Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Guns'n'Roses - Chinese Democracy

"Chinese Democracy" - album, który podobno powstawał już od 1994 roku… Po drodze był jeszcze "Spaghetti Incident", gdzie jak którego sam tytuł albumu sugeruje - był wielkim nieporozumieniem. Waśnie: rozboje alkoholowe, narkotyki - formacja praktycznie się rozpadła, każdy muzyk poszedł w swoją stronę i jeden z najbardziej utalentowanych zespołów rockowych ubiegłej dekady stał się mrzonką. Axl Rose zaciekle jednak stał na dziobie tonącego statku i usiłował dopłynąć do jakiegokolwiek portu. Udało się. Rok 2008 przyniósł w końcu długo oczekiwaną płytę sygnowaną nazwą Guns'n'Roses.
Zanim album jednak się ukazał, już pojawiały się skrajne opinie. Jedni zawczasu wieszali na członkach grupy psy, że Guns'n'Roses bez Slasha i Izzy'ego Stradlina to już nie ten sam zespół i jest on skazany na stratę. Inni natomiast wytrwale wierzyli w talent skrzeczącego i ekscentrycznego Axla Rose. Gdy ukazał się album potwierdził on tylko głębokie przekonania fanów. Tak - GNR nie jest już tym samym zespołem, który nagrywał "Appetite For Destruction" czy "Use Your Illusion". Z oryginalnego składu pozostał jedynie wokalista, więc nowi instrumentaliści musieli wywrzeć wpływ na muzykę i ta jest zgoła odmienna od tego z czym formacja była do tej pory kojarzona. Kto więc szuka pięknych ballad, charakterystycznej gitary Slasha czy punkowego pazura i zadziorności,  ten może się srodze zawieść. "Chinese Democracy" jest w zasadzie kompletnym przeciwieństwem tego, co grupa robiła dotychczas. Czy jednak jest to granie na słabym poziomie? Raczej nie sadzę.

Nowi muzycy przyczynili się do tego, że muzyka Guns'n'Roses stała się cięższa, bardziej poukładana, chyba trochę bardziej stonowana, by nie powiedzieć dojrzała. Mamy tu całkiem sporo ciężkich riffów i dobrych technicznie solówek. Co prawda, partie gitar się są tak charakterystyczne jak za dawnych czasów, ale to wciąż jest dobre granie. Co więcej - mam wrażenie, że jest to najbardziej różnorodny album grupy, gdzie obok ciężkich, sterylnych riffów odnajdziemy elektroniczne przeszkadzajki, ckliwe ballady (ale to nie poziom "Don't Cry" - nie ukrywajmy), bardziej różnorodny styl śpiewu Axla (częściej śpiewa w niższych rejestrach, co moim zdaniem brzmi lepiej), czy też dobre rockowe, dynamiczne granie. Nie trzeba dodawać, że płyta opatrzona została fenomenalnym brzmieniem.

Gdybym miał wskazać to co mi się nie podoba na "Chinese Democracy", to przytoczyłbym dwie rzeczy. Po pierwsze zabrakło mi tu utworu genialnego - czegoś na miarę "Paradise City", "You Could Be Mine" czy wspomnianego "Don't Cry". Prawie cała płyta trzyma równy, dobry poziom, ale jest to "prawie". Otóż zupełnym nieporozumieniem, moim zdaniem, jest zamieszczanie czterech wolniejszych, miejscami balladowych utworów na końcu albumu. 14 utworów to wystarczająco duża i intensywna porcja muzyki na jeden raz i potrafi być męcząca, ale te 4 kawałki po prostu otępiają słuchacza, nawet jeśli nie są one muzycznie złe. Może wystarczyło je po prostu inaczej rozmieścić na płycie, a może po prostu darować je sobie. Niestety, dostaliśmy pościelowe zakończenie trochę wykrzywiające obraz tego moim zdaniem niezłego albumu.

Nie uważam, żeby "Chinese Democracy" było ani genialne, ani słabe. Myślę, że Axl Rose obronił się tym albumem. Fani spodziewali się dzikiego, brudnego Guns'n'Roses potrafiącego czasem wycisnąć łezkę. Dostali w zamian solidną porcję dojrzałego, rockowego grania. Może wystarczy zmienić nastawienie, aby polubić ten album?

Tracklista:

01. Chinese Democracy
02. Shackler's Revenge
03. Better
04. Street Of Dreams
05. If The World
06. There Was A Time
07. Catcher In The Rye
08. Scrapped
09. Riad'n'The Bedouins
10. Sorry
11. I.R.S.
12. Madagascar
13. This I Love
14. Prostitute

Wydawca: Geffen Records (2008)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły