Whalesong wydał swoją debiutancką płytę zatytułowaną Filth.
Materiał ten zawiera 32 minuty industrialnego metalu w którym słychać echa muzyki takich zespołów jak Swans, Godflesh czy Dead World. Całość wydana jako limitowany do 333 kopii digipack.
Whalesong pracuje obecnie nad swoją pełną płytą której premiera wstępnie przewidziana jest na koniec tego roku.
Egzystuję na tym forum już ponad 4 lata (drugie konto), dlatego śmiem Was prosić o pomoc.
Otóż biorę udział w programie stypendialnym, w którym pragnę zdobyć
pieniądze na (w końcu) osobistego laptopa z zewnętrzną kartą dźwiękową,
dzięki którym będę mógł (nareszcie) tworzyć niezależnie muzykę.
Norman Kingsley Mailer (Nachum Molech Mailer) to amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, dziennikarz, eseista, poeta, dramaturg, scenarzysta i reżyser filmowy. Wraz z Trumanem Capote, Joan Didion, Hunterem S. Thompsonem, Johnem McPhee i Tomem Wolfe, Mailer jest uważany za twórcę nowego gatunku powieści zwanego “creative nonfiction” albo “nowym dziennikarstwem”. Różni się on tym od klasycznej literatury faktu, że posługuje się jednak fikcją w przedstawianiu rzeczywistości i czytelnik ma wrażenie obcowania z beletrystyką.
Po zapoznaniu się z kolejnym wydawnictwem Swan Christy wiem, że jednego mogę być pewien – ten zespół nie wie co to znaczy stagnacja. Każde wydawnictwo tego zespołu różni się od poprzedniego w sposób radykalny. O ile na poprzedzającym recenzowany obecnie album krążku pod tytułem “Black Is The White Color” zespół jeszcze dość mocno tkwił w stylistyce rockowej, o tyle na „Julian” praktycznie całkowicie odciął się od tej stylistyki. Zasadniczo nie powinno mnie to dziwić bo znając wcześniejsze dokonania zespołu taki skok był nie do uniknięcia i stanowił logiczną kontynuację obranej przez Greków drogi. Jednak spodziewałem się, że te zmiany będą wprowadzane trochę wolniej. Tymczasem na „Julian” praktycznie nie uświadczymy już gitar. Wszystko opiera się na głosach wokalistów, klawiszach, samplach, skreczach i innych elektronicznych zabawkach.
Okrzyknięty jednym z najlepszych post-metalowych albumów 2009 roku, „Alchera” – pierwszy album Heirs pozwolił zespołowi na zajęcie czołowego miejsca na australijskiej scenie instrumentalnej. Na albumie słychać było wpływy Godflesh, Slint i wczesne utwory Swans. Na trasę koncertową, która towarzyszyła premierze albumu składało się 69 koncertów w Europie i Japonii.
OvO wykonuje mroczną, mocno eksperymentalną muzykę, która wydaje się być wyzwolona z jakichkolwiek ram. Większość kompozycji zawartych na „Cor Cordium” obfituje we fragmenty, w których muzyka pozbawiona jest struktur i opiera się na improwizacji. Jest to zabieg tyleż samo interesujący, co ryzykowny. Ryzyko jest tym większe, że za pomocą dość oszczędnych środków muzycznego wyrazu OvO próbuje wywołać w odbiorcy najrozmaitsze, głównie negatywne, stany emocjonalne. Prym w tym wiedzie odpowiedzialna za wokal Stefania Pedretti, która raz za razem skrzeczy, warczy próbując zawładnąć umysłem słuchacza i owinąć go sobie wokół palca.
Dawno, dawno temu, gdy uzbierałem swój pierwszy milion, pojechałem do sklepu Carnage przy Hali Mirowskiej i nabyłem dwanaście kaset. W ten sposób stałem się posiadaczem między innymi The Spectral Sorrows, Edge Of Sanity i... zakochałem się w tym zespole na następnych parę lat.
Po wydaniu w zeszłym roku swego pierwszego od piętnastu lat albumu "Industrial Complex" wydawało się, że Nitzer Ebb powraca do gry. Okazuje się, że na kolejny album trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ponieważ Bon Harris zaangażował się w nowy, komercyjny projekt o nazwie Shadow Bureau. Dwuutworowy singiel "Don't Give Yourself Away" jest już dostępny do odsłuchu w sieci.
Jak ja lubię takie niespodzianki, jaką sprawili mi Czesi z Demimonde za sprawą swojego albumu zatytułowanego „Mutant Star”. Człek kupuje sobie płytkę całkowicie nieznanego zespołu zakładając, że na 90% opchnie ją potem na jakimś portalu aukcyjnym i zapomni o sprawie. A tu wyskoczy taka „niespodzianka” jak niniejszy album i jasne jest, że sprzedaż płyty nie wchodzi w rachubę, bo to co gra (właściwie grał, bo z tego co mi wiadomo zespół już nie istnieje) Demimonde sprawia, iż do teraz ciężko mi pozbierać myśli.
Wiosenna odwilż w neofolkowym światku. Kim Larsen nie próżnuje i zamierza wypuścić pod szyldem Of The Wand And The Moon specjalne, limitowane wydawnictwo w formie winyla. Znajdą się na nim przygotowanie na tę okazję utwory "Shine Black Algiz" oraz "Hold My Hand", których nie uświadczymy na zbliżającym się albumie studyjnym "The Lone Descent". Premiera już w połowie marca.
Wieczór przed koncertem w rozmowie z All Sounds Allowed dyrektor Firleja wspominał wcześniejsze występy The Young Gods w jego placówce, w tym dwa akustyczne, zagrane dzień po dniu. "Nie żebyśmy na tym zarobili" - powiedział, nie było to jednak z jego strony narzekanie. Dał jasno do zrozumienia, że zarówno on, jak i muzycy, i publiczność byli z wydarzenia zadowoleni. Od dawna wierzę w słuszność zależności: gdzie pieniądze nie grają roli, tam warto iść. A skoro w przypadku The Young Gods wielkiej nie odgrywają...
Czas na recenzję kolejnej płyty „z wąsem”, która, mimo lat na karku, nie straciła nic ze swojej wyjątkowości i oryginalności. Swego czasu jeden z utworów tej formacji (było to bodajże „Bob Dylan Is The Fucking King”) usłyszałem na składance załączonej do jednego z popularnych wówczas periodyków. Utwór ten pierwotnie wywołał u mnie mieszane uczucia, ale z każdym kolejnym przesłuchaniem zyskiwał w moich uszach na atrakcyjności i pamiętam, iż przez dobre dwa tygodnie zalegał pod czaszką i nie dawał spokoju. Nie było wyjścia, trzeba było ruszyć tyłek by zakupić całe wydawnictwo Naervaer. Z uwagi na wrodzone lenistwo i brak argumentów przemawiających do sprzedawców w sklepach muzycznych, wydawnictwo to udało mi się zdobyć dopiero po kilku latach. Dzięki temu doświadczeniu po raz kolejny przekonałem się, że konsekwencja w działaniu popłaca.
Star of Ash to solowy projekt niejakiej Ihriel czyli Heidi Solberg Tveitan, znanej mi przede wszystkim z tego, że była/jest życiową partnerką guru sceny metalowej – Ihsahna. Widać dziewczynie znudziło się bycie w cieniu partnera w projektach typu Peccatum i postanowiła spróbować się z trudną materią, jaką niewątpliwie stanowi Muzyka (nie mylić z muzyką), powołując do życia „Gwiazdę Popiołu”.
Sleepless to izraelska formacja, którą tworzą dwaj multinstrumentaliści: David Bendayan oraz Maor Appelbaum. Zespół ten wydał jak dotychczas tylko jedno pełnowymiarowe wydawnictwo zatytułowane „Winds Blow Higher”. Płyta ta została oficjalnie wydana 10 lat temu, jednak zawiera muzykę na tyle ciekawą i nietuzinkową, że postanowiłem przypomnieć o niej miłośnikom muzycznej alternatywy najwyższej jakości.
Zespół 惘闻 (w
transkrypcji: Wǎng Wén) nosi oryginalną
i niestety pasującą do zachodniej ignorancji nazwę, czyli "Zapomniana
Wiadomość". Grupę tworzy pięciu muzyków z nadmorskiej miejscowości
Dalian z rejonów Morza Żółtego. Ich twórczość zalicza się
do post-rocka, nurtu rosnącego od jakiegoś czasu u nas w popularność.
Album "Re :Re :Re :" pierwszy raz ukazał się w 2005 roku jako "Six Tales
For Fifty People", ale w 2006 roku w swojej re-edycji został tak a nie
inaczej przemianowany.
Stare już nieco wydawnictwo, które jednak z kilku względów warto przypomnieć. Choćby dlatego, że nazwiska Lewandowski, Raduli i Pilichowski przewijają się wciąż w rockowym światku w Polsce. Płyta jest zapisem na żywo koncertu, który odbył się w szczecińskim klubie jazzowym Pinokio w 1992 roku.
Swans to zespół niezwykle ceniony, inspirujący i... znany przez
nielicznych. Sam usłyszałem o nim po raz pierwszy dopiero niedawno, przy
okazji jego powrotu. Kilkanaście lat od rozpadu okazało się bowiem, że
Łabędzie nie zaśpiewały jeszcze swej ostatniej pieśni, a dziobać
zamierzają wciąż lepiej, niż kruki i wrony.
Zespół Helloween, prawdziwa legenda heavy metalu, wystąpi już jutro w warszawskim klubie Stodoła. Dzień później pojawi się na scenie klubu Studio w Krakowie. Na koncertach z pewnością nie zabraknie najnowszych utworów z wydanej niedawno płyty „7 Sinners”, jak i największych przebojów Helloween - „Dr. Stein”, „Future World”, „Power”, „I Want Out” czy „Wasn't Right”, a zarówno krakowska jak i warszawska publiczność będą miały okazje przekonać się na własnej skórze jaką niezwykłą energię i atmosferę zespół Helloween wytwarza podczas swoich występów.
Efektywnie-efektowny koncert, jakże
inny od tych, które dane było mi ostatnim czasem obserwować.
Widowisko, na którym to dusza wypoczywa, a ciało chętnie
męczy się od natłoku potężnych nut. A jeszcze nie tak dawno
wydawało się, że Swans to rozdział zamknięty już na zawsze.
Taka nieco przykurzona księga, o której wspominają artyści,
powołujący się na nią jako na źródło inspiracji. Krótką
chwilę można byłoby powybrzydzać, bo brudnych, brzydkich i
nabrzmiałych nut było jak na moje uszy za mało, jednakże nikłość
tych zarzutów rozbiła się już o pierwszy niepowtarzalny ton
"łabędziego śpiewu".
Zespół kierowany przez Michaela Girę zagra w Polsce dwukrotnie: 9 grudnia we wrocławskim Firleju i dzień później w Warszawie w klubie Stodoła. Występy w Polsce będą elementem światowej trasy formacji, która rozpocznie się we wrześniu tego roku. Grupa Swans reaktywowała się na początku 2010 ku radości wielu oddanych fanów na całym świecie! Formacja Giry powstała w roku 1982 stając się jednym z pionierów ruchu no wave. Istniała do 1997 roku, kiedy to rozpad związku Giry i wokalistki Jarboe, drugiej podpory Swans, doprowadził także do zawieszenia działalności zespołu. Swans wywodzą się z tych samych kręgów nowojorskiej awangardy, której filarami są Sonic Youth czy Lydia Lunch.