem”, „Final Fatal Force” czy ostatnim numerze tytułowym, gdzie refren śpiewany jest przez Mikaela Åkerfeldta z Opeth i gdzie są chyba najlepsze solówki.
„A Predator’s Portrait” to płyta, której nic nie brakuje. Jest znakomita instrumentalnie, wokalnie, kompozycyjnie, brzmieniowo, no i gwarantuje całą moc przebojów. Nic dodać nic ująć.
Tracklista:
01. Bastard Chain
 02. Like An Average Stalker
 03. Needlefeast
 04. Neurotica Rampage
 05. The Analyst
 06. Grand Failure Anthem
 07. Structure Divine
 08. Shadowchild
 09. Final Fatal Force
 10. A Predator's Portrait
Wydawca: Nuclear Blast (2001)
Ocena szkolna: 5+
 


 
                