Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Queen - Innuendo

Rok 1991 - legendarny zespół Queen, choć nie koncertuje, a media plotkują o chorobie Freddiego Mercury, wydaje krążek Innuendo, który do dziś uznawany jest za jedno z najlepszych dzieł zespołu.  Płyta Innuendo nie zebrała od muzycznych krytyków wybitnych ocen. Nie osiągnęła też takiego sukcesu, jak choćby słynne A Night at the Opera. A jednak jest coś, co sprawia, że to jeden z najbardziej niezwykłych albumów zespołu Queen.
Już pierwsze dźwięki Innuendo zwiastują niespokojne, rockowe dzieło. I tak też jest. Wydaje się jakby kompozycja szarpana była jakimiś silnymi uczuciami, jednocześnie urzeka swoim progresywnym brzmieniem. Jest rock, jest niby- opera, jest solo na gitarze hiszpańskiej. Piosenka jest nawet porównywana do słynnego Bohemian Rhapsody i jakby się przysłuchać - coś w tym jest. I'm Going Slightly Mad może nie jest typowym dziełem Queen, ale ma za to w sobie coś, co sprawia, że słucha się tego tak nadzwyczajnie. Psychodeliczne brzmienie, smutny jakby głos Freddiego i tekst - na pozór zabawny, ale jednak bardzo tragiczny. I kto nie pamięta tego słynnego teledysku? Freddie w końcówce swojego życia, z kilkoma warstwami koszul, tony makijażu. Ponura, mroczna aura... Dla zmiany klimatu otrzymujemy rockery - Headlong i I Can't Live With You. Ten pierwszy z rock and rollowym feelingiem, drugi bardziej pop rockowy z wygładzonym brzmieniem gitar i pełną mocą typowo Queenowych chórków. Cudowną balladą jest Don't Try So Hard. Przekonanie, że nie można zbyt starać się i zdać się czasami na los. Wyśpiewane cudownym falsetem z urzekającym brzmieniem tak syntezatorów, jak i gitary Briana May. Bardzo emocjonalna kompozycja. Typowe dla Queen jest też eklektyczne brzmienie. Także i tu Brytyjczycy się o to postarali, bowiem zaraz po ckliwej balladzie otrzymujemy podszyte funkiem Ride The Wild Wind. Słychać, że jest to dzieło perkusisty, Rogera Taylora. Wyraża on tu zarówno swoją miłość do motoryzacji, jak i uwydatnia rolę swojego instrumentu. Przy wokalu pozostaje jednak Freddie i robi to z wielką klasą. All God's People to jakby nie było najsłabszy moment płyty, choć myślę, że jest to również bardzo dobre dzieło. Widać, że przygotowywane było z myślą o albumie Barcelona - solowego krążka Mercury'ego nagranego wspólnie ze śpiewaczką operową Montserrat Caballe. Operowe zaśpiewy połączone są jednak z partiami gitarowymi. Swoistym pożegnaniem Freddiego z tym światem jest These Are The Days Of Our Lives - a przynajmniej tak sie to odczytuje. Brak tu rockowej perkusji, są za to wręcz latynoskie bębny. Jest jednak syntezator i piękna rola gitary elektrycznej. A wszystko podane jako wyciskająca łzy z oczu ballada. Wczytując się w tekst nie sposób nie pomyśleć o niej jako o pożegnaniu Freddiego. Wokalista ujawnia swoją wielką miłość do kotów w fikuśnym utworze Delilah. Wątpię, aby był to utwór, który mógłby kogoś skłonić do słuchania Queenu. To raczej dosyć osobista pioseneczka mająca jednak swoją wartość i ukazująca typowe dla Queen - a zwłaszcza w latach 70. podejście do muzyki z przymrużeniem oka. Za to jednak ten zespół można kochać. W zupełnie odmiennym klimacie jest The Hitman. Prawdopodobnie najostrzejsze dzieło grupy Queen, które swobodnie można już zaliczyć do heavy metalu. Gitara brzmi chropowato i ostro, podobnie jak i głos Freddiego. Niepotrzebnie wydłużono jednak końcówkę. Bijou to w zasadzie kompozycja zdominowana przez May'a. Wykonuje on tu wspaniałą robotę na gitarze. Freddie włącza sie tylko w krótkim fragmencie, ale wnosi pewną zadumę i nostalgię. Pozostałych muzyków nie ma. Wielki finał tworzy genialne The Show Must Go On. Dreszczowy wstęp, kapitalny wokal Freddiego i tak bardzo poruszający, wybuchający refren. To w zasadzie nie jest piosenka - to hymn. Freddie dobiega kresu swojego życia, ale daje to zrozumienia, że po jego śmierci na rynku muzycznym pojawią się kolejni artyści. Można tu wyczuć też pewną gorycz - czy aby na pewno pozostanę w pamięci ludzi, którzy kiedyś mnie wielbili? Pełna patosu pieśń będąca słusznym zwieńczeniem tej wspaniałej płyty.
23 listopada 1991 - po ponad dziewięciu miesięcach od wydania krążka Innuendo Freddie Mercury przyznaje się do chorowania na AIDS. Dzień później umiera.
Może to, że album Innuendo został nagrywany w ostatnich miesiącach życia człowieka, który tak bardzo kochał to, co robił, sprawia, że słucha się go tak niezwykle. Longplay targany jest niezwykłymi uczuciami. To refleksja na temat życia i śmierci.
Z ogromnym sentymentem słucham trzynastego studyjnego albumu zespołu Queen i uważam go za szczytowe dzieło nagrywane w tak krytycznym momencie dla formacji z Londynu.
Tracklista:
01. Innuendo 02. I'm Going Slightly Mad 03. Headlong 04. I Can't Live With You 05. Ride The Wild Wind 06. All God's People 07. These Are The Days Of Our Lives 08. Delilah 09. Don't Try So Hard 10. The Hitman 11. Bijou 12. The Show Must Go On
Wydawca: EMI (1991)
Komentarze
Harlequin : Płyta genialna, płyta bezbłędna, płyta wszechwielka. Skala ocen n...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły