Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Dual-Coma - The Diary

Dual-Coma, thrash metal, The Diary, metalcore

Cztery lata po debiucie zespół Dual-Coma powraca z nowym albumem. „The Diary” to energiczna i solidna dawka coreowego thrash metalu czy tez po prostu metalcorea. Jedenaście utworów utrzymanych jest w żywiołowej konwencji piosenek, których istotą jest śpiew wspomagany mocnym podkładem gitarowo perkusyjnym.

 Na pewno jest to elektryzująca muzyka, która daje kopa i pobudza do jakiegoś żwawszego działania. Zagrywki są burzliwe i przewalają się zarówno w melodyjnych jak i połamanych kombinacjach. Jest też sporo wyciszeń i zwolnień, które pojawiają się dla kontrastu. Klimat uspokaja się by za chwilę powrócić podmuchem ostrych dźwięków. Wszystko to jest umiejętnie wyważone i tworzy zwarty album. Album, który jest całkiem dobry, jednak przyznam, że ja nie widzę powodów żeby go przesadnie wychwalać.

Przede wszystkim ta płyta jest praktycznie pozbawiona tego, co lubię najbardziej, czyli jakiejś większej dawki instrumentalnych wariacji. Tu wszystko jest oparte na motywach wokalnych, a gitary stanowią tylko tło dla głosu. Na całej płycie wyłapałem tylko dwie solówki w czwartym „Paper Planes” i „Revolution”. No może jeszcze krótki fragment w „Enemy” zasługuje na to miano. Może coś przeoczyłem, ale na pewno jest tego bardzo mało. Gdyby było właśnie więcej takiego grania jak w końcówce „Revolution”, gdyby gitary przejmowały inicjatywę, miały swoje popisowe fragmenty, poplątane wariacje, solowe gonitwy byłoby znacznie lepiej. Tymczasem jest tego jak na lekarstwo. Chcę zaznaczyć, że wcale nie znaczy to, że są tu słabe gitary. Wcale nie, często są mocne i jadą elegancko, tylko, że to wszystko pod wokal, bez indywidualistycznych wybryków.

Drugim podstawowym elementem decydującym o wartości tego rodzaju muzyki są chwytliwe refreny i wokalizy. Tutaj jest już lepiej, gdyż Dual-Coma serwuje sporą dawkę porywających śpiewów. Ja szczególnie polubiłem „My Story” i „Fake Life”. Całkiem przebojowy jest tez pierwszy „Fire Walk With Me”, ale jest więcej takich poruszających fragmentów. Są też i słabsze jak na przykład „Last Journey”. Nie przepadam za takim rozciąganiem, a to, że numer trochę się rozkręca w końcówce niewiele zmienia. Również ostatni „Balletproof Heart Pt. II” jest wolnym i spokojnym utworem, z udziałem gitary akustycznej.

Całościowo „The Diary” to nie jest płyta, która by mnie jakoś szczególnie zachwyciła i porwała. Przyznaję jednak, że ja w ogóle nie jestem fanem metalcoreowego grania i być może mam zbyt duże wymagania w stosunku do tego rodzaju zespołów. Dlatego polecam tą płytę wszystkim tym, którzy czują te dźwięki lepiej ode mnie. Jestem pewien, że znajdą się tacy, którzy będą mieli gdzieś te moje zgredowskie utyskiwania i bardziej docenią nowe dzieło Dual-Coma.

 

Tracklista:

01. Fire Walk With Me
02. My Story
03. Unfaithful
04. Paper Planes
05. The Calling
06. Revolution
07. Disintegration
08. Fake Life
09. Last Journey
10. Enemy
11. Bulletproof Hearth Pt. II

Wydawca: Let Them Come Productions (2014)

Ocena szkolna: 4

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły