Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Megadeth - Rust In Peace

Megadeth, Rust In PeacePo wydaniu trzech albumów, Megadeth szybko stał się czołowym zespołem thrashmetalowym. Niestety ani "Killing Is My Business..." ani "Peace Sells..." ani "So Far So Good..." nie były albumami, które wnosiły cokolwiek do gatunku. Płyty te obok dokanoń Metallicy czy nawet Slayera wypadały dosyć blado, a główną przyczyną tego było niewątpliwie brzmienie tych albumów. Co więcej - ani Poland ani Young nie byli gitarzystami tej samej klasy co choćby Hammett.
Rok 1990 okazał się jednak być punktem zwrotnym w karierze zespołu. Do zespołu trafili bowiem perkusista Nick Menza i wirtuoz gitary, znany ze współpracy z Jasonem Beckerem, Marty Friedman.

Różnica w klasie muzyków jest od razu widoczna. Co więcej - "Rust In Peace" została oprawiona w dużo lepsze brzmienie niż poprzedniczki. Owszem, muzyka dalej brzmi surowo, słychać lekki korytarz, ale dzięki temu czuć ducha thrash metalu. Tym razem jednak Mustaine pokazał jak powinien wyglądać thrash metal. Kto do tej pory miał wątpliwości co do Megadeth, to "Rust In Peace" powinien je rozwiać! Wtedy w 1990 roku był to chyba jeden z najbardziej technicznych albumów metalowych, pełen pomysłowych riffów, niesamowitych, jakże oryginalnych solówek, oryginalnego brzmienia sekcji rytmicznej i bardzo rozbudowanych utworów.

Płytę otwiera "Holy Wars ..." z rzadko spotykanym, tłumionym, szarpanym riffem, po którym następuje staccato perkusji i ... thrash pełną gębą ! Rewelacyjny tłumiony riff, nad którym unosi się specyficzny, zdławiony głos Mustaina. W środku utworu mamy wolniejszą wstawkę, która podkreśla bardzo wymowny tekst utworu. Solówka w tym utworze to dopiero przedsmak to co nastąpi potem. Marty Friedman pokazuje, że jest co najmniej podobnej klasy gitarzystą co Hammett, a może nawet lepszym. Jego specyficzne skalowanie jest od razu wyczuwalne.

"Hangar 18" to już kult !!! Ślizgany riff, melodyjne zaśpiewy, a po 2 minutach mamy 3-minutowy pojedynek gitarowy, gdzie muzycy prześcigają się w pomysłach. Pikanterii nadaje przyspieszenie jakie pojawia się przed jedna z solówek. Dzięki temu utwór zyskuje na dynamice.

"Take No Prisoners" to mocny thrashowy numer z chóralno odśpiewanym, a w zasadzie skandowanym refrenem. Nie jest to może tak dobry numer jak dwa poprzednie, ale trzyma poziom.

"Five Magics" to bardzo specyficzny numer zaczynający się niesamowitym staccatem perkusji zsynchronizowanym z gitarami. Dalej jest trochę nudno, wyczuwalny jest brak pomysłu na melodię ... ale końcówka ... przyspieszenie, znów staccato ... no i te solo ... niesamowita energia, polot, świeżość, pomysłowość ... jedna z lepszych solówek jakie słyszałem w życiu!

"Poison Was The Cure" to dosyć szybki, raczej mało charakterystyczny numer, który jest najsłabszym punktem albumu.

"Lucretia" rozpoczyna się fenomenalnym, melodyjnym riffem. Tak też jest sam utwór - rytmiczny, skandowany, łatwo zapadający w pamięć. No i kolejna solówka, odrobinę orientalna .... mmmm, palce lizać. Widać, że Mustaine pozwala tym razem muzykom na pokazanie swoich umiejętności i "wygranie" się. Kolejny świetny numer!

"Tornado Of Souls" - utwór raczej nie wymieniany wśród klasyków zespołu, choć nie wiem czemu. Jest to jeden z jaśniejszych punktów albumu. Technicznie jest perfekcyjny, ale punktem kulminacyjnym jest riff w środku utworu - niesamowicie dynamiczny, skoczny, genielny w każdym dźwięku.

"Dawn Patrol" to basowa miniaturka z mrocznym, przepitym, przepalonym mrukiem Mustaina i nawiedzonym szeptaniem i "ksykaniem". Rewelacyjny utwór na imprezę, gdy towarzystwo jest w stanie nieważkości.

Kończący płytę utwór tytułowy to kolejna porcja solidnego thrashu. Utwór może nie tak fenomenalny jak "Hangar 18" czy "Tornado Of Souls", ale nie ma powodów, aby się do niego przyczepić.

Megadeth tym albumem pokazał, że zasłużył sobie na miano gwiazdy. Nie chcę spekulować na temat odwiecznej wojny "co lepsze Megadeth czy Metallica?", gdyż każdy z tych zespołów gra inaczej. Na pewno Megadeth jest trudniejszy w odbiorze. Jest to zespół, który kochasz lub nienawidzisz. Zespół pokazał jednak, że posiada swój styl i ma coś do zaoferowania swoją muzyką. Nawet z perspektywy 15 lat ten album broni się. Jak się okazało "Rust In Peace" osiągnął pułap nieosiągalny dle zdecydowanej większości zespołów, które grają thrash.

Wydawca: Combat Records (1990)
Komentarze
SalixFragilis : Megadeth ssie i tyle.
zet : NIe zamierzałem Tobie wcale dowalać, nie to miałem na celu. Wybacz,...
minawi : Zet, że masz doła to nie znaczy że musisz mi dowalać - z twoim poczu...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły