Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Symphony X - Iconoclast

Na początku kariery zespół Symphony X wydawał płyty co rok lub dwa lata. Nieczęsto się zdarza, żeby ilość szła w parze z jakością, ale amerykańscy progpowermetalowcy z New Jersey to właśnie ten przypadek. Ostatnie ich płyty z kolei trafiały do fanów co 4-5 lat, ale jakościowo są jeszcze lepsze. Russel Allen (wokal) poprawił warsztat, Michael Pinella (klawisze) zaczął unikać standardowych neoklasycznych pasaży (od których roiło się na jego solowym Enter by the Twelfth Gate) na rzecz bardziej wyrafinowanych pomysłów, świetnie wtapiających się w klimat Symphony X. Michael Romeo (gitara) z kolei gra to co zwykle i jak zwykle świetnie. To wystarczyło, żeby stworzyć kolejny, spójny technicznie i aranżacyjnie album koncepcyjny "Iconoclast".
Album odnosi się do ikonoklazmu pojmowanego na sposób średniowieczny jak i współczesny. Historię tego pierwszego z grubsza znamy, drugi jest dopiero definiowany, a według muzyków, kluczową rolę odgrywa tu rozwój technologiczny i stosunek człowieka do wielu nowych dla niego nauk i zagadnień. Koncepcja i spójność w warstwie tekstowej to taka wisienka na torcie, który i bez tego byłby pewnie przepyszny, bo Symphony X znany jest przede wszystkim z kunsztu technicznego muzyków, a ci są w formie, to na pewno.

Patrząc z perspektywy fana Symphony X od dobrych kilkunastu lat, pierwsze skojarzenia jakie przychodzą mi do głowy po przesłuchaniu płyty związane są z, uwaga, Symphony X - klasa sama w sobie, nie ma co ich porównywać wciąż do Dream Theater itp., na pewno zasłużyli sobie już na osobny rozdział w dziejach progmetalu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że wciąż się rozwijają - nie tracą dawnego polotu i fantazji, wciąż ewidentnie nawiązują do twórczości sprzed lat, poprawiając przy tym niedociągnięcia, np. wokalne Allena i uzupełniając i tak wszechstronny repertuar stylów.

Znajdą się na "Iconoclast" pokręcone riffy extreme-tech w stylu np. Spastic Ink, znajdą się i tech-deathmetalowe, wiele melodyjnych, trochę krótkich-ciętych thrashowysh i jak zwykle dużo symfoniki i neoklasyki, a mimo tego niektóre utwory można by uznać za przebojowe. Np. "Bastards of the Machine" praktycznie cały taki jest, a przy tym nie trwa nawet pięciu minut, więc nawet przeciętny słuchacz prostszych odmian metalu powinien przetrawić i być może chcieć jeszcze. Ja się zajadam i cały czas smakuje świetnie. Nie brakuje też ballady z wyraźnym nawiązaniem do ich klasycznego "Accolade (II)" - "When All Is Lost".

Symphony X wydał ten album w dwóch wersjach, pierwsza zmieści się na jednym krążku CD, druga jest uzupełniona o trzy kolejne kompozycje i trwa w sumie ponad godzinę. Nie wiem czy to drugie rozwiązanie to dobry pomysł, bo pierwsze jest nieco lepiej dobrane koncepcyjnie i kończy się balladą. Z tym, że jeśli na kolejne wydawnictwo Symphony X znowu trzeba będzie czekać 5 lat, to dodatkowe trzy kawałki pożywnego mięsa na pewno pomogą ten okres przetrwać w lepszej kondycji. Zdecydowanie polecam!

Tracklista:

Ver1 [jewel-case edition]
01. Iconoclast
02. The End Of Innocence
03. Dehumanized
04. Bastards Of The Machine
05. Heretic
06. Children Of A Faceless God
07. Electric Messiah
08. Prometheus (I Am Alive)
09. When All Is Lost

Ver2
Disc I [special edition digipak]
01. Iconoclast
02. The End Of Innocence
03. Dehumanized
04. Bastards Of The Machine
05. Heretic
06. Children Of A Faceless God
07. When All Is Lost
Disc II
01. Electric Messiah
02. Prometheus (I Am Alive)
03. Light Up The Night
04. The Lords Of Chaos
05. Reign In Madness
 
Wydawca: Nuclear Blast (2011)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły