Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Tony MacAlpine - Evolution

Naprawdę wartościowi czarnoskórzy muzycy w świecie metalu zdarzają się chyba tak rzadko, jak czarnoskórzy hokeiści w NHL. Zdolności przystosowawcze Tony'ego MacAlpine'a pozwoliły mu jednak na wyewoluowanie jako multiinstrumentalisty poruszającego się także w tym gatunku. Muzyk najbardziej znany ze współpracy z Planet X oraz innymi solistami z kręgu rocka i metalu progresywnego (Virgil Donati, Billy Sheehan, Vinnie Moore). Kariera solowa Tony'ego zatrzymała się 10 lat temu, ale w ciągu wcześniejszych 15 lat nagrał 11 płyt, z których większość trzyma podobny, wysoki poziom.
Płyta "Evolution" nie różni się stylistycznie od pozostałych. Nagrana raczej na zasadzie "szedłem ulicą, spotkałem znajomych, mieliśmy kilka pomysłów i przechodziliśmy akurat obok studia, więc..." . Ci znajomi to perkusista Mike Terrana, basista Tony Franklin i dwóch dźwiękowców Steve Fontano i Keneth Lee. To co tu najistotniejsze, czyli klawisz i gitara to już sprawka MacAlpine'a. Wszystkie kompozycje są instrumentalne, ale nie wszystkie autorstwa wymienionych powyżej muzyków. MacAlpine postanowił odświeżyć swoje dawne, bardziej klasyczne pasje i wcisnął na płytę numery Chopina i Mozarta.

Cała reszta to jednak rock/metalowa wirtuozeria progresywna, często neoklasyczna. Mimo obfitości dźwięków słucha się tego przyjemnie, bo produkcja nastawiona była jednak na ucho standardowego odbiorcy muzyki, prosty rytm perkusyjny i basowy pozwala na skupieniu się na wyczynach gitarzysty, a spory pogłos mimo wszystko nie przeszkadza w wyłapywaniu smaczków. Wiele fraz po prostu wpada w ucho i tak jest od początku płyty. Każdy utwór (może z wyjątkiem Chopina i Mozarta) to typowa piosenka zakończona "fade outami", nieco dłuższa, bo najkrótsze z nich trwają ok. 4,5 minuty, ale to chyba tylko z nadmiaru dobrych pomysłów.

W "Oversea Evolution", "Eccentrist" czy "Seville" znajdziemy trochę fussion jazzu, "Futurism" zawiera jeszcze więcej pokręconych dźwięków, jakich Tony serwował 10 lat później dużo więcej w Planet X. "Powerfield" jest nieco mocniejszy i szybszy od reszty, kontrastując z kolejnymi spokojniejszymi "Plastic People" i "Sinfonią". Całość zamyka nieco zmodyfikowany utwór Mozarta, pierwotnie skomponowany jako koncert na pianino nr 21.

Gdyby nie kolor skóry, Tony MacAlpine nie wyróżniałby się zbytnio wśród uzdolnionych gitarzystów, ale sam fakt jego zaistnienia każe się zastanowić skąd się wziął. Po zapoznaniu się z jego życiorysem trudno jednak nie przyznać, że na miano wirtuoza zasłużył sobie osiągnięciami muzycznymi, a nie na przykład showmańskimi. Większość jego płyt nadaje się do słuchania w kółko, nie męczą, ale przy niektórych warto się czasem zatrzymać i skupić. Co to dużo pisać, Tony rocks!

Tracklista:

01. The Sage
02. Oversea Evolution
03. Eccentrist
04. Time Table
05. Seville
06. Futurism
07. Etude nr 5, opus 10 (Chopin)
08. Powerfield
09. Plastic People
10. Sinfonia
11. Asturias KV 467, nr 21 (Mozart)

Wydawca: Shrapnel Records (1995)
Komentarze
Yngwie : To fajnie, że trafiłem :) Reszta płyt jest podobna, ale ta właśnie ulu...
Harlequin : Jedyny album Macaplina jaki znam, ale który lubię ;) tak jak nie przepadam za...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły