Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Mercyful Fate - Melissa

Mercyful Fate, Melissa Mercyful Fate dla wielu zespołów, w tym dla samej Metallicy, było jednym z głównych źródeł inspiracji. Zespół dowodzony przez charakterystycznego wokalistę Kima Petersena, ukrywającego się pod pseudonimem King Diamond, dosyć odważnie przeniósł mroczną, szatańską muzykę Black Sabbath w rejony heavymetalowe. Często się mówi bowiem, że Mercyful Fate to wypadkowa Black Sabbath i Iron Maiden. Byłoby to jednak bardzo dużym uproszczeniem.
"Melissa" jest debiutanckim krążkiem tej formacji i z założenia miała być EPką, ale oszałamiający jej sukces sprawił, że wydawnictwo to określa się mianem debiutanckiego krążka zespołu. Zawartość muzyczna "Melissy" nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z wyjątkowym wydawnictwem. Po dziś dzień bowiem nie ma wokalisty, który śpiewałby w podobny do Kinga Diamonda sposób. Wokalista ten posiada niespotykaną skalę głosu, często śpiewa falsetem, piszczy, opętańczo jęczy, przechodząc swobodnie z jednej frazy do drugiej. Już ten element powoduje, że muzyka zespołu nabiera zupełnie nowego wymiaru wprowadzając słuchacza w mroczny, iście satanistyczny nastrój. Jeżeli dodamy do tego raczej nieskomplikowane, sabbathowe riffy, to rzeczywiście możemy odnieść wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli w czarnej mszy. Mercyful Fate w przeciwieństwie do Black Sabbath gra o wiele bardziej dynamicznie. Praktycznie każdy riff niesie ze sobą niesamowitą dawkę energii i maidenową motorykę - tyle, że Mercyful Fate bije Iron Maiden na głowę. Co prawda zespół do mistrzów technicznego grania nie należy, bo solówki nie są najwyższej jakości, ale bardzo dobra praca sekcji - zwłaszcza basu, powoduje, że te niedoskonałości są doskonale ukryte.
 
Już otwierający płytę "Evil" rozpoczyna się mocarnym dudnieniem, które szybko przeradza się w diabelską galopadę pełną teatralnych wariacji wokalnych i mnóstwa czadowych riffów. Trochę spokojniejszy "Curse Of The Pharaons" jeszcze bardziej podsyca uczucie strachu, podobnie jak nieco żywszy "Into The Coven". Tytułowa ballada to istna pieśń pogrzebowa z lamentem Kinga w roli głównej. "At The Sound Of The Demon Bell" to prawdziwy killer - chyba najbardziej dynamiczny utwór na tym krążku. "Black Funeral" to dla odmiany bardzo krótki, ale zarazem bardzo szatański utwór, utrzymamy w szybkim, galopującym tempie okraszonym często zmieniającą się, bardzo schizofreniczną manierą Kinga. Zamykający to wydawnictwo "Satan's Fall" to 11-minutowy killer pełen zmieniających się tematów i nastrojów. Jak na tamte czasy, to utwór ten brzmi bardzo progresywnie.

Moim zdaniem "Melissa" jest najlepszym dziełem tego zasłużonego dla muzyki zespołu. Emanuje z niej spontaniczność, moc, a kompozycje są świetnie napisane i stanowią spójną całość. Co więcej - "Melissa" posiada o wiele bardziej szatański nastrój niż jakikolwiek blackmetalowy album. Do tej pory album ten robi na mnie bardzo duże wrażenie i ciekaw jestem, jakby on brzmiał, gdyby był lepszy od strony instrumentalnej. Wydawnictwo to jednak przyćmiewa 95% płyt w gatunku, pomimo że ukazał się ponad dwie dekady temu.

Wydawca: Roadrunner Records/Megaforce Records (1983)
Komentarze
Harlequin : Ja tez :)
Ignor : jeśli jakiś rozbójnik przystawi mi pistolet do głowy i powie wybieraj mie...
DEMONEMOON : Znacznie ciezsza płyta niz DONT BREAK...ciemniejsza klimatem i bardziej SA...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły