Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Kira - Peccatum Et Blasphemia

Nomad, Kira, Peccatum Et Blasphema, Tom Angelripper, Get What You Deserve

Po długo wyczekiwanym albumie Nomad, nadeszła pora na drugą płytę Kira. „Peccatum Et Blasphema” nie tylko grzeszy bluźnierstwem, ale wręcz cała zionie piekielnym ogniem. Trzeba uważać jak się ją bierze do ręki, bo można się oparzyć, a jak komuś jest zimno to może ją włączyć zamiast farelki. Oto otchłań idzie po nas szybciej niż by się można było spodziewać, a bramy czeluści otwierają się z łoskotem od razu ukazując odgłosy pracy i męki potępionych.

Otwieranie bram piekielnych na początku płyty to mocno już wyświechtany pomysł, ale trzeba przyznać, że w przypadku „Peccatum Et Blasphema” trudno by było o inne rozpoczęcie. Cały album jest bowiem jedną wielką wędrówką po mrocznych korytarzach w świetle czerwonego ognia. Ta muzyka po prostu płonie i zamykając oczy widać jej tańczące na ścianach płomienie. Jest miarowa, rytmiczna i często zakuwa w okowy marszowego tempa, którym kroczymy wciąż w głąb przepaści, docierając do najgorętszych zakamarków piekła. Czasem, jak w „In The Devil’s Embrace”, gitarowe melodie podrywają nas do żywotniejszego kroku, ale przez większość czasu uparcie brniemy otumanieni, jakby poddani jakiejś narkotycznej wizji dźwięku, światła i obrazu. Wizji, która nas otacza gęstą, smolistą zawiesiną i pcha skutych i wystraszonych w bezładnym szyku pośród innych nieszczęśników.

A dookoła pełno diabłów, którzy ryczą i rzężą w jakimś dzikim i niezrozumiałym dialekcie. Proszą aby przyjąć Pana Lucyfera do swojego serca, a cała ta gehenna przestanie być udręką, a stanie się pełną niespodzianek rozkoszą. Po szybkim i świdrującym solówkami „Lucifer’s Herald”, wchodzimy wręcz na jakąś ukojną magmiczną polanę, na której nasza dusza zostaje ostatecznie oczyszczona z resztek kalających ją świętości. Rozpływamy się w bulgoczącej siarce i cieszymy z upojnej i przyjemnej kąpieli czując się jak Kleopatra w świeżym mleku.

Puk, puk. A tu co to? Postaci z czterema nogami i pięcioma rękami? To pracownia Pana nekrohirurga, który zszywa swoje, ukradzione z kostnicy, organizmy. A to przepraszam, nie przeszkadzam. Idę dalej głęboko w podziemia, tam gdzie oko Boga nie dosięga. Idę i myślę sobie jak mi tu dobrze i jak coraz bardziej podoba mi się wizja, że to właśnie tu spędzę całą resztę wieczności. Morda sama mi się cieszy jak spotykam lorda od halucynacji. To Pan może mi rozfalować wizje, wytworzyć paradoksy i iluzje? I to za darmo i na legalu? Niesamowite. Umierać, nie żyć!

A to kto taki? Skądś kojarzę tego Pana. Toż to Tomek - rozpruwacz aniołów. No miło Cię spotkać kolego. Zmieniłeś się trochę, ale i tak jest zajebiście. Zobacz jaka ta śmierć jest przewrotna. Jak to było? „Get What You Deserve”? He, he.

Tracklista:

01. Opening The Gates Of Hell
02. Lucifer’s Herald
03. One Gram Of Your Soul
04. Necroscience
05. Temple Of Suffering
06. Lord Of Hallucinations
07. In The Devil’s Embrace
08. The Fearful One
09. Weakness Isn’t Breathless
10. Silence Is Consent (Sodom cover)

Wydawca: Ossuary Records (2020)

Ocena szkolna: 5

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły