Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Apokaliptyczne ja

Odleciało ode mnie parę słów. Gorzkich, ale trwale odcisnęły piętno na moim świecie. Czuję się potęgą - wiem, że mogę niszczyć. Prowadzić wieczne wojny z samym sobą, z ludzkością, światem materialnym. Mogę pisać wiersze, zimne, niszczące jak karabin, polując na każdą ofiarę. Zdolny aby ewoluować, przeobrażać się w bestie i pazurami drapać do krwi skórę każdego. Mogę splunąć brudem, który we mnie się zbiera. Ale we mnie - człowieku - bije coś, co mówi mi "przestań".

Stoję przed lustrem i się pytam - kim jestem? Co tu robię? Po co to wszystko. Normalne ludzkie pytania, oczekujące na odpowiedź. Dzisiaj odpowiedź jest pozytywna – jutro negatywna. Więcej negatywów niż pozytywów. Mam ochotę na wiele rzeczy, ale wybić się nie mogę. Mówią na mnie tchórz - ale przecież, ja niszczę. Gdybym mógł stać się Istotą wszechwładną - zniósł by wszystko w proch i pył. Ludzie nie mają litości, więc i ja jej bym nie miał. A potem lament, wszędzie słyszalny, grające organy kościelne, ich oddźwięk by się unosił do światów jeszcze nie odkrytych. Ba! Nawet nie stworzonych. Ktoś z boku powiedział - to przez zazdrość. Spojrzałem - spłonął w moich oczach.

Zazdrość.

Urodziłem się w rodzinie - gdzie wiele chwil pięknych nie było. Ojciec dla relaksu brał butelkę i uderzał siłą w moją głowę. Myślę, że kilka kawałków szkła pozostało w moim umyśle. Czuję się jak Kaj w "Królowej Śniegu" Andersena, który nie widzi ciepłego uczucia, lecz sople. Nic go nie rusza. Może i ze mną tak jest? Ale czy na pewno?

W telewizji leci dziennik. Dzisiaj tragedia za tragedią. To zadziwiające jak świat siebie nienawidzi. Jak ludzie siebie tępią. Obrzucają się błotem. Zero szacunku totalnego. Zapomnieli - kim są. Egzystują, jak roboty. Dobrze im tak. Niech wyginą - bo mnie to boli.

Powiedziała, że nie może być ze mną. Bo mnie nie poznaje. Zmieniłem się bardzo i to ją przeraża. Uważa, że mnie nic nie rusza. A nawet, że mi tak pasuje. I tak nie zrozumie. Wytłumaczyłbym jej o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego wiecznie mi zimno, że to przez butelkę, której liczby już nie mogę zliczyć. Powiedziałbym jej, że płakać mi się chce. Że chcę krzyczeć. Że nie lubię być przytulany, choć tego chcę. Że wstyd mojego "ja" mnie tuli. Nie zrozumiała by mnie, że we mnie jest zło, ale nie stworzone przez ze mnie. Lecz przez kogoś innego. Taka polityka. Rodzisz się - i ktoś chce abyś był lekarzem, prawnikiem, strażakiem, sprzedawcą, politykiem a nawet prezydentem. Niby wszystko dla ciebie robią dobrze, ale w tobie powstaje zło. Moja biedna - ile bym dał, aby głaskać ją opuszkami palców, przytulić, ucałować. Oddać siebie. Niestety nie mogę. Trudno mi tak. Nie zrozumie. Pozostaje Mój wzrok - i jej oddalający się świat.

Wstaję, ubieram się, zamykam drzwi. Schodzę po schodach, wkraczam w świat nieczysty. W świat miecza kłującego każdy mój skrawek psychozy. Wszystko jest iluzjonistyczne. Skrzynka jest iluzją - a w niej koperty. Proszę zapłacić za miesiąc. Proszę spłacić dług. I kolejny... kolejny... setki. Straszne, że ludzkość zapomniała kim jest – bogiem stał się tutaj pieniądz.

Ale tego już nikt nie zrozumie. Wy też nie zrozumiecie. I nie wierzcie we mnie.

Pozdrawiam

Ja.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły