Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Metallica - Death Magnetic

Nowy album Metalliki to zdecydowanie najbardziej oczekiwana i jedna z najważniejszych premier płytowych w tym roku. Od czego należy zacząć ? Od tego, że wszelkie obawy były bezpodstawne. Sam zespół dodatkowo podsycał nastroje, prowadząc niespotykaną wcześniej akcję promocyjną o kryptonimie Mission Metallica i podkręcając do granic wytrzymałości apetyt fanów tegorocznymi wiosenno-letnimi trasami koncertowymi.
"Death Magnetic" brzmi, jak za swoich dawnych lat, ale nie popada przy tym w autoplagiat, wciąż słychać tu świeżość, energię i przede wszystkim - frajdę z grania. Pamiętać jednak należy, że to nie jest płyta na jedno przesłuchanie. Za pierwszym razem wydaje się bardzo trudna w odbiorze, dopiero kolejne zapoznania się odkrywają przed słuchaczem jej mocne strony.

Panowie już jakby samym początkiem płyty chcieli nam powiedzieć: "Metallica żyje i ma się dobrze" - album otwiera bicie serca, nieco tylko przypominające "pink floydową" "Ciemną Stronę Księżyca", które przechodzi w znakomity "otwieracz" - "That Was Just Your Life". W tym utworze jest wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać od Metalliki - świetny, mroczny wstęp i początek, potem ostry czad i chwytliwy refren oraz niesamowite galopady, za które odpowiedzialny jest gitarzysta Kirk Hammet. To w sumie świetny utwór na wizytówkę całej płyty, doskonale prezentuje jej styl i zapowiada, że dalej nie może być gorzej.

Zaraz po "That Was Just Your Life" pojawia się kolejny znakomity moment. Utwór "The End Of The Line" ma niesamowity, wypracowany przez sekcję rytmiczną bit, który trzyma nas przez cały czas, a spowolnienie pod koniec po prostu miażdży. Następnie mamy nieodstający od reszty albumu "Broken, Beat & Scarred", a tuż po nim czai się kompozycja, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - singlowy "Day That Never Comes" o dziwo grają chyba wszystkie stacje muzyczne w radiu i telewizji. I słusznie, bo to również świetna rzecz. Rozwijająca się powoli, przynosi nieco na myśl "Fade To Black", w drugiej połowie raczy nas kolejną serią cudownych gitarowych szaleństw.

Potem mamy najbardziej chyba zaskakujący "All Nightmare Long". Ten utwór, z bardzo popowym refrenem, brzmi trochę jak inteligentny żart z utworów typu "Lovin' You All Night Long". Pozostaje przy tym nadal wspaniałym killerem Metalliki o bardzo fajnej strukturze.

Dalej jest wcale nie gorzej. Po "All Nightmare Long" dostajemy świetny rytmicznie "Cyanide" i zaczynający się bardzo nietypowo, klawiszami i smyczkami, jakby oczkiem puszczonym w stronę Apocalypticy, "Unforgiven III", który na szczęście nie powiela swoich poprzedników, tylko jest świetną, oryginalną kompozycją. Najsłabiej w tym zestawie jawi się utwór ostatni - "My Apocalypse", który niczego do albumu nie wnosi. O wiele ciekawszy jest powrót do dawnej, dobrej tradycji grania instrumentalnego "Suicide & Redemption".

Nie ma więc wątpliwości, że Metallica wróciła na właściwą drogę i znów nagrała świetną płytę. Może nie tak, jak "Master Of Puppets", ale przecież takie rzeczy są niepowtarzalne. Myślę jednak, że spokojnie można te albumy postawić obok siebie na półce, a o przyszłość jednego z najważniejszych metalowych zespołów w historii muzyki nie trzeba się martwić.

Tracklista :

01. That Was Just Your Life
02. The End Of The Line
03. Broken, Beat & Scarred
04. The Day That Never Comes
05. All Nightmare Long
06. Cyanide
07. The Unforgiven III
08. The Judas Kiss
09. Suicide & Redemption
10. My Apocalypse

Wydawca: Warner Bros. (2008)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły