Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Savatage - The Wake Of Magellan

Savatage - zawsze chwalony, a mimo to drugoligowiec. To, że dzieła zespołu mają piękną nutę epicką, wiadomo nie od dziś. Tym razem formacja postanowiła stworzyć koncept album będący połączeniem dwóch historii, które rzeczywiście miały miejsce. Pierwsza z nich dotyczyła 3 rumuńskich gapowiczów wyrzuconych za burtę przez kapitana oraz heroicznemu poświęceniu jednego z członków załogi, aby ocalić rozbitka, druga zaś irlandzkiej reporterki Veronicy Guerin, która zginęła walcząc z handlem narkotykami w kraju. Te 2 historie zostały połączone i osadzone w czasach wielkich odkryć geograficznych, podczas których główny bohater docenia wartość życia ludzkiego.
Muzycznie też album zapowiadał się wyśmienicie - powrót Jona Olivy, Al Pitrelli i Chris Caffery na wiosłach ... Na zapowiadaniu się niestety skończyło, a efekt jest ... przęciętny. Potwierdziła się powszechna opinia, że Caffery i Pitrelli to świetni rzemieślnicy - niestety ich gra jest pozbawiona ducha. Największym rozczarowaniem jest jednak wokal Zakka Stevens'a - o ile na wydanym pięć lat wcześniej "Egde Of Thorns" czarował głosem, o tyle tutaj wydaje się być zbyt mocny i patetyczny przy tych dźwiękach. Fakt, że usłyszymy tu mocne i naprawdę porywające numery jak "Morning Sun" czy "Turns To Me", ale obok nich znalazło się miejsce dla takich gniotów jak "Anymore" czy "Paragons Of Innocence". Z drugiej strony, odniosłem wrażenie, że zespołowi miejscami brakuje pomysłu na melodię - to właśnie w tych momentach wokal Stevensa najbardziej kaleczy całość. Od strony muzycznej, jak na płytę koncepcyjną, to jest tu spora różnorodność, a to niestety raczej nie sprzyja temu, że album brzmi jak jedna historia.

"The Wake Of Magellan" to rozmaszyste dzieło, któremu zespół nie podołał. Zabrakło przede wszystkim życia. Od strony instrumentalnej jest to dobry album, ale niestety - chłodnym okiem patrząc, ogromnego zaskoczenia nie ma. Są momenty porywające, są takie, że aż rany wypalają. Smuci mnie słaba forma Stevens'a, rozczarowuje rzemieślnictwo, a nierówny poziom krążka irytuje mnie bardziej niż detektywa Munka. Myślę, że po tym zespole można było oczekiwać trochę więcej.

Wydawca: Atlantic Records (1998)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły