Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Cult Of Luna - Eternal Kingdom

Cult Of Luna od samego początku była zaliczana do grona najwybitniejszych wykonawców z kręgu sludge metalu. Jednak nie brakowało też sceptyków, którzy zarzucali grupie przesadne zapatrywanie się w dorobek legend gatunku takich jak Neurosis, Isis czy też Pelican. Dwie poprzednie płyty zespołu mianowicie - "Salvation" i "Somwhere Along The Highway" to produkcje bardziej klimatyczne, które położyły kres tym twierdzeniom. Ci, którzy spodziewali się dalszej eksploatacji lżejszych, nastrojowych klimatów - będą zaskoczeni najnowsza propozycja Szwedów.
Tuż przed premierą najnowszego krążka zespołu - "Eternal Kingdom" Klas Rydberg, lider grupy powiedział, że zespół skomponował najcięższy materiał od dobrych kilku lat i jak się okazuje - słowa dotrzymał. Muzycznie powracamy do cięższych, surowszych brzmień, które zespół tak mocno eksplorował na początku swojej działalności. Płyta nie boję się tego słowa użyć uważam za dzieło monumentalne, przytłaczająca, a za razem w pełni wciągające. Zespół już od dłuższego czasu miał w zamiarze wydać album o charakterze w pełni konceptualnym. I tym razem dopiął swego. Inspiracją dla całości materiału był znaleziony przez członków zespołu pamiętnik Holgera Nillsona - pacjenta szpitala psychiatrycznego. W dziennikach zawarte były opisy całkowicie urojonego świata, w którym to obok ludzi, żyją różnej maści hybrydy. Historia trzyma w napięciu od początku do samego końca.

Oprawa dźwiękowa wcale nie odbiega od schizofrenicznej liryki. Początek płyty to znakomity utwór "Owlwood", w którym to lęk jest naszym jedynym towarzyszem. Strach przed tym, kto pierwszy wymierzy ten śmiertelny cios - czy będzie to snujący się gdzieś w oddali perkusista, czy też przyczajona gitara. Nieważne - tylko zaprawieni w muzycznych wojażach słuchacze mogą odeprzeć tak ostry atak gniewu. W numerze tytułowym za to zespół balansuje dynamiką, raz po raz targając uczuciami słuchacza. Najbardziej podoba mi się jednak to co grupa prezentuje w "Ghost Trail". Utwór ten to charakterystyczna dla Szwedów, długa kompozycja opierająca się na potężnych riffach, przeplatanych bardziej eteryczną nutą, która pozostaje jednak wyłącznie w mniejszościowej opozycji. Dodajmy do tego ciekawe gitarowe solo, które nadaje tajemniczości i tego "paranormalnego" charakteru. Wszystko kończy się perkusyjną nawałnicą. Genialny utwór.

"The Lure (Interlude)" to jedna z dwóch, krótkich miniaturek, które zdobią "Eternal Kingdom". Melancholijny dźwięk rogu, który uśmierza ból - jednak jest to tylko chwila. "Mire Deep", znów uderza w nas ścianą sprężonych gitar, penetrując wszystkie możliwe szczeliny naszego umysłu. Choć dalsza część płyty wypada nieco bardziej zachowawczo i schematycznie, to i tutaj odnajdziemy wiele arcyciekawych nut. Wart szczególnego podkreślenia jest ostatni utwór na albumie - "Following Betulas". Szczególnie jego apokaliptyczna finałowa część - gdzie w bardzo zgrabny sposób do narastającego blastu perkusyjnego dodano dźwięk trąbek. Właściwie poszczególne elementy stanowiące o sile tej kompozycji są bardzo proste. Jednak sposób w jaki serwuje nam je zespół nie pozostawia wątpliwości, iż obcujemy z prawdziwą sztuką. Śmiem twierdzić iż mamy do czynienia z najlepszym albumem o jaki pokusił się do tej pory zespół Cult Of Luna.

"Eternal Kingdom" to rzecz przemyślana dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, a jednocześnie pełna energii i czadu. Choć do końca roku jeszcze sporo czasu, to bardzo wątpię by ktoś z kręgu sludge metalu zdołał przeskoczyć poziom omawianej płyty.

Tracklista:

01. Owlwood
02. Eternal Kingdom
03. Ghost Trail
04. The Lure (Interlude)
05. Mire Deep
06. The Great Migration
07. Österbotten
08. Curse
09. Ugín
10. Following Betulas

Wydawca: Earache Records (2008)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły