Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Silver Dust - House 21

rock, Silver Dust, Discogs, House 21, System Of A Down, Mr. Lordi, Lord Campbell, metal

„Power rock with electronic loops”. Taki opis muzyki szwajcarskiego Silver Dust widnieje na Discogs i pod hasłem elektronicznego rocka można też znaleźć tam ich trzecią płytę „House 21”. Stylów i gatunków jest tu jednak znacznie więcej, a zespół miesza je i łączy w przeróżnych i zwariowanych kombinacjach, a wszystko to składa się na obłąkany pobyt w nawiedzonym domu.

„House 21” to opowieść o żołnierzu armii brytyjskiej, który podczas drugiej wojny światowej ucieka z pola bitwy, po tym jak zginęli wszyscy jego towarzysze. Biegnąc na oślep dociera do starego domu i upada na jego schodach. Z domu wybiegają szalone osoby i wciągają go do środka. Cała dalsza akcja dzieje się wewnątrz. Bohater spotyka kolejne tajemnicze postaci i odkrywa sekrety domu oraz zbrodnię popełnioną przez jego właścicieli. Teksty podzielone są na dialogi, a w zrozumieniu i poskładaniu całości pomaga wstęp napisany w książeczce.

Wokal nie odzwierciedla tego kto akurat mówi, w sensie, że każda postać ma swój głos, ale i tak prezentuje najprzeróżniejsze barwy i sposoby śpiewu. Jest tu dosłownie wszystko od growli i ryków, po operę i falsety. To samo jest z muzyką. Plącze się w ramach poszczególnych utworów, ale mimo tego kawałki mają swoje indywidualne style i odróżniają się od siebie. „The Unknown Soldier” jest gotycki, z ciężkimi gitarami i statecznym, czystym śpiewem. W „House 21” pojawia się taka operetkowa groteskowość, która zresztą jest charakterystyczna dla całego albumu. Czasem sprawia to wrażenie jakbyśmy uczestniczyli w kukiełkowym teatrzyku, pełnym kostiumowej grozy i nieprzewidywalności. Są szepty, dziwne dialogi, operowe arie i szybkie rockowe śpiewy przypominające System Of A Down. Ta ostatnia konwencja w dużym stopniu wraca w „La La La La” i „It’s Time”, które momentami bardzo przypominają właśnie ten zespół. Tutaj też pojawia się więcej, okraszonej growlem, metalowej mocy.

„Forever” zaczyna się fajnym, melodyjnym riffem, który powraca w dalszej części i ma też dobry śpiew oraz elektronikę, co tworzy bardzo udany kawałek, ale najlepszy wokalnie jest następny „Once Upon A Time” ze śpiewnym i zamaszystym refrenem. „Bette Davis Eyes” to prawie rockowa ballada, ale z odpowiednim powerem i rozbudzoną orkiestralnością, a zachrypniętych wokali gościnnie udziela tu Mr. Lordi. Sam Lord Campbell oprócz czystego śpiewu przechodzi w powyciągane falsety. Tych nie brakuje też w „The Witches Dance”, gdzie też są jedne z lepszych riffów gitarowych i kolejne gustowne smaczki elektroniczne. Oba te numery są bardzo fajne, a te falsety dodają kolorytu i wcale nie gryzą się z całością.

Podniosłą i spokojną pieśnią jest „This War Is Not Mine”, w odróżnieniu od mocnego „The Calling”. Widać więc jak bardzo jest to wszystko zmiksowane i jakie szerokie ma horyzonty. Przyznam też, że nie jest łatwo się w to wtopić i z początku nie bardzo chciało mi się układać. Musiałem przesłuchać tą płytę kilka razy, żeby ją wyczuć i odkryć jej atrakcyjność. Za każdym razem zwracałem uwagę na kolejne atuty, aż w końcu wszystko zaczęło się zazębiać i tworzyć przyciągającą sztukę. Razem z całą kostiumową otoczką, rysunkami i zdjęciami postaci, tworzy też intrygującą całość. A jak zapowiada okładka: „To be continued…”

Tracklista:

01. Libera Me
02. The Unknown Soldier
03. House 21
04. Forever
05. Once Upon A Time
06. La La La La
07. Bette Davis Eyes 
08. This War Is Not Mine
09. The Witches Dance
10. It’s Time
11. The Calling

Wydawca: Fastball Music (2018)

Ocena szkolna: 4+

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły