Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Mercyful Fate - 9

9, Mercyful Fate, Hank Shermann, Mike Wead, King Diamond

„9” to nie dziewiąta, ale siódma płyta Mercyful Fate, a jej tytuł odnosi się do ostatniego na niej utworu. Jest to chyba najbardziej skrajnie oceniany album zespołu, gdyż można spotkać opinie, że jest słaby i brakuje mu starego ducha. Zupełnie się z tym nie zgadzam, gdyż uważam, że muzyka się broni, a to jest przecież najważniejsze.

Mercyful Fate to jak zawsze dużo grania, dużo gitar i tu „9” wypada bardzo dobrze. Duet Shermann-Wead nie tylko tworzy zwarte i solidne konstrukcje utworów, ale i serwuje pełno solówek, często przeplatających się i następujących po sobie nawzajem. Panowie dbają również o melodyjność piosenek, a także o ich ciężar jak w „Insane”, gdzie wspomagane gromką perkusją riffy, tworzą dużą moc, a i solówki są tu wyjątkowo świdrujące.

Za końcową efektowność dzieła odpowiada jednak oczywiście King, który moim zdaniem jest w świetnej formie. Z dużą swobodą i lekkością prezentuje wszystkie swoje skale, jak zwykle mieszając je i przechodząc przez nie w tą i z powrotem w każdym utworze. Na czoło dość zdecydowanie wysuwają się dwa z nich, a mianowicie pierwszy „Last Rites” i trzeci „Sold My Soul”. Mają świetne wokale, szczególnie w bardzo śpiewnych i chwytliwych refrenach, a drugi z nich zaczyna się super basem i chodzącymi po nim gitarami. Wykazując wyższość tych pozycji, jednocześnie muszę wypatrzeć w tym pewnej niedoskonałości tej płyty. Że jednak udało się wykreować tylko dwa tak przebojowe numery. Owszem, są i inne fajne kawałki jak choćby „Kiss The Demon”, czy powyciągany wokalnie „Horse On The Hill”, ale to jednak już nie to.

Wolniejszym i takim bardziej ciągnącym się utworem jest „Church Of Saint Anne”. „Buried Alive” jest bardziej obrazowy, bo występuje w nim otoczka w postaci odgłosów przyrody i na koniec płomieni. Natomiast ostatni „9” jest ociężały, specjalnie spowolniony, aby uzyskać ten piekielny efekt, o którym mówi tekst, lecz mi to akurat nie podchodzi i nie bardzo za nim przepadam.

Tematycznie wszystko kręci się wokół tajemniczości i sił ciemności. Fajny jest tekst do „Last Rites” gdzie umierający odmawia księdzu prawa ostatniej posługi i chce, żeby gdzie indziej mamrotał sobie swoje formułki: „So save your God to someone else or save him for yourself”.

Tak więc jest tu wszystko co w Mercyful Fate być powinno. A, że nie jest to już dokładnie tak wiele lat wcześniej to chyba nic dziwnego. Trudno by było wciąż grać tak samo i w końcu zrobiłoby się to nudne.

Tracklista:

01. Last Rites

02. Church Of Saint Anne

03. Sold My Soul

04. House On The Hill

05. Burn In Hell

06. The Grave

07. Insane

08. Kiss The Demon

09. Buried Alive

10. 9

Wydawca: Metal Blade Records (1999)

Ocena szkolna: 5-

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły